Gheorghe Cretu, trener Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle: Nie mam „dobrego” paszportu, ale jestem w stanie pomóc każdemu [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Pod wodzą Gheorghe Cretu, Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zachowuje jak dotąd miano niepokonanej w PlusLidze.
Pod wodzą Gheorghe Cretu, Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zachowuje jak dotąd miano niepokonanej w PlusLidze. Wiktor Gumiński
- Nie zapomnę niektórym ludziom w Polsce tego, jak niemiło potraktowali mnie, kiedy obejmowałem Cuprum Lubin. Jestem Rumunem, więc nie można było mówić o mnie pozytywnie. Kompletnie mnie to jednak nie obchodziło, robiłem swoje. Nie potrzebuję żadnego alibi, bo nigdy nie mówię, że coś jest niemożliwe do osiągnięcia - podkreśla Gheorghe Cretu, trener Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

Gdy otrzymał pan w tym roku telefon od Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, od razu był pan zdecydowany zostać jej trenerem?
Nie potrzebowałem wiele czasu na podjęcie tej decyzji. We wcześniejszych latach już dwukrotnie byliśmy blisko osiągnięcia porozumienia z Sebastianem Świderskim, więc pomyślałem sobie: skoro w obu tamtych przypadkach podjąłem inne decyzje, kolejna okazja może już nie nadejść. W życiu nauczyłem się ważnej rzeczy: zawsze idź do pracy tam, gdzie naprawdę cię chcą. Jeśli widzę, że tak jest, jak miało to miejsce w przypadku Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, przychodzę z przyjemnością. Jeśli dostrzegam wątpliwości, lepiej niech każdy pójdzie w swoją stronę, przy zachowaniu dobrego kontaktu.

Zaczęliście sezon od ośmiu zwycięstw w PlusLidze, rewanżując się między innymi Jastrzębskiemu Węglowi za porażkę w Superpucharze Polski. Jak ważny był dla was ten triumf?
Wszystkie zwycięstwa podbudowują nas podobnie. W meczu o Superpuchar wygrał Jastrzębski, bo grał od nas cierpliwiej i mądrzej. Nie było jednak mowy o pogromie. Gdybyśmy zagrali tam na swoim obecnym optymalnym poziomie, nie wiem, czy byśmy wygrali, ale powinniśmy byli prowadzić 2:1 w setach. Niektórzy wciąż muszą jeszcze zrozumieć, że mamy nową drużynę. Paweł Zatorski i Benjamin Toniutti, którzy odeszli z klubu, to nie są zwykli gracze, tylko jedni z trzech najlepszych na świecie na swoich pozycjach. Teraz mamy na rozegraniu Marcina Janusza, który nigdy wcześniej nie grał w klubie walczącym o tak wysokie cele oraz libero Erika Shojiego, który po przyjściu do PlusLigi musiał przestawić się na zupełnie inny styl gry niż ten, z którym miał do czynienia w lidze rosyjskiej. Do tego nowym graczem na środku jest Norbert Huber, który w Bełchatowie grał mało i też musimy go stopniowo odbudowywać. Samemu też nie jestem Davidem Copperfieldem. Chcemy stworzyć zespół grający cierpliwie, ale czasami mamy jeszcze momenty, kiedy zachowujemy się jak dzieci w przedszkolu. W zbyt łatwy sposób zdarzało nam się kilkakrotnie stracić wysokie prowadzenie i potem musieliśmy wkładać dużo wysiłku w budowanie przewagi od nowa. By tego unikać, potrzeba nam po prostu czasu.

Jednym z waszych kluczowych graczy jest Łukasz Kaczmarek, z którym pracował pan już w Cuprum Lubin. Jak bardzo zmienił się on od tego czasu jako człowiek i jako sportowiec?
Przede wszystkim wtedy był chłopcem, a teraz jest mężczyzną. W Cuprum odzywał się raz na kilka godzin, a teraz razem z Aleksandrem Śliwką są liderami Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Łukasz konsekwentnie pracował w ostatnich latach nad tym, co rozpoczęliśmy kiedyś w Lubinie. Spotkał też w tym czasie ludzi, którzy rzucali mu kłody pod nogi i mówili, że pewnego poziomu nie przeskoczy. Pokazał jednak niektórym wielkim polskim „ekspertom”, że może być nie tylko jednym z najlepszych atakujących w Polsce, ale i na świecie. Ma inny styl gry niż większość zawodników na jego pozycji, ale dzięki swojej mądrości potrafił uczynić z niego bardzo groźną broń i dlatego zaszedł tak daleko.

Podjął pan jednak decyzję o uczynieniu kapitanem Aleksandra Śliwki.
Kapitanów od zawsze wybieram moim własnym demokratyczno-komunistycznym sposobem. Urodziłem się w komunistycznym kraju i podejmując tą decyzję nie pytam nikogo o zdanie, biję się tylko z własnymi myślami (uśmiech). W moich zespołach główny kapitan od zawsze jest jednak tak naprawdę mocno wspomagany przez dwóch, trzech innych graczy i tak też jest obecnie w Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

Padło już w naszej rozmowie również nazwisko Norberta Hubera. Po tak udanym początku sezonu w jego wykonaniu, powinniśmy się przyzwyczaić do tego, że regularnie będzie zdobywać ponad 10 punktów w meczu?
Trenerzy mają różne oczekiwania wobec środkowych. Ja chcę mieć na tej pozycji zawodników agresywnych. Nie potrzebuję takich, którzy będą statystować i tylko obchodzić trzy rotacje pod siatką. Dla Norberta jestem więc bardzo wymagający, ale jednocześnie on wie, że zawsze jestem przy nim, jeśli mnie potrzebuje. W pewnych momentach staram się też ściągać z niego presję i widzę, że teraz naprawdę cieszy się grą. Regularnie powtarzam mu, że nie ma dla niego żadnych granic. Ma całą przyszłość w swoich rękach, a może zajść naprawdę bardzo daleko.

Słowo „agresywnych” odnosi się jedynie do elementów siatkarskich?
Nie tylko, również do sfery mentalnej. Wymagam od Norberta również groźnego spoglądania na przeciwnika, bo wiem, że tylko z takim podejściem może rywalizować na najwyższym poziomie. Jeżeli mu tego zabraknie, po prostu posadzę go na ławce. Dotyczy to zresztą wszystkich moich zawodników. Bez przysłowiowego „błysku w oczach” nikt u mnie w wyjściowym składzie nie zagra.

Prawdą jest, że woli pan pracować z zawodnikami perspektywicznymi, mającymi duży margines do rozwoju, niż z już doświadczonymi, siatkarsko ukształtowanymi?
Ta moja wypowiedź czasami jest do nie do końca właściwie interpretowana. Kiedy trenowałem HotVolleys Wiedeń (2001-2005 – red.), po jednym z sezonów szef dał mi kartę kredytową, samochód i powiedział: „teraz przez miesiąc nie chcę cię tu widzieć, jedź i szukaj utalentowanych i niedrogich graczy, z którymi potem będziesz mógł pracować”. Podjąłem się tego zadania z przyjemnością. W wielu klubach pracowałem jednak również z zawodnikami nie tak młodymi, którzy powszechnie byli już skreśleni bądź uznawani za siatkarzy drugiego sortu. Nie zapomnę też niektórym ludziom w Polsce tego, jak niemiło potraktowali mnie, kiedy obejmowałem Cuprum Lubin. Jestem Rumunem, więc nie miałem „dobrego” paszportu i nie można było mówić o mnie pozytywnie. Kompletnie mnie to jednak nie obchodziło, robiłem swoje. Byliśmy uznawani za głównego kandydata do spadku, a później niemal wyeliminowaliśmy Jastrzębski Węgiel w ćwierćfinale PlusLigi, mając w składzie rzekomo tak zużytych zawodników jak Łukasz Kadziewicz, Jeroen Trommel czy Grzegorz Łomacz. Ten ostatni odbudował się właśnie w Cuprum i od tego czasu stał się regularnym reprezentantem Polski. Dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś jest młody czy stary, w formie czy bez formy. Jeśli będziemy podążać w jedną stronę, jestem w stanie pomóc każdemu i niejeden gracz już się o tym przekonał.

Kontynuując wątek perspektywiczności, możemy się spodziewać, że Krzysztof Rejno będzie wychodzić u pana w szóstce znacznie częściej niż David Smith?
Wszyscy nasi środkowi mają różną charakterystykę. Nie zapominajmy też o Tomaszu Kalembce, który jak dotąd grał najmniej, ale widzę na treningach, jak dużo wnosi do zespołu. Parę środkowych dobieram często pod kątem przeciwnika. Częściej jednak na razie wystawiam Krzysztofa niż Davida, ponieważ od rozgrywających wymagam aktywnej współpracy ze środkowymi, a „Pepe” bardzo dobrze radzi sobie w ataku. Mam jednak ten komfort, że na środku właściwie w każdym momencie mogę sobie pozwolić na taktyczną zmianę, z przekonaniem, że rezerwowy jest w stanie sprostać wyzwaniu.

Stara się pan być dla zawodników więcej niż tylko trenerem – czasami jest jak brat, ojciec, przyjaciel. Jaka jest zatem granica w relacjach interpersonalnych?
Taka, że zawsze mówię prosto z mostu to, co myślę. Jestem bardzo spontaniczną osobą – nigdy do końca nie wiadomo, czego można się po mnie spodziewać. Moi gracze mają pewność, że nie będę czegokolwiek dusić w sobie. Jeśli ktoś przez jakiś czas będzie nawet na mnie obrażony – trudno. Z czasem jednak zawsze docenia się odwagę i jasne postawienie sprawy. Klarowne relacje międzyludzkie to fundamentalna część sportu.

Czyli podczas podróży na mecz nie siedzi pan z przodu odcięty od reszty grupy?
Oj, zdecydowanie nie (śmiech). Osobiście nie gram z zawodnikami w pokera, ale przyglądam się z ciekawością ich rywalizacji. Przy tym wspólnie żartujemy, śmiejemy się z siebie nawzajem. Nie chcę, żeby widzieli oni we mnie tylko trenera, ale też oczywiście im się nie narzucam. Rozumiem, jeśli ktoś chce w spokoju np. posłuchać muzyki czy kręcić wideo. Każdy z nas potrzebuje się czasami odciąć od siatkówki i ma prawo spędzać wolny czas na różne sposoby.

A jak interpretować wypowiedź Łukasza Kadziewicza, że u pana „ nawet śpi się w sali treningowej”?
Chodzi o to, że jeżeli wchodzimy do hali i mówię, że ćwiczymy 20 minut, to nie robimy tego ani minuty więcej, ale przez ten czas wszyscy dajemy z siebie 200 procent. To samo, jeżeli trening trwa 90 minut i tak dalej, niezależnie od jego długości. W czasie treningu po prostu zawsze wymagam maksymalnego zaangażowania. Z drugiej strony, nigdy nie stawiam barier, których przekraczanie wiązałoby się z ryzykiem wyrządzenia krzywdy zawodnikom.

Co pan im mówi, skrywając się w trakcie spotkań za swoimi notatkami?
Zazwyczaj są to wskazówki taktyczne. Regularnie przypominam im założenie dotyczące danego ustawienia. Nie jest to powszechnie spotykany zwyczaj wśród trenerów, ale ja zawsze chcę być pewny, że gracze pamiętają co mają robić. Zdaję sobie sprawę, że czasami może być dla nich męczące powtarzanie przeze mnie wiele razy tej samej rzeczy. Oni wiedzą jednak, jaki mam styl pracy i muszą się do tego przyzwyczaić. Taki kontakt będę chciał bowiem mieć z nimi przez cały czas.

Jest pan podobno prawdziwym pasjonatem taktyki i statystyk.
Zgadza się. Kiedy zaczynałem karierę trenerską, mogłem jedynie pomarzyć o takim programie jak Data Volley. Przez wiele lat robiłem samemu notatki odręcznie. Podczas pracy w HotVolleys Wiedeń byłem jednocześnie pierwszym szkoleniowcem, statystykiem i trenerem przygotowania fizycznego. Nauczyłem się wtedy łączyć ze sobą różne rzeczy, ale też szybko zrozumiałem, że na dłuższą metę nie można wszystkiego ciągnąć w pojedynkę. Przez kilkanaście lat pracowałem potem właściwie z jednym sztabem. W Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle otaczam się nowymi ludźmi, ale już przekonałem się, że również mam do czynienia ze znakomitymi fachowcami.

Jak bardzo żałuje pan, że nie weźmiecie udziału w Klubowych Mistrzostwach Świata?
Chciałbym oczywiście wystąpić w tym turnieju, i zarazem walczyć o główne trofeum. Czasami jednak polityka jest dużo ważniejsza niż sport … Przy dalekiej od ideału sytuacji covidowej, jaka panuje w Brazylii nie mogliśmy ryzykować zdrowiem naszych siatkarzy. Wyprawa do Betim wiązałaby się z podróżą trwającą przynajmniej 24 godziny, z przebywaniem na różnych lotniskach i w różnych samolotach. Byłoby to niebezpieczne nawet dla zaszczepionych. Ponadto mając do rozegrania siedem spotkań w grudniu oraz po osiem w styczniu i lutym, przy tak dalekim wyjeździe na Klubowe Mistrzostwa Świata nie mielibyśmy nawet za bardzo jak ich przełożyć. Ale przede wszystkim nie chciałbym, by drużyna stanęła z treningami z powodu ewentualnych zakażeń.

Na arenie międzynarodowej będziecie mieć jednak solidne sprawdziany już w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Mamy bardzo trudną grupę, ale to będzie nas motywować do wzniesienia się na wyżyny naszych możliwości. To, czy zakwalifikujemy się do kolejnej rundy i potem będziemy walczyć o obronę tytułu leży wyłącznie w naszych rękach. Moi zawodnicy mają świadomość, na jakim etapie obecnie się znajdujemy. Musimy twardo stąpać po ziemi, kontynuować mądrą pracę i grać odpowiedzialnie, bo to może być decydujące w Lidze Mistrzów. Ja, jako trener, nie potrzebuję żadnego alibi. Nigdy nie mówię, że coś jest niemożliwe do osiągnięcia. Gdybym tak twierdził, nie byłbym teraz trenerem Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24