Bode Miller: Skończyłem karierę na własnych warunkach, oby Vonn też tak zrobiła (rozmowa)

Eurosport
Bode Miller
Bode Miller eastnews
Cieszę się, że o końcu mojej kariery nie zadecydowały problemy ze zdrowiem. Dobrze, że nie muszę rywalizować z obecnymi gwiazdami: Marcelem Hirscherem czy Mikaelą Schiffrin. Zawsze jeździłem niebezpiecznie, bo byli lepsi narciarze ode mnie - mówi Bode Miller, wybitny amerykański zjazdowiec. W trakcie bogatej kariery zdobył olimpijskie złoto, trzy srebra i dwa brązy, ma też cztery złote medale mistrzostw świata i dwa Puchary Świata.

Pana styl zawsze był bardzo odważny. Jaki jest tego sekret? Nie odczuwał pan strachu?

Bode Miller: Większość mojej kariery to był strach. Zrozumiałem dosyć wcześnie, że było dużo zawodników, którzy byli ode mnie lepsi technicznie, lepiej przygotowani fizycznie. Dlatego musiałem dać od siebie coś ekstra. Rzecz tkwiła w mentalności i mocnej psychice. Musiałem przyjąć najszybszą linię jazdy, nie zawsze bezpieczną. Podejmowałem ryzyko w momencie, gdzie reszta stawki zwalniała, albo po prostu tego ryzyka nie podejmowała. To brzmi śmiesznie, bo już sama zwykła jazda w zawodach nie była wystarczająco niebezpieczna. Najważniejszym plusem całego wydarzenia była moja widowiskowość. Osiągałem dobre wyniki, dlatego inspirowałem ludzi swoją zaciętością. U mnie nie było odwrotu. To było coś, co dodałem do tego sportu od siebie.

Czego brakuje panu najbardziej, gdy skończył pan z narciarstwem alpejskim?

Jeśli mam być szczery, to niczego mi nie brakuje. Kiedy oglądam wyścigi, jestem szczęśliwy, że już tego nie robię. Wszystko przez za duży poziom stresu i obawy przed ryzykiem, które podejmowałem. Może czułbym to inaczej, gdybym był Marcelem Hirscherem lub Henrikiem Kristoffersenem, którzy nie musieli podejmować takiego ryzyka. Jestem wdzięczny losowi, że nie muszę już tego robić, i że moje ciało wciąż działa. Cieszę się, że to wszystko przeżyłem. Doskonale czułem, gdy nadchodził mój czas na pozostawienie tego wszystkiego za sobą. Gdy kończyłem karierę, wiedziałem, co osiągnąłem i byłem na to wszystko gotowy.

Nie myśli pan o karierze trenerskiej?

Nie myślę o tym za bardzo. Uwielbiam, gdy sportowcy mnie inspirują, ale ja uwielbiam siebie w roli ojca. To, co widziałem na stokach, bardzo odciąga od rodziny. Może jak będę dużo starszy i moja żona również, to będę chciał trochę zacząć podróżować i połączę to z trenowaniem zawodników. Teraz jest czas dla rodziny. Zdecydowanie.

4 lutego w szwedzkim Are rozpoczną się mistrzostwa świata. Startował pan w Are w 2007 r. Ponoć mieszkał pan wtedy w autobusie?

Miałem taki samochód kempingowy. Ale bywałem tam też w hotelach. Przebywanie w takim busie też jednak było jednym z wyzwań. Odpowiednie odżywianie i sen, to było dla mnie najtrudniejsze. Mój sezon był długi, startowałem w czterech imprezach. Nie byłem wielkim specjalistą, więc można było zapalić świecę na końcu każdego mojego przejazdu. Na pewno w dwóch technicznych konkurencjach. Za drugim razem w Szwecji ten bus mi pomógł. Czułem, że mogę jeździć na najwyższym poziomie. Pamiętam, że naszym największym problemem była pogoda - jak to na stoku. Na szczęście udało się wyjechać ze Szwecji z medalem.

Gdzie umieści pan Lindsey Vonn w galerii sław narciarstwa alpejskiego?

Moim zdaniem jest na szczycie. Ma mnóstwo cech, które stawiają ją na tym szczycie. Ingemar Stenmark [szwedzki narciarz alpejski, trzykrotny medalista olimpijski i pięciokrotny mistrz świata - red.] żył w innej epoce narciarstwa alpejskiego. Nie musiał w ogóle przejmować się sprawami, z którymi Lindsey borykała się przez całą karierę. Nawet liczba wyścigów była inna. Mikaela Schif-frin również ma szansę, by wzbić się na ten sam poziom co Lindesy. Vonn na pewno to trochę złości. Pojawienie się Mikaeli jest czymś, czym było pojawienie się na tenisowych kortach Rogera Federera dla Pete’a Samprasa.

Mówi się, że takie zawodniczki, jak właśnie Mikaela Schiffrin świetnie kreują wizerunek narciarstwa alpejskiego.

Dokładnie, ona i Lindsey Vonn już osiągnęły tak wiele. Są niewiarygodnie silne. Zastanawiam się, czy one są z tej samej generacji, czy już są kobietami, które jednak łączą różne pokolenia. Inspirują nie tylko narciarki, ale również narciarzy. Nawet ludzi spoza narciarstwa. Fajnie było je oglądać.

Mistrzostwa świata w narciarstwie alpejskim w szwedzkim Are rozpoczną się 4 lutego i potrwają dwa tygodnie. Transmisje w Eurosporcie i Eurosporcie Player.

Dla Lindsey Vonn to ostatnie mistrzostwa świata w karierze. Co pan myśli o jej odejściu na emeryturę i o tym, że raczej nie pobije rekordu zwycięstw w Pucharze Świata Ingemara Stenmarka?

Widać, że teraz wykłada wszystko na stół. Chce pokazać to, co najlepsze. Spróbuje zrobić wszystko, zaryzykować, by coś jeszcze osiagnąć. Można powiedzieć, że na koniec dnia i tak rekordy nie są czyjąś własnością. Zawsze są łamane. Po prostu czekasz na ten moment. Vonn osiągnęła tak wiele, że nie ma czego żałować. Oczywiście, chciałaby wygrać więcej wyścigów, by w oczach obiektywnych ekspertów być najlepszą w historii, ale Stenmark miał jedynie czternaście lub piętnaście wyścigów w sezonie. Ten sport stał się niesamowicie trudny, to na zawsze sprawiło, że trudno porównywać te kariery. Ona będzie z siebie dumna, a to cel każdego sportowca.

To trudny moment dla sportowca, gdy zdaje sobie sprawę, że pora kończyć karierę?

Każdy przeżywa to inaczej. Ja byłem naprawdę szczęśliwy, że to nie ciało za mnie zdecydowało, a głowa. Wiedziałem, jakie są moje następne cele, moja rodzina również. Odchodziłem kilka razy na emeryturę, bo chciałem osiągnąć pewne rzeczy, zanim naprawdę odejdę. Teraz już jestem na emeryturze, bawię się z dziećmi i nic mnie nie boli. Mogę grać w golfa i robić inne rzeczy. Fajnie, że zakończyłem karierę na własnych warunkach. Mam nadzieję, że Lindesy Vonn też będzie mogła to zrobić, mimo że miała w ostatnich latach sporo problemów ze zdrowiem.

Od Mikaeli Schiffrin oczekiwano wiele podczas zeszłorocznych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. Nawet pięciu złotych medali. W mistrzostwach świata w Are to możliwe?

Możesz być doskonale przygotowany i startować jako wielki faworyt, ale rzeczywistość w narciarstwie jest taka, że musisz pokonać wiele zmiennych, które zawsze będą się pojawiać. Przy okazji każdego zjazdu. To nie jest pływanie lub bieganie na bieżni, gdzie trasa jest z góry znana i nic się na niej nie może zmienić albo margines zmian jest minimalny. Mikaela wciąż się uczy, jest świadoma tego, co ma robić, ale często narciarstwo alpejskie jest dyscypliną, w której tracisz kontrolę. Bo wszystko dynamicznie się zmienia. By sobie z tym poradzić, trzeba dojrzeć. Mogę szczerze wyznać, że straciłem wiele wyścigów z powodu własnych błędów. Nie potrafiłem kontrolować wszystkiego wokół. Mikaela jest inna, ona nie popełnia zbyt dużo błędów, nie traci na nich zbyt wiele podczas wyścigów. W mistrzostwach świata wiele wywalczy, przynajmniej trzy medale.

Kto będzie największą gwiazdą MŚ w Are?

Trudno wybierać między Mikaelą Schiffrin i Marcelem Hirscherem. To ten sam rodzaj instynktu zabójcy na trasie. Taki sam rodzaj skupienia, determinacji i konsekwencji w działaniu. Cieszę się, że nie musiałem z nimi konkurować. Ścigałem się z różnymi typami narciarzy, ale im nie dałbym rady.

Austriacy są w stanie zdominować imprezę w Szwecji?

Najważniejsze pytanie brzmi, czy Austriacy będą potrafili poradzić sobie w kryzysowym momencie. Gdy jeździłem, to dominowali, ale ledwie kilka razy potrafili to udowodnić w mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. To będzie dla nich test, bowiem mają potencjał, który jeszcze nie eksplodował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24