30 lat temu rozbłysła gwiazda Apatora Toruń

Piotr Bednarczyk
To była ekipa! Stoją od lewej: E. Miastkowski, K. Kuczwalski, J. Woźnicki, R. Kowalski, S. Miedziński, klęczą; G. Śniegowski, W. Żabiałowicz i P. Maćkiewicz
To była ekipa! Stoją od lewej: E. Miastkowski, K. Kuczwalski, J. Woźnicki, R. Kowalski, S. Miedziński, klęczą; G. Śniegowski, W. Żabiałowicz i P. Maćkiewicz Andrzej Kamiński
W tym roku minęło trzydzieści lat od momentu, w którym żużlowcy Apatora wywalczyli pierwsze w historii Torunia Drużynowe Mistrzostwo Polski.

Do wspaniałych chwil z 1986 roku często nawiązują starsi kibice. Jak wspominają tamte czasy zawodnicy? Czym dziś się zajmują?

Na pewno przed tamtym sezonem drużyna z Torunia nie była faworytem do zdobycia złota. W dodatku fatalnie rozpoczęła rozgrywki. Już w pierwszym swoim starcie pierwszego meczu w Rzeszowie jeden z potencjalnych liderów - Tadeusz Wiśniewski - złamał nogę i na tym... zakończył sezon.

Podopiecznych jeżdżącego trenera Jana Ząbika (choć „jeżdżącego” to określenie trochę na wyrost, bo pojechał raptem w dwóch biegach) ratowała szeroka kadra. Byli w niej doświadczeni - Wojciech Żabiałowicz i Eugeniusz Miastkowski, utalentowani - Stanisław Miedziński, Grzegorz Śniegowski, Jan Woźnicki i Ryszard Kowalski oraz młodzież: Stefan Tietz, Krzysztof Kuczwalski i Piotr Maćkiewicz. Na torze pojawili się też Robert Pruss (pojechał w czterech wyścigach) i zmarły w listopadzie 1994 roku w wypadku samochodowym Mariusz Strzelecki (jeden bieg).

Po porażce w inauguracyjnym meczu w Rzeszowie 43:46 przyszło wysokie zwycięstwo u siebie z Wybrzeżem Gdańsk 58:32 oraz nieoczekiwana wygrana 50:40 w Gorzowie ze Stalą.

Datę 1 maja 1986 roku spora grupa kibiców z Torunia wspomina niczym koszmar do dzisiaj. To właśnie tego dnia Apator przegrał pierwszy mecz na własnym torze ze znienawidzonym lokalnym rywalem - Polonią Bydgoszcz. I to w bardzo dziwnych okolicznościach, bo po ósmym wyścigu „Anioły” prowadziły już 28:20! W pewnym momencie drużyna jednak zupełnie stanęła. Skończyło się na porażce 44:46.

Później jednak torunianom zaczęło sprzyjać szczęście. Wygrali sześć kolejnych spotkań, w tym trzy „na styku” - w Rybniku (46:44) oraz Opolu i u siebie z Falubazem Zielona Góra (po 45:44). To pozwoliło im utrzymać kontakt z czołówką tabeli. Później przyszła lekka huśtawka nastrojów - porażki w Gdańsku, Lesznie i Bydgoszczy, przeplatane zwycięstwami u siebie ze Stalą Gorzów, ROW-em Rybnik i Unią Tarnów.

Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek torunianie współliderowali w tabeli z Polonią Bydgoszcz, mając tyle samo punktów. Przy czym Apator czekała łatwa przeprawa u siebie z opolanami i ciężka w Zielonej Górze, a Polonię niezbyt trudny, wydawało się, mecz u siebie z przeciętną tego roku Stalą Gorzów i łatwiutki wyjazd do Opola.

Drugą najważniejszą datą tego sezonu był 25 września. To właśnie tego dnia w Bydgoszczy odbył się mecz Polonii z gorzowianami. W Toruniu mało kto liczył na sensację, ale... ta stała się faktem! Dzięki zwycięstwu 5:1 w ostatnim biegu goście wygrali cale spotkanie, co wywołało euforię w Toruniu. Wystarczyło bowiem trzy dni później pokonać u siebie ekipę Kolejarza i można było otwierać szampany. I tak się też stało - Apator „przejechał” się po rywalu 64:26 i na ostatnie spotkanie do Zielonej Góry mógł pojechać na wycieczkę.

Niewątpliwą gwiazdą ekipy z Torunia był Wojciech Żabiałowicz - najlepszy żużlowiec ligi w tamtym sezonie. „Wykręcił”niesamowitą średnią biegową - 2,774 pkt.

- Wojtek miał niesamowity sezon - wspomina Jan Ząbik. - Mocno wspierała go też młodzież, której coraz więcej wchodziło do zespołu, no i Gieniu Miastkowski. To były inne czasy. Ten tytuł zdobyliśmy „swoimi” chłopakami. Dzisiaj jest zawodowstwo, wszyscy gonią za pieniędzmi i nie ma takiego przywiązania do barw klubowych. A wtedy? Pieniędzy takich nie było, była za to dobra atmosfera. Pamiętam, jak świętowaliśmy sukces jadąc na platformie na traktorze przy pełnych trybunach stadionu przy ulicy Broniewskiego.

O innej niż obecnie atmosferze wśród zawodników wspomniał również Eugeniusz Miastkowski w wywiadzie w „Nowościach”:

- Kiedyś drużyna to była rodzina. Razem się jeździło i mieszkało, razem się jadło i piło. Cieszę się, gdy ktoś mi przypomni, że np. w tamtym mistrzowskim sezonie 1986 zrobiłem trzy komplety - z Rzeszowem, Tarnowem i Rybnikiem.

- To było upragnione mistrzostwo, ocieraliśmy się o nie od początku lat osiemdziesiątych, ale nie udawało nam się go wcześniej zdobyć, bo przeszkadzały kontuzje - mówi niekwestionowana gwiazda ekipy, Wojciech Żabiałowicz. - Ten sezon był przełomowy, drużyna była scalona ze sobą, zżyta. Toruń żył tym tytułem, kibice siedzieli lub stali nawet na drzewach wokół stadionu. Dzięki temu mistrzostwu rok później organizowaliśmy finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, który wygrałem. Wiem, że gdybym jeździł teraz i osiągał takie wyniki, zarobiłbym duże pieniądze. Ale nie narzekam. Cieszę się, że udało mi się cało i zdrowo skończyć karierę, co nie było dane niektórym moim kolegom, i że mogę rozwijać swoje pasje, typu windsurfing, bieganie, jazdę na nartach czy motocyklem.

Stanisław Miedziński w 1986 roku miał 24 lata i był trzecim, jeśli chodzi o skuteczność, zawodnikiem Apatora.

- Co pamiętam z tamtych rozgrywek? O Matko, to było tak dawno - śmieje się ojciec obecnego zawodnika Get Wellu, Adriana. - Bardziej pamiętam 1990 rok, gdy wszyscy wróżyli nam spadek, a zdobyliśmy drugie mistrzostwo, a ja wówczas byłem trenerem. A z 1986 roku? Chyba... tę porażkę w derbach w Toruniu. To było niesmaczne. Ze wszystkimi można było przegrać, ale nie z Polonią. Ale powetowaliśmy to sobie później mistrzostwem. Trochę pomógł nam Gorzów. Pamiętam też tę maszynę do ubijania, na której wyjechaliśmy świętować złoto. No i nagrodę finansową z miasta, która była chyba równowartością jednego koła do motocykla. No cóż, to były inne czasy...
Co robią obecnie gwiazdy z 1986 roku?

- Każdy jakoś odnalazł się w życiu - twierdzi Jan Ząbik. - Przeważnie mają własne firmy - Wojtek Żabiałowicz i Jan Woźnicki transportowe, Gieniu Miastkowski elektromechaniczną, Stanisław Miedziński produkującą odzież BHP, Tadek Wiśniewski miał asenizacyjną. Ryszard Kowalski jest jednym z najbardziej cenionych na świecie tunerów silników żużlowych, Grzegorz Śniegowski, z tego, co wiem, kiedyś był taksówkarzem. Krzysztof Kuczwalski i Piotr Maćkiewicz pracują za granicą.

Przez skromność Jan Ząbik nie wspomniał o sobie. A to „człowiek - orkiestra” - prowadzi firmę oponiarską, jest radnym miejskim, członkiem Głównej Komisji Sportu Żużlowego i trenerem w Stali.

Oni zdobyli tytuł:

Wojciech Żabiałowicz - śr. 2,774 (w 93 biegach)
Grzegorz Śniegowski - 2,464 (85)
Stanisław Miedziński - 2,0 (84)
Eugeniusz Miastkowski - 1,905 (74)
Jan Woźnicki - 1,736 (38)
Ryszard Kowalski - 1,473 (52)
Stefan Tietz - 1,361 (36)
Krzysztof Kuczwalski - 1,23 (39)
Piotr Maćkiewicz - 1,139 (43)
Robert Pruss - 0,5 (4)
Jan Ząbik - 0,0 (2)
Tadeusz Wiśniewski - 0,0 (1)
Mariusz Strzelecki - 0,0 (1)

(statystyki za http://www.speedway.hg.pl)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 30 lat temu rozbłysła gwiazda Apatora Toruń - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24