1. Pycha po awansie
W tabeli rundy wiosennej Podbeskidzie zajmuje niezłe jak na beniaminka 10. miejsce. Jeśli po meczu z Legią spadnie do pierwszej ligi, to zapłaci przede wszystkim za fatalną postawę z jesieni i pychę działaczy klubu po awansie do PKO Ekstraklasy. Prezes Bogdan Kłys, ówczesny trener Krzysztof Brede i towarzyszący mu dział sportowy uwierzyli, że zawodnicy, którzy wybili się ponad pierwszoligową przeciętność, bez problemów poradzą sobie na wyższym poziomie. Ich założenia brutalnie zweryfikowały nie tylko wyniki Górali, ale też losy tychże piłkarzy - Rafał Figiel walczy dziś z GKS-em Katowice o awans z drugiej ligi, Tomasz Nowak przeszedł to trzecioligowego Rekordu, a Bartosz Jaroch, Aleksander Komor czy Kacper Gach bardzo szybko wrócili do pierwszej ligi. Podbeskidzie zapłaciło za brak doświadczenia działaczy i trenera Bredego, który grając ofensywną piłkę porwał się z motyką na słońce.
2. Chwiejna obrona
W 2019 roku z Ekstraklasy z hukiem spadło Zagłębie Sosnowiec, tracąc aż 80 goli w 37 meczach. Średnia wpuszczonych bramek Podbeskidzia jest niewiele lepsza i też przekracza dwie na mecz. Wiosną trener Robert Kasperczyk skorygował styl gry i uszczelnił defensywę, a złotym lekiem na problemy Podbeskidzia okazało się ustawienie 3-5-2 z Modelskim, Janickim i Rundiciem w roli środkowych obrońców - tak zestawionej obrony przez 180 minut nie potrafili pokonać Wisła Kraków i Lech Poznań. Co z tego, skoro na finiszu rozgrywek z powodu kontuzji lub kartek Kasperczyk nie mógł odtworzyć niezawodnego tercetu, a gdy za jednego z nich do składu wchodził Dmytro Bashlai, Podbeskidzie znów traciło bramki w dziecinny sposób.
3. Za mało Górali w Góralach
Podczas swojego pierwszego pobytu w Ekstraklasie Podbeskidzie zasłynęło przede wszystkim charakterem i wiarą we własne możliwości. W 2013 czy 2015 roku Górale z powodzeniem bili się o utrzymanie do ostatniej kolejki, bo w najważniejszych momentach radzili sobie z presją. Drużynie Kasperczyka takiej charyzmy zabrakło. W kluczowych meczach z Piastem i Wisłą Płock bielszczanie długimi momentami grali bez przekonania, a ich niemoc udowadniają także liczby – wiosną aż siedem razy nie potrafili utrzymać do końca meczu prowadzenia, często tracąc decydujące gole w końcówkach.
4. Transferowe niewypały
Po przespanym letnim okienku transferowym Podbeskidzie zaczęło raptownie ściągać posiłki. W trakcie sezonu do drużyny dołączyło aż dziewięciu nowych zawodników, z których tylko Michal Pesković i Rafał Janicki znacząco podnieśli jakość gry. Jakub Hora miewał jedynie przebłyski, a tacy piłkarze jak Peter Wilson czy Marco Tulio być może i mają niezłe indywidualne umiejętności, ale pozyskani w ferworze walki o utrzymanie nie mieli odpowiednich warunków do aklimatyzacji.
5. Uzależnienie od Bilińskiego
Snajper beniaminka może kończyć sezon z podniesioną głową. Zdobył 11 bramek, choć koledzy wypracowywali mu stosunkowo mało strzeleckich okazji. Bilińskiemu brakowało wsparcia - drugą „strzelbą” Górali jest... Janicki, pozyskany w połowie sezonu środkowy obrońca, który po stałych fragmentach gry strzelił trzy gole. Podbeskidziu brakowało jakości w rozegraniu, siły przebicia na skrzydłach, a Marko Roginić obudził się dopiero na koniec, zdobywając swoje jedyne dwie bramki w meczach ze Śląskiem i Lechem.
Nie przeocz
Zobacz koniecznie
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?