Zarówno Andy Murray jak i Kei Nishikori w świetnym stylu rozpoczęli zmagania w turnieju Masters w Londynie. Japończyk w pierwszym meczu grupy Johna McEnroe’a pokonał Stana Wawrinkę, a faworyt gospodarzy łatwo rozbił Marina Cilicia.
Po łatwych zwycięstwach stanęli naprzeciw siebie i... spotkanie trwało dłużej niż ich poprzednie spotkania razem wzięte. Pierwszy set był bardzo wyrównany i swój finał miał w tie-breaku. Brytyjczyk wybronił w nim aż trzy piłki setowe. Ostatnio taka sztuka przytrafiła mu się latem na turnieju w Miami, gdzie obronił się przed pięcioma piłkami meczowymi Gaela Monfilsa. Set padł jednak łupem Japończyka, który wykorzystał dopiero piątą piłkę setową.
W drugim secie Nishikori wyraźnie opadł z sił, a zbyt lekkie zagrania zapraszały Szkota do siatki. W ten sposób Murray wygrał większość istotnych punktów w meczu. Trzeci set był tym, czego oczekiwała od Murraya londyńska hala O2. Szkot zdominował przebieg meczu, kondycyjnie bił Nishikoriego na głowę. Mimo że piąta rakieta świata próbowała pokonać ten kryzys, Murray’owi wystarczyło pilnować swojego podania. Szkot wygrał 6:7, 6:4, 6:4. To był najdłuższy trzysetowy mecz w historii turnieju Masters.
Murray jest coraz bliżej dowiezienia pierwszego miejsca w rankingu ATP do końca sezonu. Taka sztuka udała się tylko szesnastu tenisistom. - Czułem się pewnie na korcie. Być może teraz wyglądam dobrze, ale wiem, że jutro będę trochę „sztywny” - żartował po meczu Andy Murray.
We wtorkowy wieczór swój awans do półfinału przypieczętował Novak Djoković. W drugim spotkaniu grupy Ivana Lendla pokonał 7:6, 7:6 Kanadyjczyka Milosa Raonica.
Serb chyba nie spodziewał się, że w O2 Arenie przyjdzie mu spędzić tak dużo czasu. Mecz trwał dwie godziny i piętnaście minut. „Nole” do półfinału Masters w Londynie dostał się wyjątkowo ciężką stopą.
W pierwszej partii żaden z tenisistów nie uzyskał przewagi ani tym bardziej przełamania. Dopiero w drugim secie to Serb przejął inicjatywę, prowadząc kolejno: 2:0 i 4:2 . Później wkradła się dekoncentracja, która doprowadziła nawet do „setbola” dla Raonica. Kanadyjczyk jednak nie wykorzystał tej szansy. Mimo że lepiej wchodził w oba tie-breaki (w całym meczu miał po swojej stronie 30 uderzeń kończących więcej od Djokovicia), przegrywał za każdym razem.
- Wygranie dwóch tie-breaków z gościem, który tak serwuje dodało mi pewności siebie. Mecz mógł potoczyć się w różne strony. To była kwestia kilku pojedynczych wymian. Moim zadaniem było uprzykrzyć mu życie przy drugim serwisie - powiedział Serb, zwycięzca grupy Ivana Lendla.
O drugie miejsce w grupie Ivana Lendla zmierzą się Raonic i Austriak Dominic Thiem.