Zawodniczka Klubu Wspinaczkowego Kotłownia już w pierwszym poniedziałkowym biegu eliminacyjnym poprawiła własny rekord świata o 0,03 sekundy. Nowy najlepszy wynik globu wynosił od tego momentu 6,21 sekundy. Wynosił, bo trwało to kilkanaście minut... W drugim starcie pobiegła jeszcze szybciej - 6,06 sekundy!
- Nie kalkulowałam. Skupiałam się na swojej robocie, na tym, co mam do wykonania. Ciężka praca z okresu poprzedzającego igrzyska przynosi efekty - mówiła Aleksandra Mirosław w rozmowie z TVP Sport.
W kwalifikacjach, które odbyły się tuż po eliminacjach udowodnia, że aktualnie jest poza zasięgiem rywalek. Zmagania ukończyła z czasem 6,10 sekundy, co także było najlepszym wynikiem w stawce. Jej ćwierćfinałową rywalką będzie Hiszpanka Adriana Leslie Romero Perez, która do najlepszej ósemki weszła z ostatniego, ósmego miejsca (7,26). I choć na papierze murowaną faworytką do awansu zarówno na tym etapie, jak również na każdym innym będzie lublinianka, to wspinaczka sportowa na czas charakteryzuje się tym, że nie wybacza pomyłek. Każdy najmniejszy błąd lub każda najmniejsza chwila zawahania skutkować może nie tylko brakiem złotego medalu, ale także brakiem jakiegokolwiek medalu.
Wspinaczka na czas debiutuje właśnie podczas igrzysk jako osobna konkurencja. W Tokio (2021) była bowiem częścią trójboju: oprócz niej do klasyfikacji zaliczano jeszcze bouldering i tak zwane prowadzenie. Bouldering to rozwiązywanie wspinaczkowych „problemów” (zawodnicy wspinają się bez zabezpieczenia, na niskich wysokościach, często w poziomie, ale chwyty na ścianie bywają bardzo trudne). A prowadzenie to wysoka ściana, na szczyt której trzeba dostać się przy asekuracji.
Zważywszy, że specjalnością lubelskiej zawodniczki jest czasówka, to w stolicy Japonii zajęła więc czwarte miejsce, mimo że w sprincie ustanowiła rekord świata. Brak medalu nie był jednak rozczarowaniem, a tamten występ Oli odbił się szerokim echem.
- Mój menadżer powiedział mi, że te niecałe siedem sekund zmieni moje życie. I faktycznie ten rekord świata bardzo napędził media. Wszyscy go gdzieś widzieli. W Lublinie zrobiłam się rozpoznawalna. Najważniejsze jest jednak to, że ta popularność wpłynęła na całą dyscyplinę i na młodych zawodników, którzy zaczynają wspinaczkę sportową. Trzeba popularyzować tę dyscyplinę, aby jak najwięcej dzieciaków ją uprawiało, a my żebyśmy mogli cieszyć się w przyszłości z medali olimpijskich moich następców - wspominała po igrzyskach.
Olimpijskie złoto stało się dla niej celem numer jeden, tym bardziej, że wiadomym już było, iż sprint będzie w Paryżu osobną konkurencją.
- Zrobię wszystko, aby w Paryżu wywalczyć swoje marzenia i po 50 latach złoty olimpijski medal wrócił na Lubelszczyznę - deklarowała w listopadzie ubiegłego roku Aleksandra Mirosław.
A historia sprzed lat, do której nawiązywała tyczy się rzecz jasna legendarnego lubelskiego siatkarza Tomasza Wójtowicza, który z drużyną trenera Huberta Jerzego Wagnera sięgnął po olimpijskie złoto w Montrealu (1976). Co prawda w 2021 roku złoto z Tokio przywiozła też Małgorzata Hołub-Kowalik (sztafeta mieszana 4x400 metrów), ale ją z „Kozim Grodem” połączył dopiero transfer do AZS UMCS Lublin, pochodzi bowiem z Koszalina.
Kolejny cios w PKOL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?