Cracovia. Stefan Majewski: Z czasów Legii zostały przyjaźnie i wspomnienia

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Stefan Majewski (z lewej) grał w Legii od wiosny 1979 do końca jesieni 1984
Stefan Majewski (z lewej) grał w Legii od wiosny 1979 do końca jesieni 1984 Encyklopedia Piłkarska Fuji, kolekcja klubów, tom. 13 - Legia
Stefan Majewski od wiosny 1979 do końca jesieni 1984 był piłkarzem Legii Warszawa. W jej barwach wywalczył dwa Puchary Polski, występował w reprezentacji Polski. Dzisiaj jest dyrektorem sportowym Cracovii i wspomina stare czasy przed niedzielnym (godz. 20) spotkaniem obu drużyn.

Przenosiny do Legii nie poszły gładko. Odbyły się w atmosferze walki Lecha z Zawiszą, w której pan grał, na czym skorzystała Legia, zgadza się?

Tak. Spadliśmy z ligi, a ja będąc II-ligowcem, byłem reprezentantem Polski i chciałem w Zawiszy zostać, by pomóc jej w awansie. W pewnym momencie klub nie wywiązał się ze zobowiązań wobec mnie. Miałem, jako świeżoupieczony małżonek dostać mieszkanie, ale miesiące mijały i nie zrealizowano obietnic. Studiowałem w Poznaniu i dostałem ofertę z Lecha. Zawisza się jednak nie zgodził, a ja powiedziałem, że nie będę już w nim grał. Klub dogadał się z Legią i tak doszło do transferu, po „linii wojskowej”, jako że oba kluby były klubami wojskowymi. Wcześniej, gdy Zawisza spadł, miałem wiele propozycji, ale jak mówię, chciałem pomóc w powrocie do ówczesnej I ligi. Od nowego roku byłem więc w Warszawie, w styczniu urodziła mi się córka, a ja musiałem opuścić Bydgoszcz. Przeżywałem to mocno, starałem się wracać do żony.

Miał pan świetne wejście do Legii, w pierwszym meczu ze Śląskiem Wrocław zdobył pan dwa gole i wygraliście 2:0.

Tak, debiut był fantastyczny. Grałem jako pomocnik, uważano mnie za zawodnika, który ma najlepszą wydolność, grałem więc w drugiej linii, na boku pomocy, dopiero potem przeszedłem na środek obrony.

Za pańskich czasów Legia zdobyła dwa Puchary Polski, w lidze 3 miejsce. „Kręciliście” się w czołówce, ale mistrzostwa nie było.

To były inne realia niż teraz. Legia ściągała zawodników, którzy odbywali służbę wojskowa, oni byli dwa lata i wracali do macierzystego klubu. Nie asymilowali się, tylko myśleli o swoim klubie. Może polityka klubu nie była właściwa. Legia stale musiała budować nowy zespół. Potem zmieniono nieco działanie. Pomogłem w sprowadzeniu Andrzeja Buncola, gdy byłem kapitanem drużyny. On chciał przyjść, a nie tylko odsłużyć wojsko.

Legia zawsze miała mocarstwowe ambicje?

Jak zawsze, o wszystkim decydowały pieniądze. Legia wówczas nie mogła konkurować ze śląskimi zespołami, gdzie zawodnicy otrzymywali spore wynagrodzenia. Mocne były też Lech i Widzew. Myślę, że jeśli chodzi o budżet, to przebijały Legię.

Lecha rozbiliście 5:0 w finale Pucharu Polski.
Tak, ale to wydarzenie wspominać trzeba ze smutkiem. Były ofiary śmiertelne wśród kibiców na skutek zamieszek w Częstochowie.
Wracając do naszej postawy w lidze, to gdy wyjeżdżałem do Kaiserslautern, podpisując z nim kontrakt we wrześniu 1984 r. , warunek był jeden – będę mógł odejść, ale tylko wtedy, gdy Legia na koniec rundy będzie na 1. miejscu. Zostawiłem ją na tej pozycji i dlatego wyjechałem. W tamtym sezonie nie zdobyła jednak mistrzostwa, tylko została wicemistrzem.

Zdobył pan też drugi Puchar Polski.

Tak, pokonaliśmy Pogoń Szczecin 1:0 po meczu rozgrywanym w Kaliszu. Tego meczu nie za bardzo pamiętam, bardziej mi się wrył w pamięć ten poprzedni.

Najlepszy kolega z szatni?

Z pokoju – Paweł Janas. Mieszkaliśmy razem w hotelu klubowym w jednym pokoju. Czasami przyjeżdżały do nas żony i mieszkaliśmy we czwórkę. Tak było przez pół roku. Potem dostałem mieszkanie na Ursynowie, na ul. Stokłosy, gdzie mieszkam do dzisiaj. Dojazd wówczas był bardzo dobry – nie było korków, świateł, zajmowało mi to 15 minut. Leszek Ćmikiewicz bardzo mi pomógł, przygarnął mnie, gdy przyjechałem do Warszawy. Dobrym kolegą był też Buncol, Rysiek Milewski. To byli przyjaciele, z którymi się spotykaliśmy także poza boiskiem.

A najlepszy piłkarz, z którym grał pan w drużynie?

Z obrońców to Paweł Janas, z pomocników Ćmikiewicz, Buncol, z napastników Mirek Okoński. Osobowością był na pewno Leszek Ćmikiewicz.

Przychodził pan za trenera Strejlaua, ale kogo wspomina pan najmilej?

Nie można powiedzieć inaczej – nazwisko Kazimierza Górskiego mówi wszystko. Znałem go bardzo dobrze, to był wspaniały człowiek. Pamiętam taką historię: mieliśmy wyjazd na mecz do Chorzowa. Zawsze podczas treningu moja żona chodziła na spacery z dziećmi do Łazienek i przychodziła potem do mnie. Akurat wsiadaliśmy już do autokaru, gdy córka chciała się ze mną pożegnać. Rozpłakała się, nie chcąc mnie puścić. I przychodzi wtedy trener Górski i mówi: Niech to dziecko nie płacze, weź ją z sobą! Jak to mam ją wziąć? – zdziwiłem się. Oddałem ją żonie. Potem poszedłem do autokaru i… widzę Majkę. Miała wtedy 3 latka i pojechała! Moja żona chciała też jej towarzyszyć, ale trzeba było jej wytłumaczyć, że nie może. Dała tylko rzeczy dla dziecka i zostawiła córkę ze mną. Ilona Buncol na czas meczu zaopiekowała się Majką. Nie wiem, czy ja jako trener, pozwoliłbym któremuś zawodnikowi na to. Ale pan Kaziu pozwolił. Może dlatego, że znał moja rodzinę? Często zapraszał nas na obiad do „Victorii”. Siedzieliśmy sobie, a trener musiał wypić z przyjaciółmi swoją „ćmagę” (wódka z sokiem pomarańczowym – przyp.). Nasza znajomość była dość mocna. Trener Górski był nie tylko świetnym trenerem, ale też wspaniałym człowiekiem, ojcem.

Kibice mieli dla was wyrozumiałość, akceptowali fakt, że nie zdobywacie mistrzostwa Polski?

Kibice zawsze chcą sukcesów, ale na nich nie mogę narzekać. Śpiewali taką przyśpiewkę: „Dwie bramki Majewski, dwie bramki Topolski i Legia jest mistrzem Polski”. Byłem lubiany przez kibiców. Była wtedy większa wiara w zawodników, nawet jak się coś nie udało, nie było hejtu.

Z Cracovią Legia za pańskich czasów przegrała 0:1 w sezonie 1982/83 i 1:3 w kolejnym. Potem jako trener prowadził pan „Pasy” przeciwko Legii cztery razy.

Niestety, nie pamiętam tych spotkań. Upływ czasu zatarł wszystko.

Sentyment do Legii z pewnością został?

Człowiek musi pamiętać to, że tam osiągnął największe sukcesy. Byłem tam 6 lat w najlepszym wieku dla piłkarza. Przetrwały przyjaźnie z tamtych czasów – z Pawłem, Leszkiem, Ryśkiem. Mam kontakt z Andrzejem Buncolem, choć on przebywa w Niemczech.

Z pewnością jak wielu fachowców i kibiców był pan zaskoczony fatalną serią Legii w Lidze – siedmiu przegranych spotkań.

Chyba nie ma takiego człowieka, który nie byłby zaskoczony tym faktem. Nikt by nie wytypował tylu porażek z rzędu. To był szok.

To, że rywale wyszli z dołka nie jest dobrą wiadomością dla Cracovii…

W ostatnim czasie Legia wcale nie wygrywała wszystkich meczów z Cracovią w Krakowie, było kilka remisów. Pamiętajmy o sile Legii, a podział punktów z zespołem, który zdobywał mistrzostwo Polski trzeba doceniać. W piłce nożnej nie można prawie niczego przewidywać, bo przecież często zdarza się, że pierwsza drużyna z tabeli przegrywa z ostatnią, w koszykówce, czy siatkówce nie jest to możliwe. To będzie na pewno bardzo interesujący mecz. Jednoznacznie nie można stwierdzić, kto będzie zwycięzcą. Nasi zawodnicy zdają sobie sprawę, że nie jest to ta sama Legia, co jeszcze niedawno. Z jednej strony się obudziła, ale czy na tyle, by być dobrym, czy jeszcze nie do końca?

Połączyła ich Cracovia i Legia. Piłkarze i trenerzy, co teraz robią?

Bartosz Kapustka, były piłkarz Cracovii gra w Legii Warszawa...

Cracovia - Legia. Najważniejsze mecze w XXI wieku

Cracovia. Wszyscy obcokrajowcy "Pasów" ery Janusza Filipiaka

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cracovia. Stefan Majewski: Z czasów Legii zostały przyjaźnie i wspomnienia - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24