Cracovia. Stefan Majewski: Z trenerem Probierzem nie będziemy mieli przeciwnych zdań

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Stefan Majewski został ostatnio dyrektorem sportowym Cracovii. Wcześniej był w „Pasach” dwa lata od października 2006 do października 2008 jako trener.

Na początek refleksja z przymrużeniem oka: przyszedł pan do klubu i Cracovia nie dość, że wygrywa, to bramki strzelają młodzieżowcy.

Tak, oby tak zawsze było. To zasługa trenera i zespołu. Mój udział w tym jest żaden. Cieszę się, że byłem na tym meczu i że bramki zdobyli Polacy.

Od czasów, gdy pan prowadził zespół, wiele się zmieniło, obcokrajowców w Polsce jest znacznie więcej, kluby poszły w tę stronę.

Trzeba się zastanowić, dlaczego tak się stało? To pytanie do nas wszystkich – prezesów, trenerów, dziennikarzy. Dlaczego w bardzo młodym wieku pozwalamy zawodnikom szybko opuszczać nasz kraj. Ilu wyjeżdża, a ilu staje się graczami podstawowymi w innych klubach. Trzeba się nad tym pochylić.

Myśli pan, że ten trend jest do odwrócenia, w Cracovii również?

Nie chciałbym tu żadnego klubu porównywać, ale jesteśmy w stanie młodzieży pewne rzeczy zabezpieczyć. Oby stało się to w najbliższym czasie, ale liczba wyjeżdżających zawodników jest bardzo duża. Teraz jest na to większa szansa, bo w wielu klubach powstają takie ośrodki szkoleniowe jak ten Cracovii, jest ogromny skok do przodu.

Konkurencji finansowej polskie kluby nie są w stanie wygrać z tymi zachodnimi.

Gdyby zawodnicy czuli, że grają, a ich menedżerowie spojrzeliby na to inaczej, to byłoby całkiem inaczej. Jeśli zawodnik w wieku 13-14 lat mówi, że może wyjechać, to coś jest nie tak.

Będzie pan walczył z wiatrakami, czy są na to konkretne pomysły, żeby to, przynajmniej w Cracovii, odwrócić?

To skomplikowane pytanie… Na pewno są na to sposoby. Popatrzmy na mniejsze kraje, które dają sobie z tym radę. Staramy się w każdym klubie wychowywać piłkarzy, którzy są zawodnikami pierwszej drużyny. Popatrzmy, co zrobił PZPN, dając trenerom materiały, z których mogą korzystać, by polepszyć zajęcia treningowe. Czy jednak będziemy w stanie zatrzymać piłkarzy? To skomplikowane.

Nie przesądzając o skutkach, tylko mówiąc o pańskiej roli, to jednym z zadań będzie to, by jak najwięcej wychowanków trafiało do pierwszej drużyny?

Za daleko patrzymy. Trzeba się na razie skupić na tym, co można poprawić. Nie tylko ja, ale trenerzy młodszych roczników mają inne możliwości, niż za moich czasów. Mają odpowiednie boiska i wiele różnych rzeczy. Wzajemna komunikacja, nie tyle ze mną, ale też z Mirkiem Hajdą (szef wyszkolenia Akademii – przyp.) czy Mirkiem Mosórem (zajmuje się skautingiem – przyp.) będzie odpowiednia. Jeśli chodzi o trenera Probierza, to nie musi zajmować się pracą z młodzieżą, ale oczywiście powinien być informowany o wszystkim. My, możemy się poradzić, co mamy robić, bo taka jest hierarchia, ale nie ma możliwości, by skupiał się na piłce młodzieżowej, bo będzie to kosztem pierwszej drużyny. Powinniśmy mieć natomiast od niego akceptację dla naszych działań.

Przechodząc do konkretów, bo pojęcie dyrektor sportowy jest bardzo szerokie, czym się pan będzie przede wszystkim zajmował?

To precyzuje moja umowa z klubem, tam jest zawarty zakres moich obowiązków. Nie chciałbym, a nawet nie mogę o tym mówić. Ale wiadomo, że mam pomóc zrealizować te cele, które wyznacza sobie klub.

Będzie to więc praca zarówno w piłce młodzieżowej, jak i praca nad transferami pod kątem pierwszej drużyny?

Oczywiście. To musi być połączone. Im więcej będziemy mieć naszych, dobrych zawodników, tym łatwiej będzie nam dobierać piłkarzy pod kątem transferu do Cracovii.

Jak się to ma do pracy, jaką wykonywał pan w PZPN-ie od grudnia 2012 r. Też pan był dyrektorem sportowym, ale wiadomo, że w krajowej federacji takie zadania dyrektora są zupełnie inne.

Jednak zadania są bardzo podobne. Celem jest wyszkolić, wychować zawodnika dla pierwszej reprezentacji. A w klubie jest szkolenie pod kątem pierwszej drużyny. Programy dla dzieci i młodzieży są po to, by zachęcić je do uprawiania sportu – taki sam jest cel w federacji i klubie. Trzeba się zastanawiać, kogo obdarzyć zaufaniem, wyłowić najzdolniejszych. Jako dyrektor sportowy PZPN miałem pieczę nad przepływem zawodników z reprezentacji danego rocznika do kolejnego. Rozmawialiśmy z trenerami jakich zawodników powołujemy, dlaczego powołujemy. PZPN posiada bardzo dobry skauting.

Do maja 2018 r. pełnił pan też rolę szefa Szkoły Trenerów. Szkolenie trenerów zmieniło się w ostatnich latach na korzyść?

Wszystko się zmienia. Popatrzmy ilu trenerów jest absolwentami tej szkoły. Piłka nożna robi ogromne postępy, chodzi o medycynę, sprzęt, to trzeba uwzględnić.

Pan korzystał ze słynnego już laptopa, niekiedy wyśmiewanego, a okazał się cenną pomocą. Rozwinął pan swoje narzędzia pracy przez lata?

Kiedyś było to najważniejsze źródło pracy. Gdy pokazywało się zawodnikom, jak grają, bardziej to do nich trafiało, zarówno dobre jak i złe momenty ich gry. Dzisiaj wszyscy korzystają z nowinek szkoleniowych. Od dziesięciu lat pracuję dla UEFA, jestem obserwatorem, robię obserwacje i raporty z meczów Ligi Europy i Ligi Mistrzów, łącznie z finałami. Nie wiem, czy nadal to będę robił, bo to zależy od PZPN.

Na co kładł pan nacisk w analizach?

To była całkowita analiza meczu – w jakim ustawieniu grają drużyny, w jakim systemie, wyłanianie najlepszego zawodnika. Potem raporty się zbiera i jest analiza, co nowego w stosunku do poprzedniego roku się pojawiło, co się powtarza. Byłem jednym z tych ludzi, którzy opracowywali te raporty. UEFA udostępnia je federacjom i klubom. Najczęściej jeździłem na obserwacje w fazie końcowej rozgrywek, a więc od początku roku. Poznałem nowe trendy, sam je oceniałem, wyszukiwałem.

Jakie są wnioski w raportach. Polski futbol idzie z duchem czasu?

Nie ma jednych wytycznych, najlepsze drużyny grają np. trójką, a inne czwórką obrońców. Poza tym kluby i reprezentacja to dwie różne sprawy. W reprezentacji dobiera się zawodników do określonego ustawienia, w klubie czasami nie ma odpowiednich piłkarzy. Musi to być elastyczne. Kluby same sobie wybierają. Staramy się grać, jak najlepsze kluby. Proszę zobaczyć, ile drużyn gra wysokim pressingiem, a kiedyś nie było to tak popularne. Pomaga nam dzisiaj technika, VAR zdaje egzamin.

Stało się popularne, że kluby preferują ten sam system gry od drużyn młodzieżowych, po pierwszy zespół. Czy w Cracovii też chciałby pan to wprowadzić?

Mówimy raczej o ustawieniu. Szczególnie starsze roczniki muszą być podporządkowane pod to, jakie są tendencje, jaki jest trend. Zawodnicy 14-15-letni szczyt kariery będą osiągać za kilka lat, więc zaczynają grać w pewnym ustawieniu, które potem może być nieaktualne. Można więc to robić, ale trzeba to dobrze kontrolować i modyfikować. Na pewno chłopakom pomoże takie usystematyzowanie, ale jest taka piłkarska prawda, że dobry zawodnik wszędzie sobie poradzi. Musimy pomóc młodzieżowcom grać w jednym ustawieniu i szkolić ich w tym, ale pokazywać, że są też inne.

Czy da się pogodzić kwestie wynikowe, granie o mistrzostwo Polski juniorów ze szkoleniem, wychowywaniem. Co ma priorytet – czy to, że kilku dzisiejszych juniorów będzie za kilka lat podstawowymi zawodnikami zespołu seniorów, czy jednak ich sukces tu i teraz?

Zawsze musi być hierarchia – najważniejsze jest wychowanie zawodnika. Nie tylko wyszkolenie. Pokazanie właściwej drogi do osiągnięcia celu. Ważne jest to, byśmy zawodnikom uświadomili, że są dobrzy i co muszą zrobić, by być doskonałym. W wieku 15-16 lat mamy naprawdę dobrych piłkarzy. Kwestia, ilu z nich potrafi sobie odmówić wielu rzeczy, które ich rozpraszają? Talent ma wielu, ale dalej przejdzie ten, który ma charakter.

Fajnie byłoby więc, gdyby zespół juniorów Cracovii, który akurat prowadzi w CLJ, odniósł sukces, ale ważniejszą sprawą jest ta, by za kilka lat kilku chłopaków w tego zespołu było podstawowymi zawodnikami pierwszej drużyny.

By być na pierwszym miejscu, to trzeba coś umieć. Mamy talenty, ale od nas i od nich będzie zależało, czy potrafią się utrzymać na szczycie, a jest to bardzo ciężkie. Ci, którzy będą mieli charakter i charyzmę osiągną cel.

W czym jest największa trudność, by te talenty rozwijały się?

Jest tyle ubocznych propozycji, na które zawodnik albo się skusi, albo nie. Jeśli ktoś potrafi się poświęcić piłce nożnej, to będzie zawodnikiem. Mogę powiedzieć na podstawie własnej kariery, że nigdy nie byłem pierwszy, zawsze trzeci, czwarty, ale mały krok do przodu robiłem i powiodło mi się. Miałem ten charakter. Tego nie można kupić. Można natomiast zawodnika przekonać do pewnych rzeczy.

Będzie pan brał udział w procesie ściągania do Cracovii także doświadczonych zawodników. Łatwo jest pozyskać kogoś np. z ekstraklasy?

Myślę, że bardzo trudno, bo jest bariera finansowa. Pośrednicy będą zawsze szukali dla swoich piłkarzy oferty zagranicznej, która zawsze będzie wyższa od propozycji z Polski. Ale wiele zależeć będzie od świadomości piłkarzy. Każdy chciałby iść do Barcelony, Manchesteru, obojętnie którego, czy Juventusu, ale musi zdawać sobie sprawę z tego, czy da radę? Bo jak pójdzie i będzie grał w drugim zespole i w nim usiądzie na ławę, to za chwilę wpadnie w głęboki dołek. Wróci do Polski i co powie kolegom? To jedna z podstawowych rzeczy, by dobrze wybrać. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie jestem za tym, by zawodnicy nie wyjeżdżali. Niech jednak wyjeżdżają tam, gdzie będą grać.

Może łatwiej będzie „wyciągnąć” zawodnika z pierwszej ligi niż z ekstraklasy?

Wie pan jak to jest… Robiliśmy konsultacje szkoleniową 15-latków. Wzięliśmy kogoś z III ligi czy II ligi, to po niej on już był w ekstraklasie. Tak to funkcjonuje. W wieku 16 lat chłopak może grać z seniorami, ale musi zdać sobie sprawę, czy sobie poradzi w czołowym klubie ekstraklasy. Niech pogra sobie rok, pół roku w dotychczasowym klubie i zobaczy.

Myśli pan, że wśród młodzieży polskiej jest taka świadomość, że ona zadaje sobie takie pytania, czy idzie „za chlebem” zagranicznym?

Ogromna w tym rola rodziców i menedżerów, czy są w stanie dobrze wybrać dla zawodnika.

Wie pan doskonale, że menedżer ma na celu swój interes.

To już sobie pan odpowiedział na pytanie.

Podoba się panu przepis o obowiązkowej grze młodzieżowca w ekstraklasie?

Proszę zobaczyć, ilu młodzieżowców by nie grało, gdyby nie było tej konieczności. Nie ma co mówić. Jeśli ktoś ma szansę grać w najwyższej klasie rozgrywkowej, to ma szansę się szybko rozwijać. Ważne jest to, że skoro musi grać jeden młodzieżowiec, to przynajmniej trzech musi trenować z pierwszym zespołem. Odpowiednie „żonglowanie” tymi zawodnikami jest istotne, jest jeden pewniak i kilku trochę słabszych, ale wielu zyska na treningach z pierwszym zespołem. Młody chłopak zaczyna budować swoją karierę i wie, że jest potrzebny.

Do tej pory za politykę transferową odpowiadał trener-wiceprezes Probierz. Jak to zrobić, żebyście nie wchodzili sobie w paradę. Jak będą rozgraniczone kompetencje?

Nigdy z trenerem Probierzem nie będziemy mieli przeciwnego zdania, mamy takie samo. Znamy się bardzo dobrze. Rozmawiamy o zawodnikach i jeszcze nigdy nie było tak, że jeden z nas mówi o piłkarzu bardzo dobrze, a drugi bardzo źle.

Ale może się tak zdarzyć i co wtedy?

Nie, nie może się tak zdarzyć. Nie może mieć dwóch trenerów przeciwstawnych zdań o zawodniku. Może jednemu podobać się w 100 procentach, a drugiemu w 95. Jeden zwraca uwagę na szybkość, a drugi na technikę i tutaj możemy się różnić. Mamy różne parametry do omówienia, ale nie może być tak, że ktoś powie: dla mnie jest to wyśmienity zawodnik, a drugi stwierdzi: ja go nie widzę. Wtedy jeden się myli.

Pan zakłada, że będziecie mieli takie samo spojrzenie?

Ja nie zakładam, ja wiem.

W klubach są komitety transferowe i nie ma szans, by wszyscy byli jednego zadania o danym piłkarzu, jest burza mózgów.

To trochę inna sprawa – jest na przykład czterech, czy pięciu zawodników o podobnych kwalifikacjach i wybieramy spośród nich. To inna sprawa niż ocena jednego zawodnika. Skoro mam pięciu dobrych to możemy się różnić.

Pan np. będzie optował za zawodnikiem „A”, a trener za piłkarzem „B”. Co wtedy, czyje zdanie przeważy?

W pierwszej kolejności ja będę obserwował zawodnika. Oceniał go, punktował dobre cechy. Dyrektor sportowy jest po to, by zabezpieczyć trenerowi zawodników, których chce. Czasem jest to niemożliwe, bo jest bariera finansowa i trzeba mieć plan „B”. Trener jest odpowiedzialny za wynik i nawet jeśli ja przekonam go, że dany zawodnik ma grać w pierwszej drużynie, a on będzie spisywał się słabo, zespół przegra dwa mecze i wyrzucą trenera, to będzie czyja wina? Nie może się to zdarzyć.

Trener musi więc panu zaufać, że piłkarz polecony przez pana to będzie ten, o którego chodzi.

Ja polecam, a trener ma swoje zdanie. My jesteśmy po to, by zabezpieczyć trenerowi tych, których chce, a więc jego zdanie się liczy przede wszystkim, zawsze. Ale nie wyobrażam sobie, by nie chciał proponowanego zawodnika, który jest lepszy od tego, którego on chce. Może natomiast powiedzieć, że sprawy finansowe nas przerastają.

Bezpośrednimi obserwacjami będzie się zajmował pan?

Oczywiście, że tak. Jeżeli trener będzie miał czas, a lubi czasem pojechać, żeby samemu kogoś zobaczyć, to to zrobi. W naszej ekstraklasie jeśli jakiś trener pojawi się nie na swoim meczu, to od razu wiemy, po co przyjechał, by zobaczyć najlepszego zawodnika którejś z drużyn.

Trener ma kontrakt, wszyscy wiedzą do kiedy obowiązuje. A jak to jest w przypadku dyrektora sportowego?

Można mówić, że obowiązuje na dany okres, ale są jeszcze punkty do spełnienia, by był on ważny. Kontrakt jest świętością. Te punkty nie powinny wychodzić na światło dzienne, bo z tego robią się niesnaski. W moim przypadku jest data, ale jej nie ujawniamy.

Prezes Filipiak zadzwonił i nakłonił pana do pracy?

Nie musiał mnie nakłaniać. Znamy się. Pracowałem w PZPN-ie, jak podpisuję kontrakt, to staram się go zrealizować. Było wiadomo, że przychodzi nowa władza i ma prawo do pewnych zmian. I tak się stało. Profesor wykorzystał to, że byłem osobą wolną. Bardzo cenię sobie to. Mam nadzieję, że wspólnie, ze sztabem, trenerami usiądziemy sobie i porozmawiamy. Mam pewną wiedzę, którą chciałbym przekazać, trenerzy tak samo, by szkolenie było coraz lepsze, bo naszym celem jest wychowywanie zawodnika do pierwszej drużyny.

Ta propozycja z Cracovii padła od razu po tym, jak skończył pan pracę w PZPN-ie, ale gdyby nie pojawiła tak szybko, to myślał pan o sportowej emeryturze, czy miał pan inny pomysł na siebie?

Na emeryturę, mimo że jestem w takim wieku (65 lat – przyp.) jest troszeczkę za wcześnie. W ostatnim okresie dzięki temu, co robiłem, dzięki tym analizom, projektom w PZPN-ie to moja wiedza się poszerzała. Jeździłem po całym świecie. Mam bardzo dużo kolegów, którzy są trenerami lub są w sztabach szkoleniowych zagranicznych klubów. Znam zawodników, którzy są dyrektorami sportowymi i trenerami w Bundeslidze. Kontakty są bardzo cenne. Przy kontraktowaniu zawodników do Bundesligi dzwonili do mnie dyrektorzy i pytali, nie o umiejętności, a o charakter zawodnika. Bardzo chciałbym się podzielić swoją wiedzą. Człowiekowi się w życiu poszczęściło, grał, był reprezentantem Polski, osiągnął wynik, był trenerem. A w ostatnim czasie nabyłem jeszcze dodatkową wiedzę. Chciałbym się nią podzielić. Z młodymi trenerami. Gdy zakładałem szkołę trenerów, to wymyśliłem hasło: nie przekażesz drugiej osobie tego, czego sam nie wiesz. Zawsze mówiłem trenerom, że nigdy nie wolno powiedzieć zawodnikowi, że się z nim nie zgadzasz. Powinno się powiedzieć: mam inne zdanie, automatycznie zapraszam do dyskusji. Trenerowi, powiedzmy, zespołu U-15, nie powiem – nie zgadzam się z tobą, bo jakby się poczuł? Powiem: mam inne zdanie i już się zaczyna dyskusja. Tak samo jak zawodnikowi po wygranym meczu można pokazać błędy, a po przegranym również trzeba je pokazać, ale skupić się na tym, co było dobre.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cracovia. Stefan Majewski: Z trenerem Probierzem nie będziemy mieli przeciwnych zdań - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24