Ciężko było mieć nadzieję na zwycięstwo Wilków po trzech kwartach. Gospodarze przegrywali różnicą 12 punktów i to był dla nich niezły wynik. Goście specjalnie niczym się nie wyróżniali, a ich reprezentacyjny snajper Jakub Garbacz (kilka lat temu zawodnik Kinga) miał problemy ze skutecznością. A mimo to bez problemów powiększyli przewagę do 12 oczek z 5 do przerwy.
King nic nie zaproponował. Ostrowianie wykorzystywali przestrzeń w defensywie Kinga, potrafili ograniczyć swobodę Andy Mazurczaka, a Tony Meier pudłował trójki. Trudno było coś wyróżnić w grze szczecińskiego zespołu, który zgrał się z senną atmosferą w hali.
Ostatnią odsłonę trójką rozpoczął młody Konrad Szymański (jeśli kogoś można wyróżnić w szeregach naszej drużyny to właśnie tego zawodnika), ale nie włączyło to właściwego rytmu zespołu. Stal dość swobodnie kontrolowała mecz. Miała ułatwione zadanie, bo skład gospodarzy nie jest jeszcze skompletowany, a debiuty w drużynie obcokrajowców po prostu były.
Pięć minut przed końcem, po dynamicznej akcji Jamesa Eadsa było 72:86, ale King potrzebował nie jednej akcji, ale serii. Nic takiego nie nastąpiło. I zawodnicy na parkiecie i ci na rezerwie, sztab trenerski – wszyscy wyglądali na drużynę pogodzoną z kiepską inauguracją sezonu.
King Szczecin – Stal Ostrów 88:97
Kwarty: 27:23, 17:26, 20:27, 24:21.
King: Mazurczak 16 (2), Matczak 16 (1), Fayne 16, Meier 10 (2), Cutbertson 5 (1) – Eads 12, Szymański 9 (3), Żmudzki 4, Borowski.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?