Pierwszy set pokazał, że to będzie starcie dwóch "bombardierów". Hurkacz i Isner mierzą razem 4 metry. Od początku było więc wiadomo, że to nie będzie spotkanie spod znaku długich wymian. Trup ścielił się bardzo gęsto. Hurkacz w pierwszym secie zanotował osiem asów serwisowich - Isner aż czternaście. Zdarzało się dużo gemów wygranych przez obu tenisistów "na sucho". I to w obu setach.
W pierwszym jednak Polak chciał wciągnąć w swoją grę Isnera. Rozstawiony z "piątką" Amerykanin rozegrał z wrocławianinem dużo wymian, zazwyczaj w gemie serwisowym Hurkacza. Dopiero potem "odbijał" sobie taki gem, wygrywając piłki w serwisie lub tuż po nim. "Hubi" może żałować dobrego otwarcia spotkania w Waszyngtonie, bowiem najpierw wygrał gema bez straty piłki, a następnie miał na widelcu Isnera aż cztery razy. Tylu szans nie wykorzystał Polak na przełamanie Isnera w drugim gemie spotkania. W siódmym gemie to on obronił trzy "breaki".
Pierwsza partia była bardzo wyrównana, ale minimalnie lepszy był Isner, który dysponował - w starciu dwóch strzelb - lepszym returnem. Piąty breakpoint wystarczył do wygrania całego seta. Druga odsłona była podobna, tylko siła rażenia się zmniejszyła. Set trwał zaledwie 36 minut, a wszystko decydowało się bezpośrednio po serwisie. Ten wciąż lepiej funkcjonował u Isnera. Polak znowu przegrał 4:6, a do przełamania doszło już w trzecim gemie. Później zadecydowało doświadczenie. Amerykanin nie wypuścił z rąk prowadzenia w secie i doprowadził mecz do końca.
Isner w trzeciej rundzie ATP w Waszyngtonie zmierzy się ze zwycięzcą spotkania Benoit Paire - Marc Polmans.
John Isner - Hubert Hurkacz 6:4, 6:4
Jedenastka jesieni Fortuna 1 Ligi