Kibice mogli godzić się z umiejscowieniem w światowym szeregu, kiedy naszej reprezentacji szło źle w spotkaniach z absolutnym topem. W czwartek na Stadionie Energa Gdańsk biało-czerwoni grali jednak z europejskim średniakiem. Czesi to 48. ekipa rankingu FIFA. Od połowy lat 90. regularnie grają w mistrzostwach Europy, ale na mundialu nie byli już od 2006 roku. Jaroslav Šilhavý nie przyjechał na Pomorze z wielkimi gwiazdami. Nasi południowi sąsiedzi byli jednak na tyle zorganizowani, że ograli 1:0 faworyzowaną Polskę. To był też czwarty z rzędu mecz w Gdańsku, w którym nasza reprezentacja nie zdołała wygrać.
- Myślę, że nie ma sensu zwalać wszystkiego na jakieś klątwy. Dzisiaj wyszło tak, że byliśmy lepsi, a nawet nie zremisowaliśmy - przekonywał Przemysław Frankowski, skrzydłowy reprezentacji, do którego akurat po tym spotkaniu nie można mieć pretensji.
Tak, jak do Mateusza Klicha. Środkowy pomocnik po raz kolejny pokazał, że stadion w Gdańsku mu odpowiada. Wykazywał wiele ochoty do gry. Włączał się do akcji ofensywnych, próbował strzałów z dystansu. W 10. minucie był bardzo bliski szczęścia, ale ubiegł go czeski obrońca.
- Pamiętam, jak stałem tutaj po meczu z Danią i każdy myślał, że będę ważną postacią i potem wypadłem z kadry. Nie ma co się tutaj podniecać. Będę starał się grać z meczu na mecz dobrze w kadrze. Jeśli będę dostawał szansę, to będę się starał ją wykorzystywać - przekonywał Mateusz Klich, który w Gdańsku otworzył wynik pamiętnego meczu z Danią w sierpniu 2013 roku (3:2).
Wyrazem bezsilności Polaków była oczywiście sytuacja z 55 minuty, kiedy to Robert Lewandowski nie trafił w piłkę, stojąc tuż przed pustą bramką Czechów. Wcześniej obronę rywali „rozklepali” Klich z Frankowskim.
- Mieliśmy swoje sytuacje i nie jest tak, że my w tym meczu nie próbowaliśmy, nie chcieliśmy. Szkoda tego bardzo. Mimo wszystko myślę, że bramkę mogliśmy strzelić. Mieliśmy tych sytuacji tyle, nawet nie średnich, a dogodnych, że tę jedną bramkę powinniśmy wcisnąć - tłumaczył Marcin Kamiński. Środkowy obrońca zastępował kontuzjowanego Kamila Glika. Był jednak bardzo niepewnym ogniwem linii obrony. Miał problem z właściwą oceną nadlatujących piłek.
Błąd przy straconej bramce popełnił jednak Jan Bednarek. Komentatorzy nie zostawili na nim suchej nitki, dziwiąc się, że ma ostatnio więcej meczów w reprezentacji, niż w Southampton. 22-letni stoper nie poradził sobie z Patrikiem Schickiem, którego uderzenie Łukasz Skorupski jeszcze odbił, ale wobec dobitki Jakuba Jankty był bezradny.
Obok meczu przeszli Grzegorz Krychowiak i Piotr Zieliński. Nie zdominowali środka pola. Kąśliwe akcje drużyny Jerzego Brzęczka udawały się praktycznie wyłącznie dzięki zaangażowaniu skrzydłowych.
- Jakaś klątwa nad nami wisi, bo stwarzamy sytuacje, a nie możemy ich zamienić na gola. Tracimy bramkę w kuriozalny sposób. Nie poddajemy się jednak, walczymy. Gra w reprezentacji to jest wielka duma dla każdego i wierzę, że lepsze czasy dla reprezentacji na pewno nadejdą - pozytywów próbował szukać Kamil Grosicki.
Ale nie tylko on. Robert Lewandowski podkreślał, że teraz nikt w drużynie nie może się frustrować i niepotrzebnie denerwować. Wciąż jest o co walczyć. A najbliższe, wtorkowe spotkanie z Portugalią może dać korzyść w postaci pozostania w pierwszym koszyku przed grudniowym losowaniem grup eliminacyjnych na Euro 2020.
- Musimy wierzyć w to i wiedzieć, że zaraz to się odwróci, że pójdzie to w dobrym kierunku. Wiemy, że tutaj żadna frustracja nie pomoże. Zdajemy sobie sprawę z tego, że idzie coś nowego. I pomimo tej przegranej z Czechami ja i tak widzę parę rzeczy, które naprawdę wyglądały dużo lepiej. To są rzeczy, które wcześniej nie funkcjonowały. Przede wszystkim związane jest to z tym, jak się ustawialiśmy na boisku. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli chodzi o całokształt, to nie jest tak, jak powinno, ale musimy być cierpliwi, konsekwentni w tym, co robimy. Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że to już mało czasu - argumentował kapitan naszej reprezentacji, który znowu często wracał, aby samemu rozgrywać piłkę.
Bardzo duże wsparcie z trybun, w postaci gromkich braw, dostał w czwartek Jakub Błaszczykowski. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że jego wejście za Frankowskiego nie zmieniło zbyt wiele. W ogóle 34 783 kibiców w Gdańsku nie zostało dopieszczonych. Polacy znakomicie rozgrzali Jiriego Pavlenkę, etatowego bramkarza Werderu Brema, który w 11 spotkaniach Bundesligi zdołał tylko trzykrotnie zachować czyste konto.
We wtorek o godz. 20.45 w Guimaraes Polacy pożegnają się z dywizją A Ligi Narodów.
- Został nam jeden mecz z Portugalią i trzeba z niego wyciągnąć wszystko, co się da, żeby później to zaprocentowało. Jest jeszcze szansa na pierwszy koszyk przed losowaniem Euro 2020, więc jest jeszcze o co grać. Wiadomo, że bardzo ciężki teren, ale kiedy, jak nie w takich meczach. Myślę, że ta drużyna jest w stanie to zrobić. Musimy jeszcze kilka dni popracować i na pewno ten czas, każdy dzień, każdy trening, wykorzystać w pełni. Żeby tę drużynę podnieść - apelował Bartosz Bereszyński, czyli nominalnie prawy obrońca, który w reprezentacji musi ponownie grać na lewej obronie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?