Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fabian Piasecki: Nie ważne kto zaczyna sezon, ważne kto go kończy (ROZMOWA)

Piotr Janas
Piotr Janas
Fabian Piasecki
Fabian Piasecki FOT. Paweł Relikowski
Fabian Piasecki, napastnik Śląska Wrocław, w rozmowie z nami opowiedział m.in. o tym jak to się stało, że urodził się we Wrocławiu, chodź wcale z niego nie pochodzi, co wziąłby od Erik Expósito, dlaczego nie gra już w FIFĘ i co robi w czasie wolnym.

Kiedy podpisywałeś kontrakt ze Śląskiem pojawiły się opinie, że Śląsk wreszcie stawia na wrocławianina. Faktycznie urodziłeś się we Wrocławiu, ale nie wychowywałeś się tutaj prawda?

Dokładnie tak. Moja mama miała znajomego lekarza we Wrocławiu i dlatego urodziła mnie w tym mieście. Wychowywałem się jednak w Kępnie, gdzie spędziłem większą część swojego życia. Niemniej czasami bywałem we Wrocławiu, zawsze lubiłem tu przyjeżdżać i spędzać czas.

Przez Kępno przewinęła się spora grupa piłkarzy, którym potem udało się zaistnieć w wyższych klasach rozgrywkowych. Spotkałeś kogoś na swojej drodze?

Tak, dobrze znam się z Kamilem Drygasem i Rafałem Kurzawą. Znaliśmy się nie tylko z piłki, ale wręcz z podwórka. Kamil mieszkał na tym samym osiedlu co ja, a jak jeździłem do babci, to się spotykaliśmy z "Kurzim", bo jego rodzinny dom był tuż obok. Już wtedy grywaliśmy razem w piłkę. Był jeszcze Patryk Tuszyński, ale z nim nie miałem wcześniej kontaktu.

Mając 15 lat wylądowałeś w Górniku Zabrze. Jak to się stało?

Jeden z moich kolegów dostał zaproszenie na testy do Górnika, ale powiedziano mu, żeby nie przyjeżdżał sam. Miał zabrać ze sobą jednego czy dwóch kolegów, którzy też chcieliby wziąć udział w testach, żeby po prostu lepiej się czuł na miejscu. Ja od razu powiedziałem, że chcę jechać i wszystko potoczyło się tak, że ja zostałem, a ten kolega z tego co wiem nie gra już w piłkę.

Pod koniec sezonu 2014/2015 zadebiutowałeś jako 20-letni chłopak w ekstraklasie w barwach Górnika. Niestety był to sezon, w którym Górnik spadł, a Ty odszedłeś. Zdradź proszę - zrezygnowałeś, czy z Ciebie zrezygnowano?

To była bardzo trudna sytuacja dla mnie. Szczerze mówiąc mam pewien niesmak jak wspominam tatą sytuacji. Faktycznie dano mi zadebiutować, zagrałem w trzech meczach, nawet asystę udało się zaliczyć. Stało się jak się stało, spadliśmy do I ligi, ale ja wciąż miałem ważny, dwuletni kontrakt. Normalnie przygotowywałem się z drużyną do sezonu, aż nagle zostałem wezwany na spotkanie z władzami klubu. Powiedziano mi, że rozwiązują ze mną kontrakt i nie mogłem z tym nic zrobić, bo klub miał takie prawo po spadku. Pamiętam, że wtedy pojawił się nowy trener - Marcin Brosz - ale nie wiem czy to on podjął tę decyzję. Było już bardzo późno i miałem duże problemy ze znalezieniem sobie klubu. Na szczęście trafiła się drugoligowa Olimpia Zambrów.

Tam rozegrałeś tylko jeden, ale za to bardzo dobry sezon (28 meczów, 13 bramek i asysta). Potem znów zostałeś na bezrobociu. Dlaczego?

Bo cały mój pobyt w Zambrowie ukierunkowany był na to, że daję sobie ten rok i potem zobaczymy co będzie. Ja tam nie miałem nawet umowy, grałem wyłącznie na licencji amatora. Dobrze, że w ogóle miałem możliwość regularnej gry. Po dobrym sezonie miałem chęć, żeby znów spróbować sił wyżej.

Z tym też nie było tak łatwo, bo wylądowałeś na obozie organizowanym dla piłkarzy będących bez kontraktu. Nie było chętnych na Twoje usługi po owocnym okresie w Zambrowie?

Może i byli, ale ja zamiast czekać z założonymi rękoma na oferty, wolałem wziąć udział w takim obozie. Powiedział mi o nim mój kolega, który też się tam wybierał. Pojechaliśmy razem i była to super przygoda. Pierwsze zgrupowanie i mecze mieliśmy w Rybniku, potem w Bułgarii w Sofii, a potem jeszcze w Trzebnicy. W Trzebnicy już nie byłem, bo dogadałem się z Miedzią Legnica i podpisałem kontrakt. Co ciekawe wcześniej miałem już ustalone wszystkie szczegóły umowy z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Byłem nawet fizycznie w Bielsku-Białej, ale jak to w życiu bywa, nie było kogoś z zarządu, kto miał coś ważnego podpisać, sprawy zaczęły się przeciągać, a w międzyczasie odezwała się Miedź i zaoferowała lepsze warunki. Szybko się dogadaliśmy i wylądowałem w Legnicy. Cieszyłem się, bo był to klub na podobnym poziomie organizacyjnym i na dodatek bliżej rodzinnych stron.

Sportowo ta decyzja też się obroniła, bo walnie przyczyniłeś się do pierwszego w historii awansu Miedzi do ekstraklasy, strzelając 9 goli i notując dwie asysty. Jak wspominasz tamten okres?

Dobrze, choć mam wrażenie, że gdybym częściej grał na swojej nominalnej pozycji zamiast na skrzydle, to byłoby jeszcze lepiej. Nie chcę powiedzieć, że na pewno strzeliłbym więcej bramek, ale czuję, że wówczas dałbym drużynie więcej. Z drugiej strony jestem wdzięczny trenerowi Dominikowi Nowakowi, że znalazł dla mnie miejsce w składzie i dawał grać. W ataku świetną robotę robił Mateusz Piątkowski, drużynie szło, więc nie było sensu zmieniać czegoś i przesadnie kombinować. Minuty które wtedy dostałem pomogły mi się rozwinąć.

W poprzednim sezonie w Zagłębiu Sosnowiec udowodniłeś, że kiedy się na Ciebie postawi, to jesteś w stanie regularnie strzelać gole. Tytuł strzelca I ligi otworzył wiele bram? Wiem, że nie tylko Śląsk o Ciebie zabiegał.

Cieszę się, że po okresie, kiedy mniej grałem w Miedzi trafiłem do Zagłębia Sosnowiec. Tam postawili na mnie i pozwalali rozgrywać wszystkie mecze od deski do deski na dziewiątce. To było dla mnie budujące i efekt był fajny. Udało się wykręcić niezłe liczby jeśli chodzi o gole, przez pewien okres walczyliśmy nawet o awans. Potem faktycznie Śląsk nie był jedynym chętnym, ale był zdecydowanie najkonkretniejszy i jestem bardzo zadowolony z dokonanego wyboru. Teraz czekam we Wrocławiu na swoje szanse i jestem przekonany, że te w końcu nadejdą.

Na początku sezonu wykorzystałeś nieobecność Erika Expósito, strzeliłeś dwie bramki, dobrze wyglądałeś. Hiszpan wrócił po wyleczeniu COVID-19 i znów wylądowałeś na ławce. Jak do tego podszedłeś?

Pech chciał, że jak Erik wrócił, to ja złapałem koronawirusa i wylądowałem na kwarantannie. Niewiele mogłem więc zrobić, a on po powrocie znów zaczął strzelać. Muszę zwyczajnie poczekać na kolejną szansę.

A nie czułeś rozczarowania po ostatnich słabszych meczach w wykonaniu Twojego rywala, że trenerzy wciąż nie dali Ci zagrać od początku? Chociażby z Górnikiem Zabrze?

Ja nie chcę tego nazywać rozczarowaniem, staram się podchodzić profesjonalnie do wykonywanego zawodu. Pewnie, mam wrażenie, że wchodząc na boisko zawsze coś zespołowi daję, jest jakiś impuls i nawet grając krótko udawało mi się dochodzić do sytuacji. Szkoda tylko, że jeszcze żadnej nie wykorzystałem, ale gdybym wykorzystywał wszystkie, to nie grałbym ani w Śląsku Wrocław, ani w ekstraklasie (śmiech). Już po Wiśle Płock, gdzie oddałem strzał przewrotką i byłem bliski asysty w sytuacji Roberta Picha czułem, że to miejsce w pierwszym składzie jest blisko. Potem wszedłem z Legią Warszawa i mówię sobie - no nie, teraz to już na pewno będę grał od początku. Stało się jednak tak, że znowu dostawałem po 15-20 minut i oczywiście, że jest we mnie pewien rodzaj sportowej złości, ale nie obrażam się, tylko jeszcze ciężej pracuję na treningach. Szansa w końcu nadejdzie i wtedy będę musiał być gotowy. Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie ważne kto zaczyna sezon - ważne, kto go kończy.

Oceniając Twoją grę nie unikniemy porównań z Erikiem Expósito. Powiedz proszę, co sprawia, że gra on, a nie Ty? Albo przynajmniej co z jego gry wziąłbyś dla siebie?

No Erik przede wszystkim jest Hiszpanem i wiadomo ma ten luz, dobrą technikę użytkową itd. Wbrew pozorom my nie jesteśmy zbyt podobni do siebie, jeśli chodzi o styl gry. Pod względem warunków fizycznych - owszem - ale na boisku Erik zdecydowanie częściej schodzi niżej do rozegrania, przez co czasami brakuje go w polu karnym. Ja jestem typem napastnika, który gdzieś tam krąży w okolicach szesnastki i żyje z podań. A co wziąłbym z jego gry dla siebie? Myślę, że lewą nogę. To jego duży atut.

Kiedy umawialiśmy się na ten wywiad zaskoczyłeś mnie, proponując godzinę meczu Polska - Holandia. Jesteś typem piłkarza, który tak jak np. Artur Boruc na co dzień nie specjalnie interesuję się piłką?

Zwykle wygląda to tak, że włączę sobie mecz, kiedy gra np. nasza reprezentacja, ale często po 45 min wyłączam, bo nie chcę tracić na to czasu. Zawsze analizuję swoje występy, oglądam to, co przygotują dla mnie trenerzy, ale poza tym nie jest tego wiele. Nie jestem typem zawodnika, który po piątkowym meczu wraca do domu i sobotę oraz niedzielę przeznacza na oglądanie ekstraklasy. Nie zacieram rąk na przysłowiowy mecz Podbeskidzie - Warta Poznań w niedzielę o godz. 12.

Jako młody ojciec na nadmiar czasu wolnego na pewno nie narzekasz, ale kiedy już go masz, to po jakie rozrywki sięgasz? Widzę, że siedzisz na fotelu gamingowym, więc pewnie z FIFĄ jesteś za pan brat?

No właśnie od jakiegoś czasu już nie. Kiedyś dużo grałem w tę serię, ale to nie na moje nerwy. Pady po mieszkaniu latały (śmiech). Teraz częściej odpalam Call of Duty: Warzone, w które gra prawie cała nasza drużyna. Daje mi to zdecydowanie więcej przyjemności i pomaga się zrelaksować, nie myśleć o niczym innym. Poza tym wiadomo - trzymiesięczna córka to dużo obowiązków, a jak już mamy czas z narzeczoną tylko dla siebie, to odpalamy Netflixa i oglądamy coś razem. Do tej pory nie udało nam się pozwiedzać Wrocławia, bo jest pandemia i wszystko pozamykane. Jak to wszystko się skończy, to na pewno będziemy częściej wychodzić. Teraz skupienie na pracy, córce i odpoczynku w domu.

ROZMAWIAŁ - PIOTR JANAS

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Fabian Piasecki: Nie ważne kto zaczyna sezon, ważne kto go kończy (ROZMOWA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24