HALA GWARDII przy ul. Krupniczej 15 - NOWA GIEŁDA Wrocław [STARE, ARCHIWALNE ZDJĘCIA]. Drugie serce Wrocławia

Rafał Hydzik
HALA GWARDII PRZY KRUPNICZEJ 15 - NOWA GIEŁDA Wrocław [STARE, ARCHIWALNE ZDJĘCIA]. Drugie serce Wrocławia. Ulica Krupnicza, niegdyś Marcelego Nowotki. Od lat niezmienna, poza monumentalnym Forum Muzyki stojącym w miejscu dawnego muzeum. Uwagę przykuwa jednak inny nietypowy obiekt, zgodnie z obowiązującą numeracją - numer 15. Olbrzymi gmach, relikt niemieckiego pozytywizmu, przypominający dworzec, albo giełdę, której funkcję faktycznie kiedyś pełnił. Od ponad 70 lat te nietypowe mury odgrywały jednak znacznie ważniejszą rolę - hala przy ulicy Krupniczej była mekką wrocławskiego sportu. Domem Klubu Sportowego Gwardia Wrocław.

HALA GWARDII PRZY KRUPNICZEJ 15 - NOWA GIEŁDA Wrocław [ARCHIWALNE, STARE ZDJĘCIA]

- Nie mogłem uwierzyć, że w tak pięknym budynku mieści się obiekt sportowy - swoje pierwsze wrażenia na widok historycznej budowli wspomina siatkarz Ireneusz Kłos, wówczas jeszcze kilkunastoletni chłopak z Gorzowa, który w tych murach wstąpił w grono legend Gwardii Wrocław, zdobywając z nią trzy razy mistrzostwo Polski. - Mówię do trenerów, że to niemożliwe i pewnie mnie podpuszczają. Myślałem, że to jakiś pałac - dodaje. Istotnie, trudno było o sportowe skojarzenia, patrząc na neogotyckie rzeźbienia dawnej giełdy.

Także wnętrze miało swoje specyficzne atuty, działające na korzyść „Gwardzistów”, którzy jak nikt inny potrafili je wykorzystać. Marek Olesiewicz, były koszykarz wrocławskiego klubu, wspomina słynne filary, które wyrastają niemal z linii bocznej boiska. - Kiedy grali siatkarze i ktoś podchodził do serwisu, nawet najczujniejsi trenerzy czasem tracili kontrolę nad meczem, bo nie było widać, kto zza filaru wyskoczy. My, koszykarze, też musieliśmy je w wyskoku omijać, żeby się przypadkiem nie zderzyć - dodaje ze śmiechem. - Kiedy namawiałem kogoś, by do nas dołączył, zawsze mówiłem o suficie, który mieliśmy nadzwyczaj wysoki. Nigdzie indziej nie było takiego luksusu, że można było grać na wyprostowanych nogach - przywołuje Władysław Pałaszewski, którego lista sukcesów w Gwardii nie zmieściłaby się na jednej stronie gazety. - Ja z kolei jako trener musiałem być cały czas na tyle sprawny, by móc przeskoczyć wianuszek ludzi, którzy stali między mną a boiskiem - opowiada.

To właśnie ci kibice przez lata (trener Pałaszewski przekonuje, że niektórzy aż przez pół wieku!) wspierali i tworzyli charakter gwardyjskiego sportu. Budynek przy Krupniczej był miejscem spotkań wrocławian, drugim po Rynku sercem miasta. Mariusz Cieślak, jeden z byłych bokserów, rozpamiętuje swoje walki z Kuźminem czy Igorenką, które zza filarów oglądało co najmniej tysiąc wrocławian. Oficjalnie mogło ich być trzystu. Zarówno koszykarze, siatkarze, judocy, jak i szermierze na pięści nawet nie mieli okazji doświadczyć gry przy pustych trybunach.

Poza tym jednym przypadkiem, kiedy na Krupniczą przyjechali zawodnicy CSKA Moskwa, plejada gwiazd ówczesnej koszykówki. - Przyjechali na obóz do Legnicy, przy okazji zagrać sparing, no i wiadomo, narobić zakupów - śmieje się Jerzy Bińkowski, który wówczas grał w drużynie gospodarzy. - Nie życzyli sobie, żeby ktokolwiek ich oglądał, więc musieliśmy zamknąć wszystkie drzwi. W tamtych czasach nie każdy mógł stanąć oko w oko z takimi zawodnikami. Wygrali z nami. Ale tylko minimalnie! - zapewnia.

Koszykarze Gwardii Wrocław w swojej sali czuli się jak ryby w wodzie. Albo może jak... kaktusy w piasku? Taki właśnie przypisano im przydomek. Kaktusy z Krupniczej. A dlaczego? Jerzy Hajnsz opowiada, że żaden zespół nie lubił przyjeżdżać do Gwardii, bo zawsze wracał ukłuty. - Kaktusy potrafiły najlepszych kłuć na swojej sali - śmieje się były koszykarz.

Gwardia przez lata miała także swój charakterystyczny zapach. Trudno powiedzieć, że była to przyjemna i kwiecista woń, ale przechadzającego się po ulicy „Gwardzistę” można było rozpoznać z zamkniętymi oczami. - W tych murach wylewało się setki litrów potu - wspomina Maciej Jarosz, jedno z „cudownych dzieci” trenera Pałaszewskiego. - Siatkarze, siatkarki, koszykarze, judocy i wszyscy inni. Każdy się pocił. Cały zapach unosił się w powietrzu, a my wynosiliśmy go na swoich ubraniach - przyznaje. - Przed każdym wyjściem trzeba było robić porządne pranie - dodaje Kłos.

Duża część życia klubu toczyła się ponad filarami i wysokim sufitem - w bursie na czwartym piętrze. Mieszkający tam przez lata „Gwardziści”, nie mogli usprawiedliwić nieobecność na treningu zepsutym tramwajem. Mariusz Cieślak przywołuje dekadę, którą spędził na Krupniczej wraz z całą rodziną. - Rano trenowałem, popołudniami spacerowałem po mieście z córką, a wieczorami często zbieraliśmy się całym klubem pooglądać filmy na kasetach VHS. Tworzyliśmy jedną wielką rodzinę i dzięki panującej atmosferze można było przymknąć oko na warunki - uzupełnia.

Wcześniejsze pokolenie, którego przedstawicielem był Jerzy Bińkowski, ani myślało o spokojnych wieczorach przed telewizorem. - Na ostatnim piętrze toczyły się ciągłe imprezy - wspomina były koszykarz. - Świetnie się dogadywaliśmy między sekcjami. Kiedy mój pokój zalało, mieszkałem z Leszkiem Łasko (siatkarz, podopieczny W. Pałaszewskiego - przyp. red.). Czasami przenosiliśmy zabawę do miasta, wychodziliśmy razem na dyskoteki. Trzeba było tylko pamiętać, żeby wrócić przed 22, bo wtedy recepcjonista zamykał drzwi i trzeba było się dobijać. A przy okazji wszystko relacjonował trenerowi - dodaje.

W czasach świetności Gwardia mogła się poszczycić ponad 20 sekcjami. Do dziś przetrwały tylko trzy. Jedną z nich jest judo, które od lat rozwija się w osobnej sali. - Kiedy po latach wróciłem przyjrzeć się miejscu, w którym stawiałem pierwsze kroki na macie, zauważyłem, że jest dokładnie takie samo, jak je pamiętam. Ten sam klimat - mówi Rafał Kubacki, najbardziej utytułowany judoka w historii wrocławskiego klubu. - Ktoś kiedyś powiedział, że na każdy metr kwadratowy tej salki przypada jeden wychowany przez Gwardię mistrz. Gdzieś też widziałem taką statystykę, że Jan Hurkot, mój pierwszy trener, przepuścił przez te mury kilka tysięcy młodych judoków - opowiada z wielką dumą. Sam podążył podobną ścieżką, przyjmując rolę trenera.

Wśród judoków wykształcił się szczególny zwyczaj, który od lat jest pieczołowicie pielęgnowany. - Przy sali treningowej są dwie szatnie, które wyznaczają pewną hierarchię - mówi Damian Szwarnowiecki, obecny reprezentant Gwardii. - Pierwsza z nich jest dla nowych i niedoświadczonych zawodników. Dalej, bliżej trenerów i maty, jest druga szatnia, w której przebiera się maksymalnie sześciu zawodników, zasłużonych dla klubu. Z biegiem lat udało mi się dostąpić tego zaszczytu, że mogłem się w niej przebierać, a nawet weryfikować, kto do niej może trafić - opisuje.

Krupnicza 15 jest prawdziwym labiryntem, po którym swobodnie poruszają się jedynie stali bywalcy tego magicznego miejsca. Pod ziemią znajduje się siłownia, ale Szwarnowiecki przekonuje, że trafić można do niej jedynie z mapą. Pomieszczenia administracyjne, a także te należące do sędziów i fizjoterapeutów mieszczą się na pierwszym piętrze. W jednym z nich, co poniedziałek, punktualnie o godzinie 11 spotyka się grupa byłych działaczy klubu, na czele z trenerem Pałaszewskim, by godzinami dyskutować o urokach przeszłości gwardyjskiego sportu.

Idąc dalej, wzdłuż balkonów znajdują się tajemnicze drzwi do pokoju, który zarezerwowany był dla milicjantów. Tę część korytarza zawodnicy Gwardii omijali szerokim łukiem. Nieco dalej, jak można sobie wyobrazić, kiedyś stała szafa, na którą (zgodnie z opowieściami „Pałasza”) wdrapywali się kibice, którzy chcieli zobaczyć nieco więcej, niż kolor farby na filarach. Wreszcie, przy schodach rozpoczyna się korytarz do części administracyjnej.

W ostatnich latach ten wyłożony panelami korytarz stanowił miejsce urzędowania prezes Sylwii Szymańskiej, a wcześniej w biurze zasiadał m.in. Jacek Grabowski. Były trener Gwardii zwykł mówić, że znajdująca się zaraz obok niego kasa klubu jest zdecydowanie najprzyjemniejszym miejscem w całym budynku - siedzą panie i rozdają pieniądze. Do tego samego korytarza wracają niesieni nostalgią byli zawodnicy. - Czymś niezwykle przyjemnym jest pooglądać pamiątki z czasów świetności drużyny, popatrzeć na tego młodego człowieka, którym kiedyś byłem - z tęsknotą mówi Kłos.

Archiwalne, przedwojenne zdjęcia budynku przy Krupniczej

Tak wyglądał budynek hali Gwardii jako Nowa Giełda (ZDJĘCIA)

W poniedziałek blisko 100 osób związanych z Gwardią Wrocław pikietowało najpierw pod siedzibą Agencji Mienia Wojskowego na ul. Sztabowej, potem pod Urzędem Wojewódzkim, a na końcu w ratuszu. Gwardziści wciąż mają nadzieję, że będą mogli zostać w hali przy ul. Krupniczej, którą opuścić kazała im AMW (DO KOLEJNYCH ZDJĘĆ PRZEJDŹ ZA POMOCĄ STRZAŁEK)

Pikieta Gwardii Wrocław pod Agencją Mienia Wojskowego [ZDJĘCIA]

HALA GWARDII PRZY KRUPNICZEJ 15 - NOWA GIEŁDA Wrocław [ARCHIWALNE, STARE ZDJĘCIA]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24