Alan Uryga: Czas przestać traktować europejskie puchary jako priorytet

Bartosz Karcz
Ewa Michalik/wislakrakow.com
Kapitan Wisły Kraków Alan Uryga po meczu w Pruszkowie ze Zniczem, który „Biała Gwiazda” przegrała 1:2, przyznał, że nie pamięta ze swojej kariery takiej sytuacji jak ta, po której czerwoną kartkę dostał Tamas Kiss.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Zgodzi się pan, że po pierwsze takie porażki jak ze Zniczem Pruszków muszą boleć nawet bardziej niż 1:6 z Rapidem Wiedeń, a po drugie w Pruszkowie sami zrobiliście sobie tak naprawdę krzywdę?
- Zdecydowanie tak jest. Ciężko nawet znaleźć jakieś słowa, żeby opisać to, co się wydarzyło w meczu ze Zniczem. To był jakiś absurd. Wygląda to absurdalnie przy tym jak wyglądał ten mecz, jaką mieliśmy kontrolę nad tym, co działo się na boisku przez zdecydowaną większość czasu gry, praktycznie aż do tej sytuacji, która się wydarzyła. A która jest dla mnie niewytłumaczalna. Nie wiem nawet jak do niej podejść, jak zrozumieć takie zachowanie. W piątym kolejnym meczu dostajemy czerwoną kartkę - to raz. Ale okoliczności tego, w jaki sposób dostaliśmy tę konkretną czerwoną kartkę, to powiem szczerze, jak długo gram w piłkę nożną, to czegoś taka absurdalnego jeszcze nie widziałem.

- Uprzedził pan moje pytanie, bo chciałem zapytać właśnie o to czy widział pan kiedyś coś takiego, że zawodnik, który ma na koncie żółtą kartkę, robi coś takiego? Zagrywa celowo ręką i faktycznie sam wyklucza się z gry.
- Nie, absolutnie nie widziałem czegoś takiego. I to nawet nie chodzi o seniorską piłkę. Nie pamiętam czegoś takiego z gry w trampkarzach, juniorach, nawet z kopania piłki na osiedlu z kumplami. Takie rzeczy się nie działy. A jeśli chodzi o grę na profesjonalnym poziomie, to wymyka się jakimkolwiek standardom zachowania.

- Tamas Kiss przeprosił was po tym wszystkim w szatni?
- Było bardzo nerwowo w szatni po zakończeniu meczu. Nie ma co tego ukrywać. Ze strony wielu osób padły bardzo mocne słowa. Ciężko się jednak chyba komukolwiek dziwić. Chcemy grać o awans do ekstraklasy, chcemy w końcu wygrzebać się z tej I ligi, a na początku sezonu dzieją się takie absurdalne rzeczy, więc nerwy puszczają. Dlatego też było bardzo nerwowo w szatni. Po pierwszych emocjach, które opadły po kilku minutach, głos zabrał też Tamas, przeprosił nas, ale co on mógł powiedzieć innego w tej sytuacji... Mimo wszystko ciężko się pogodzić z okolicznościami tego wszystkiego.

- Mimo wszystko, gdy Kiss dostał tę czerwoną kartkę, to wciąż było 1:0 dla was, a do końca meczu nie było aż tak dużo czasu. Nie potrafiliście się jednak uchronić przed tym, czego można się było spodziewać po Zniczu, czyli przed dobrymi stałymi fragmentami gry. Pierwszy gol padł po rzucie rożnym. Drugi po pana faulu gdy piłka została dośrodkowana w wasze pole karne z rzutu wolnego, a telewizyjne powtórki wskazują, że trafił pan ręką rywala w głowę. Jak ta sytuacja wyglądała z pana perspektywy?
- Wydaje mi się, że była to najzwyklejsza walka o piłkę w powietrzu. Wyszedłem w górę, ręce miałem ułożone naturalnie. Nawet nie widziałem przeciwnika, więc nie można mówić o jakimś celowym działaniu. Byłem skoncentrowany na piłce, wyskoczyłem do niej i tyle. Według mnie takich sytuacji są dziesiątki w meczu. Dosłownie chwilę wcześniej była sytuacja z drugiej strony boiska z Angelem Rodado, gdy też był z nim kontakt obrońcy, ale wtedy gwizdek milczał. Akcja, po której Znicz dostał ten rzut wolny pod chorągiewką, który skończył się rzutem karnym dla nich, rozpoczęła się od zagrania ręką zawodnika Znicza w jego polu karnym. Sędzia nam to później tłumaczył, że inny zawodnik Znicza zagrał piłkę wcześniej, więc takie rzeczy mają się nie liczyć, bo okazuje się, że jak zagrywa kolega z drużyny, to najwyraźniej wtedy piłkę ręką można przyjmować.

- Sezon wystartował, ale wy sami narobiliście sobie już na jego wstępie problemów. Trochę to wygląda w taki sposób, że w tygodniu mamy bal, mecze w europejskich pucharach, a w weekend z dwoma drużynami, które pewnie będą bronić się przed spadkiem, zrobiliście raptem jeden punkt. A przed wami teraz seria spotkań z zespołami znacznie wyżej notowanymi w I lidze. Kolejno: Ruch Chorzów, Arka Gdynia, Górnik Łęczna, Miedź Legnica…
- Zdajemy sobie z tego sprawę. I dlatego tak bardzo nerwowo było w szatni po meczu, bo wiemy, co zaczyna nam uciekać. Wiemy, że graliśmy dwie pierwsze kolejki z przeciwnikami, z którymi naszym obowiązkiem było punktować. Gramy te mecze ligowe między spotkaniami w pucharach, ale absolutnie trzeba zrobić wszystko, żeby przestawić myślenie tylko i wyłącznie na to, co się dzieje w lidze. Chyba jesteśmy już w takim momencie, w którym trzeba sobie to bardzo jasno powiedzieć, że europejskie puchary należy traktować jako dodatek. Nie mamy sześciu punktów po dwóch pierwszych kolejkach w I lidze i możemy się w super humorach przygotowywać teraz do wyjazdu do Trnawy na kolejny mecz w Europie, tym razem w Lidze Konferencji. Nie mamy sytuacji, gdy w lidze za nami dobry start, więc w tygodniu można się fajnie pokazać w rozgrywkach pucharowych. Sytuacja jest teraz taka, że trzeba zrobić wszystko, żeby wrócić do gry i wygrywania w lidze. Uważam, że czas przestać traktować europejskie puchary jako priorytet, bo za moment nasz problem w I lidze będzie już naprawdę bardzo duży. Takie jest moje zdanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kolejny cios w PKOL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24