Damian Szwarnowiecki: Dziewczyna? Nie, miłość jest jak narkotyk, niejeden już przepadł

Wojciech Koerber
Najlepsza czwórka z tureckiego Samsun. Drugi z lewej Damian Szwarnowiecki, z opatrunkiem na prawej kostce.
Najlepsza czwórka z tureckiego Samsun. Drugi z lewej Damian Szwarnowiecki, z opatrunkiem na prawej kostce. Damian Szwarnowiecki facebook
Z 22-letnim Damianem Szwarnowieckim, judoką Gwardii Wrocław (kat. 73 kg), bliskim wywalczenia olimpijskiej kwalifikacji do Rio de Janeiro, rozmawia Wojciech Koerber.

Gratulacje za zwycięstwo w turnieju z cyklu Grand Prix w tureckim Samsun i awans w olimpijskim rankingu. To był dzień konia?
Zdecydowanie. Jeśli chodzi o turniej seniorski, bez wątpienia zaliczyłem najlepszy występ w karierze, a przy okazji zyskałem sporo punktów w olimpijskim rankingu, bo on jest teraz najważniejszy. Szczęście też mnie nie opuszczało, bo faworyzowany rywal z Holandii odpadł z Portugalczykiem, z kolei później nie musiałem się bić z wysoko notowanym Chińczykiem, bo zdemolowali go nie tyle sędziowie, co faktycznie sam turecki przeciwnik. Potencjalnie trafiałem więc na słabszych rywali, chociaż w ćwierćfinale, półfinale czy finale nie ma już absolutnie mowy, by kogoś zlekceważyć. Byłem skoncentrowany, dobrze zrobiłem wagę i zagrało.

Z tą wagą rzeczywiście zagrało. Tuż przed turniejem zamieściłeś w social mediach zdjęcie smutnego Damiana opatrzone opisem, że wskutek posługiwania się hotelową wagą zaniżającą faktyczny stan rzeczy nie zmieściłeś się w limicie i w zawodach nie wystartujesz. Nie ukrywam, że i mnie ten primaaprilisowy żart pomieszał w głowie.

Nie powiem, zamieszanie zrobiło się niemałe. W końcu musiałem wyciszyć telefon, bo skoro wszyscy myśleli, że nie startuję, to możemy sobie pogadać. A ja potrzebowałem odpoczynku przed zawodami. Z kolegą, z którym wspólnie prowadzimy fanpage'a, uznaliśmy jednak, że nie będziemy żartu odkręcać. Odkręciliśmy dopiero po turnieju, informując o zwycięstwie.

A ciężaru ciała faktycznie nie kontrolujesz stając na to, co akurat zastaniesz w danym hotelu?

Przede wszystkim muszę tę wagę regulować, bo miałbym ponadprogramowe kilogramy. A więc waga jest jednym z ważniejszych drobiazgów, które zawsze ze sobą zabieram. Mam taką wielkości dwóch portfeli, zakupioną w japońskiej Tsukubie, dokąd często latamy trenować. Zresztą mieści się tam znany uniwersytet współpracujący z NASA. W zasadzie wszyscy zawodnicy zaopatrują się w tę wagę, jest bardzo dokładna, przy czym trzeba dobrze stanąć. A poza tym musimy być ubezpieczeni na wypadek braku miejsca w hotelu, bo np. w części państw azjatyckich potrafią się rąbnąć w obliczeniach i nie zapewnić noclegu. Teraz też musieliśmy dojeżdżać na ważenie 30 km, a wiadomo, że są to ważne rzeczy. Stugramowy błąd i pozamiatane. Na półtora tygodnia przed zawodami obowiązuje już ścisła dietka, odpuszczam czerwone mięso, słodycze i śmieciowe jedzenie.

A jak dokładnie wygląda sytuacja w olimpijskim rankingu?

Aktualnie jestem w nim 25., przy czym pamiętać należy, że wyprzedza mnie m.in. kilku zawodników reprezentujących te same narodowe barwy. Chodzi o Japończyków czy Gruzinów, którzy w dyscyplinie dominują, a przecież na igrzyskach będą mogli wstawić do mojej kategorii po jednym zawodniku. A więc de facto jestem bodajże 18., w każdym razie na pewno w dwudziestce, tymczasem na igrzyskach zawalczy najlepsza "32". Małe są szanse, że nagle wyprzedzą mnie tabuny rywali. Tylko w skrajnych kategoriach (60 i +100 kg) walczy na igrzyskach mniej zawodników, zdaje się, że po 24. To wszystko jest jednak dość skomplikowane i często się zmienia. Punkty do rankingu olimpijskiego można zdobywać na wielu turniejach, ale reguły gry są takie, że liczy się pięć występów w roku przedolimpijskim i pięć w roku olimpijskim. Te drugie są jednak dwa razy cenniejsze, bo za występy w 2015 roku dostaje się połowę tego, co teraz. To oznacza, że i konkurencja jest teraz większa, nikt już się nie oszczędza.

Kręgosłup już nie dokucza? Bo jakiś czas temu lekarz kadry nie chciał podpisać zgody na kontynuowanie przez Ciebie kariery.

Miałem przepuklinę krążka międzykręgowego w odcinku szyjnym, ale rehabilitacja przyniosła skutek. Po prostu nie wykonuję pewnych ćwiczeń, choć to jasne, że rzuty w judo same w sobie są dużym obciążeniem. Staram się unikać nacisku na głowę, pewne rzeczy sobie dawkuję, a pewne odpuściłem. Jak crossfit i przechodzenie do stania na głowie ze stania na rękach. Za to nowych rozwiązań szukam w parterze, doskonalę brazylijskie jiu jitsu z chłopakami z Berserker's Team przy ul. Krakowskiej 98. Chyba się przydaje, skoro w Turcji trzy z pięciu walk wykończyłem właśnie w paterze. A oszukać i udusić seniora to o niebo cięższe zadanie niż rozprawienie się w ten sposób z juniorem czy młodzieżowcem. Parter zawsze był moją domeną, ale widzę dalszy progres i to cieszy. Trochę zapasów, elementy grapplingu - nie zaszkodzi, choć trener Zamęcki nie bardzo to popiera, bojąc się urazów. Za to w stójce pomaga mi kadrowy trener Piotr Sadowski, bardzo dobry, gdy chodzi o przygotowanie techniczne i doskonalenie punktowych rzutów.

Co dalej?

Na Węgry się nie wybieram, by przy duszeniu w finale Koreańczyka uszkodziłem kostkę. Trzeba jechać na obóz do Zakopanego, a pod koniec kwietnia (21-24.04) na ME do Kazania. Można powalczyć o złoto, a przy okazji o dodatkowe punkty.

A jakaś kobieta czeka zawsze na Ciebie po tych wszystkich wojażach?

Nie, nie. Śmiejemy się, że miłość jest jak narkotyk, niejeden już przepadł. Na to nie mogę sobie teraz pozwolić.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Damian Szwarnowiecki: Dziewczyna? Nie, miłość jest jak narkotyk, niejeden już przepadł - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24