Dariusz Maciejewski, trener AZS AJP Gorzów: Nie czuję się wypalony. I myślę o przyszłości

Alan Rogalski
Alan Rogalski
Drużyna prowadzona przez Dariusza Maciejewskiego dotarła też do 1/8 finału EuroCup Women.
Drużyna prowadzona przez Dariusza Maciejewskiego dotarła też do 1/8 finału EuroCup Women. Piotr Kaczmarek/azsajpgorzow.pl
Rozmowa z trenerem PolskiejStrefyInwestycji Enei Gorzów Dariuszem Maciejewskim o brązowym medalu mistrzostw Polski i nowym sezonie Energa Basket Ligi Kobiet. Tegoroczny brązowy medal jest siódmym, w ciągu 13 lat, w historii klubu oraz zespołu, którym opiekował się Dariusz Maciejewski.

Jak bardzo jest pan zadowolony z tego sezonu? Sezon, w którym AZS AJP Gorzów był trzeci po sezonie zasadniczym i doszedł do półfinałów play offów, gdzie odpadł z CCC Polkowice.

Bardzo, ponieważ był to najtrudniejszy sezon w mojej 30-letniej karierze zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym. Sezon okupiony moim pobytem w szpitalu. Na COVID-19 zachorowało też 80 procent zespołu, z tego kilka zawodniczek naprawdę mocno odczuło tę chorobę. Co weszliśmy na wysoki poziom sportowy, który by mnie i zespół zadowalał, to byliśmy z tego rytmu wytrącani, przez przekładanie spotkań z powodu koronawirusa. W stabilności formy nie pomogły też dwie przerwy na reprezentację. Najważniejsze, że w samej końcówce rundy zasadniczej osiągnęliśmy optymalną formę i po rozegraniu najlepszego meczu w sezonie i zwycięstwie z bardzo mocnym CCC Polkowice awansowaliśmy na podium po rundzie zasadniczej. Ten sezon był również trudny mentalnie, bo straciliśmy atut własnej hali przez nieobecność w niej kibiców. Nie oszukujmy się, bez kibiców oczywiście można zagrać, ale sport bez nich nie ma najmniejszego sensu. Oby to był już ostatni taki sezon.

Jak bardzo trener jest zadowolony z tego, jaki udało się zbudować zespół?

Liczyliśmy się z tym, że ten sezon będzie bardzo trudny, jeśli chodzi o finanse, dlatego też bardzo mocno, bo aż o 50 procent uszczupliliśmy budżet na płace. Podeszliśmy do budowy składu bardzo odpowiedzialnie. Zredukowaliśmy skład z sześciu zagranicznych zawodniczek do jedynie czterech. Nie zakontraktowaliśmy gwiazd takich jak Jasmine Thomas, czy Kahleah Cooper. Cieszę się, że nie pomyliliśmy się w doborze graczy. Wszystkie zawodniczki wywiązały się bardzo dobrze z roli, jaką planowaliśmy dla nich w zespole. Każda z nich wniosła do zespołu dużą sportową wartość, a to przełożyło się na brązowy medal. Tak jak wiele klubów w styczniu dokonało wzmocnień, tak i my chcieliśmy znaleźć kogoś naprawdę wartościowego. Niestety nikogo, kto by zdecydowanie podniósł poziom sportowy w naszych realiach finansowych nie było na rynku. Nie chcieliśmy wydawać pieniędzy na przeciętność i burzyć hierarchii w zespole. Kończący sezon nie jest ostatnim sezonem dla klubu. Musimy cały czas patrzeć w przyszłość. Jesteśmy na etapie budowy hali i już myślimy o tym, żeby cały czas wzmacniać się organizacyjnie, a to pozwoli nam w zagrać w niej o najwyższe cele w Polsce i Europie. Jest jeszcze czas, by do tego jak najlepiej przygotować się.

A jest pan zadowolony z tego, jak zakończył się ten sezon? a więc najpierw decyzji o rozegraniu jednego, a nie trzech meczów o brąz, a następnie odwołanie tego jednego, w związku z koronawirusem w Baskecie 25 Bydgoszcz.

W sporcie rzadko można powiedzieć, że czegoś możesz być pewny, ale widziałem po zachowaniach zawodniczek w ostatnim tygodniu treningów, że za wszelką cenę chciały ten sukces wywalczyć na parkiecie. Z drugiej strony, jeśli zespół z Bydgoszczy byłby w takim stanie po koronawirusie, jak my podczas meczu z AZS UMCS Lublin, to satysfakcji z tego pojedynku nie byłoby żadnego. My po przebytej dopiero co chorobie pod względem fizyczności nie mieliśmy najmniejszych szans na podjęcie jakiejkolwiek rywalizacji. Jeśli chcesz być w pełni zadowolonym ze zwycięstwa, to muszą ze sobą rywalizować drużyny zdrowe. Co innego, gdy są to kontuzje, które są wpisane w sport. Tu jednak były choroby od nikogo niezależne.

Ten mecz o brąz, który ostatecznie został odwołany, miał być ostatnim dla Agnieszki Szott-Hejmej w karierze. Wychowanka klubu, która wróciła do niego po latach, w tym sezonie nie odegrała w niej znaczącej roli. Jaki był na nią pomysł?

Kiedy Agnieszka ogłosiła, że to jest jej ostatni sezon, zdecydowaliśmy się ją zakontraktować. Agnieszka jest ważna postacią dla naszego miasta i nie mogła zakończyć kariery w przypadkowym miejscu, a rodzinnym Gorzowie. W każdym trening wkładała bardzo dużo pozytywnej energii. Przychodziła na niego zawsze uśmiechnięta i zadowolona, mimo że musiała pogodzić się z inną rolą w drużynie. W moich zespołach zawsze była liderem, a teraz była graczem zadaniowym i z tej roli wywiązała się bardzo dobrze. W strefie podkoszowej była duża konkurencja. Mieliśmy gwiazdę w postaci Megan Gustafson oraz silną fizycznie Cheridene Green. Do tego ważne zadania w obronie miała Agnieszka Kaczmarczyk. Najważniejsze, że Aga cało i zdrowo zagrała ten ostatni sezon. Chciała zagrać 25. sezon, zagrać mecz numer 500 i zdobyć punkt numer 5000. To wszystko zrealizowała w mieście, gdzie się wychowała. Teraz zakończyła pewien etap i chce spróbować siebie w innej roli. Jako klub na pewno wyciągniemy do niej rękę, byśmy sobie nawzajem pomogli.

Czyta trener wpisy w mediach społecznościowych o panu i o funkcjonowaniu klubu?
Nie czytam. Nie mam Facebooka ani Instagrama. Myślę, że dzięki temu jestem zdrowszy i dzięki temu cały czas pracuję w tym bardzo trudnym mentalnie zawodzie. Jako trener w sezonie w 100 procentach koncentruje się na pracy z zespołem. Nikt i nic nie potrafi mnie zdekoncentrować. Myślę, że dzięki temu realizujemy, wraz z moim sztabem trenerskim, cele postawione przed sezonem. Ostatnie trzy medalowe sezony są tego najlepszym przykładem. W nich cele zostały one zrealizowane z nawiązką.

Pytam o to, bo jest jakaś część kibiców, która trochę inaczej postrzega to, co dzieje się w klubie czy drużynie. W tym komentarzach padają zarzuty pod pana adresem. Jeden z nich mówi, że jest już pan wypalonym trenerem i powinien pan odejść z klubu. Jak pan na to by odpowiedział?

Czy rozmawiając ze mną czujesz, że jestem wypalony?

Absolutnie nie. Ale chce trener zostawić te pytania kibiców bez odpowiedzi?

Nie mam w zwyczaju rozmawiać z kibicami poprzez media. Każdego z kibiców zapraszam do klubu, jesteśmy otwarci na rozmowę. Na pewno z uwagą wysłuchamy każdego, kto ma pomysł, jak usprawnić funkcjonowanie naszego klubu. Ja również z chęcią spotkam się twarzą w twarz i odpowiem na wszystkie pytania kibiców, dotyczące mojej osoby i podejmowanych przeze mnie decyzji. Kilka razy w swojej trenerskiej karierze do takich spotkań już dochodziło i zawsze były one konstruktywne, więc zapraszam na Chopina. Tylko wtedy, nie mając określonego limitu czasu i rozmawiając na argumenty możemy sobie wszystko wyjaśnić.

A dlaczego tegoroczny zespół tak rzadko stwarzał sobie sytuacje czy też podejmował decyzje o rzutach za trzy punkty?

Ten zespół zdobywał więcej punktów po akcjach 2+1, a więc też trzypunktowych. Cała Polska zazdrościła nam strefy podkoszowej. Taktyka gry była oparta na tym, by wykorzystać nasze najmocniejsze strony, czyli Megan i Cheri. Jestem przekonany, że sytuacji 2+1 mieliśmy zdecydowanie najwięcej w lidze. Oczywiście, fajniej jest, gdy zespół jest bardziej zbilansowany. Ale by tak było, trzeba mieć większe finanse. Nie oszukujmy się, nie mieliśmy regularnych strzelców. System gry był dobrany pod możliwości zawodniczek, a to przyniosło nam medalowy efekt.

Od nowego sezonu wchodzi przepis mówiący o obowiązku gry przez 40 minut co najmniej jednej Polki do 23 lat. Ile w takim razie trener potrzebuje zawodniczek do wypełnienia tego nowego przepisu?

Budowa zespołu to przemyślana układanka, nad którą pracujemy z moim sztabem długi czas. To nie jest łatwy proces. Myślę, że optymalny wariant to 3-4 zawodniczki. W swojej karierze wprowadziłem do gry wiele młodych zawodniczek i nie będę się bał ich wprowadzać, ale zasada jest prosta. Zawodniczki muszą nam zaufać i podpisać długoletni kontrakt. Nie możemy kogoś wypromować, by za rok finansowo przebiły nas inne kluby. Nie oszukujmy się, Gorzów nie jest aż tak atrakcyjnym miastem, jest Gdynia, Gdańsk, Wrocław, Poznań, czy Warszawa, która wraca do ekstraklasy. Ci, którzy nie mają takiego zaplecza w szkoleniu młodzieży, robią teraz wszystko, by wyrwać z innych klubów dobrze szkolących młodzież ich zawodniczki.

Bartosz Zmarzlik ze Stali Gorzów

Mały Bartosz Zmarzlik ze Stali Gorzów na zdjęciach z rodzinn...

Dom i ogród Bartosza Zmarzlika

Tak mieszka mistrz Bartosz Zmarzlik. Zobaczcie jego dom i pr...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dariusz Maciejewski, trener AZS AJP Gorzów: Nie czuję się wypalony. I myślę o przyszłości - Gazeta Lubuska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24