Pierwszy mecz – rozegrany w piątkowy wieczór – zakończył się w miarę spokojnym zwycięstwem Kinga, który uzyskał kilkunastopunktową przewagę w drugiej kwarcie i mimo nacisku wrocławian potrafił ją utrzymywać do końca.
Było więc jasne, że to Śląsk będzie bardziej kombinował i szukał właściwego ustawienia i formy, by nie przegrać drugiego meczu. Sukces Kinga ustawiłby rywalizację o złoto, a mając w perspektywie dwa mecze w Szczecinie – dawałby wielką przewagę Wilkom. Spodziewaliśmy się zmian w składzie mistrza i trener Ertugrul Erdogan nie bał się przemeblować piątki. Tylko Jeremiah Martin i Ivan Ramljak znów zagrali od początku, a szansę dostali Łukasz Kolenda, Aleksander Dziewa i Donovan Mitchell. Ustawienie składu Kinga bez zmian. Trener Arkadiusz Miłoszewski nie miał powodu, by wprowadzać roszady.
Śląsk z pierwszym gwizdkiem może i chciał pokazać nową energię, ale był nieskuteczny. Odwrotnie King – mocna obrona, szybka kontra i skuteczność. Dwie trójki Bryce’a Browna, punkty Zaca Cuthbertsona oraz Andrzeja Mazurczaka i po trzech minutach szczecinianie prowadzili 10:0. Sztab Śląska poprosił o czas. Na parkiecie pojawiły się młode tancerki, ale fani Kinga byli głośniejsi.
Po czasie Cuthbertson trafił kolejną trójkę i dopiero celny osobisty Dziewy otworzył konto Śląska (1:13). King grał jednak jak w transie. Brown po trochę szalonej akcji trafił za trzy i goście prowadzili 16:1. Nikt się tego nie spodziewał, a jeszcze po kontrze drużyna znalazła Tony Meiera i ten też trafił z dystansu (19:3). I wtedy powtórzył się schemat dobrze znany z pierwszego meczu – Śląsk potrafił złapać lepszy fragment, zdobył 9 punktów z rzędu, ale King równie mocno odpowiedział. Przewaga po pierwszej kwarcie była taka, jak w połowie pierwszego spotkania.
II kwarta rozpoczęła się źle dla Kinga. Były pozycje, ale nie było celności. Gospodarze popełniali masę błędów w obronie, w ataku nie byli bezbłędni, ale mimo to rzucili 6 punktów i trener Miłoszewski poprosił o naradę.
Po niespełna trzech minutach gry kontrowersja. Nizioł zaliczył przechwyt, a w kontrze był faulowany. Sędziowie to dostrzegli, ale komisarz zawodów zakwestionował decyzję o zwykłym faulu. Akcja była sprawdzana i decyzję zaostrzono. Nizioł trafił dwa razy, po chwili dorzucił trójkę i Śląsk był o krok (26:27). Do remisu 29:29 doprowadził Marton rzutem z dystansu, ale szybko tym samym odpowiedział Meier. Mecz się wyrównał, obie strony miały okazje, by wypracować sobie zaliczkę na przerwę i zrobił to King (39:36).
Początek III kwarty znów dla Kinga. Był skuteczniejszy (kolejne trójki Browna i Cuthbertsona), nie gubił się w obronie i w 27. minucie Wilki prowadzili 58:43. Kibicowska Wataha głośno dopingowała, a szczecinianie prezentowali mistrzowską formę. Śląsk nie wykreował strzelca, schematu na łatwe punkty i miał duże problemy z organizacją gry.
Czwarta kwarta nie mogła przynieść przełomu. King grał za dobrze, za skutecznie i szybko powiększył przewagę do ponad 20 oczek. Po kolejnej trójce Bryce Brown tylko serdecznie pomachał wrocławskiej publiczności. A miejscowi kibice smutni zaczęli opuszczać Halę Stulecia. Pozostał tylko głośny doping Watahy. - Wiara, wiara jest w nas, mistrza Polski nadejdzie czas – zaśpiewali w końcówce.
2. mecz finału Energa Basket Ligi
WKS Śląsk Wrocław – King Szczecin 65:92
Kwarty: 14:27, 22:12, 15:27, 14:26
Śląsk: Martin 16 (4x3), Dziewa 11, Kolenda 0, Mitchell 0, Ramljak 7 – Nizioł 7 (1), Bibbs 9 (2), Pusica 8, Parakhouski 2, Tomczak 5.
King: Brown 21 (5), Cuthbertson 24 (5), Meier 8 (2), Mazurczak 6, Fayne 8 – Hamilton 11 (3), Matczak 6, Borowski 2, Kostrzewski 2, Żmudzki 0, Szymański 4, Rosiński 0.
Trzecie spotkanie finałowe zostanie rozegrane w środę w Szczecinie o godz. 20.
Aleksander Śliwka - Orlen
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?