Oswoił się pan już z tym, że jest medalistą olimpijskim?
Powoli do mnie dochodzi czego DOKONALIŚMY, o czym marzyłem już przed trzema laty w Tokio. Wówczas przeżyłem gorycz porażki. Byliśmy kandydatami do medalu, a skończyło się czwartym miejscem. Najbardziej jednak bolało, że do medalu zabrakło zaledwie kilkunastu setnych sekundy. Teraz jest ogromna radość, satysfakcja z osiągniętego wyniku. Z tego też powodu jest trochę medialnego, aczkolwiek miłego zamieszania, lecz jestem przekonany, że za kilka dni wszystko wróci na spokojniejsze tory i będę mógł wreszcie nacieszyć się rodziną. W domu czekała na mnie żona Klaudia, z którą w lutym wziąłem ślub, oraz trzymiesięczna córeczka Amelia. To dla nich przywiozłem w prezencie ten olimpijski medal.
Brak medalu w Tokio wyzwolił u pana sportową złość, czy zniechęcenie?
Najpierw wystąpiła wielka niechęć do wiosłowania. Nie wsiadłem przez miesiąc do łodzi. Wyjechałem na urlop, później przeszedłem szkolenie wojskowe, bowiem zgłosiłem swój akces do Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, w którym jestem od czerwca 2022 roku. Był czas na przemyślenia, rozmowy z najbliższymi. Przekonywali mnie, że czwarte miejsce to również ogromny sukces i dobry punkt wyjściowy do igrzysk w Paryżu.
I mieli rację…
Oczywiście. Z każdym tygodniem brakowało mi wiosłowania i z radością przystąpiłem do kolejnych przygotowań do sezonu. Pozostał też trener Aleksander Wojciechowski, twórca sukcesów wioseł krótkich, który był gwarantem rywalizacji o czołowe lokaty.
Tak też się stało, od 2022 roku nie schodził pan wraz z kolegami, najpierw w dwójce, a potem w czwórce z podium zdobywając medale mistrzostw Europy i świata. Igrzyska, to jednak specyficzna impreza.
Tu są najlepsi z najlepszych, którzy przebrnęli przez gęste sito kwalifikacyjne. Każda z osad może stanąć na podium, każda marzy o medalu. A przy tym ta atmosfera igrzysk. By nieco się od niej odseparować nie zamieszkaliśmy w wiosce olimpijskiej, a w hotelu nieopodal toru regatowego. Skupiliśmy się na wyznaczonym celu.
A był nim złoty medal czy medal nie ważne jakiego koloru?
Celowaliśmy w złoto, choć doskonale wiedzieliśmy, że głównym faworytem będą Holendrzy, którzy dominowali w ostatnim czasie w czwórkach. Aspiracje medalowe zgłaszali też Włosi, Brytyjczycy czy Szwajcarzy.
Z Włochami spotkaliście się już w przedbiegu. Chcieliście wygrać tę próbę sił czy, przede wszystkim, awansować bezpośrednio do finału?
I jedno i drugie. Zawsze wygrana z groźnym rywalem podbudowuje osadę. Z porażki zaś trzeba wyciągać odpowiednie wnioski.
Jakie wyciągnęliście po tym biegu. Jaki był plan na finał?
Obok nas płynęli Holendrzy, więc założyliśmy, że na 500 metrów przed metą nie możemy mieć do nich więcej niż pół łodzi straty. Założyliśmy też, że do 1500 m pozostali rywale będą za nami, a my spróbujemy zaatakować Holendrów. I wszystko przebiegało zgodnie z planem. Holendrzy jednak odparli nasz atak, a Włosi wzmocnieni jednym z wioślarzy w dwójki, skutecznie kontratakowali. Na szczęście mocno finiszujący Brytyjczycy minęli metę za nami, a o medalach znowu zdecydowały ułamki sekund. Dobrze, że jednak o miejscach drugim i trzecim miejscu, aniżeli trzecim i czwartym. Mogliśmy zatem cieszyć się z tak upragnionego medalu.
A zatem tegoroczny cel przekłada Pan na Los Angeles?
Mam aprobatę żony na starty w kolejnym czteroleciu, a że koledzy z osady, na ten moment nie zamierzają odstawić wioseł do hangaru, niewykluczone, że spróbujemy ponownie. Tworzymy fajną, doskonale rozumiejącą się czwórkę. Nie tylko w łodzi, lecz również na brzegu. Dla mnie trzecie igrzyska z rzędu to brzmi dumnie.
Nagrody finansowe z tego tytułu też się przydadzą?
To dla mnie rzecz drugorzędna. Przede wszystkim cieszę się, że całe lata wyrzeczeń, poświęceń i ciężkich treningów opłaciły się i doprowadziły do spełnienia największego sportowego marzenia - medalu olimpijskiego.
Teraz chyba zasłużony odpoczynek i czas na podróż poślubną?
Oj, jeszcze nie. Przede mną już w ten weekend mistrzostwa Polski w Poznaniu. To podziękowanie dla klubu, do którego przed laty zaprowadził mnie mój tata. Jemu też bardzo jestem wdzięczny, że tam mnie pokierował, gdy byłem dorastającym młodzieńcem. Ten sport nie tylko dał mi sukcesy, lecz także przygotował do życia. Dopiero po nich, gdzieś wyjedziemy z żoną i córeczką.
Teraz pana śladem podąża młodszy brat Błażej. Może kiedyś wspólnie powalczycie o medale w jednej osadzie?
Były takie plany w tym sezonie, by wspólnie wystąpić w Płocku, w mistrzostwach Polski w sprincie. Zobaczymy, czy to się uda. Na razie będę trzymał mocno za niego kciuki, bowiem udaje się na światowy czempionat juniorów. Ma już na swym koncie srebrny medal mistrzostw Europy. Ja w jego wieku nie mogłem się pochwalić takimi osiągnięciami.
Był pan kiedyś na Wielkiej Wioślarskiej o Puchar Brdy?
Nie, bo nasz klub nie ma ósemki. Wiele jednak dobrego słyszałem o tej imprezie. Może kiedyś się wybiorę w roli widza.
A może w tym roku 28 września w roli honorowego gościa wraz z kolegami z brązowej czwórki?
Jak otrzymam zaproszenie…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?