Jason Boone: Porażka z Siarką będzie mnie męczyć przez całe lato

Karol Kurzępa
Wojciech Szubartowski
Rozmawiamy z Jasonem Boonem, amerykańskim koszykarzem, który w minionym sezonie bronił barw TBV Startu Lublin. 31-latek zagrał dla czerwono-czarnych w 12 spotkaniach i notował w nich średnio 11,4 punktu oraz 7,3 zbiórki na mecz.

Przyszedłeś do lubelskiej drużyny w połowie lutego, by pomóc jej w utrzymaniu w lidze. Cel został zrealizowany.
Zgadza się. Tuż po moim przybyciu do zespołu wygraliśmy kilka spotkań. Moim osobistym celem była możliwie jak najbardziej wyrównana rywalizacja z każdym kolejnym przeciwnikiem. Chciałem, żebyśmy zwyciężali na własnym parkiecie i tworzyli zgrany kolektyw. Liczyłem na to, że zakończymy sezon w mocnym stylu. Mogę być jednak trochę zawiedziony swoją postawą, gdyż nie udało mi się w pełni zrealizować indywidualnych założeń.

Co zatem mogłeś zrobić lepiej?
Wprowadzać do zespołu więcej profesjonalizmu i walki. Było kilka spotkań, w których zanotowaliśmy dobry początek i graliśmy naprawdę nieźle przez część meczu, ale kończyliśmy w słabym stylu. Bywało też, że mieliśmy nieudane wejścia w rywalizację, a potem rozkręcaliśmy się w drugich połowach. Moim zdaniem kluczem do istnienia tej drużyny, tak by mogła ona rywalizować z najlepszymi w lidze jest gotowość na walkę przez pełne 40 minut. Podczas niektórych treningów czułem, że nie dawaliśmy z siebie stu procent jako cały zespół. Taka postawa przekładała się potem na mecze. To było trochę frustrujące, ponieważ jestem weteranem, gram w koszykówkę bardzo długo i wiem, czego drużynie potrzeba do zwyciężania. W ostatnim meczu z Siarką Tarnobrzeg mieliśmy znakomity przykład tego, że dobrze zaczęliśmy, a potem pomyśleliśmy sobie, że mecz będzie łatwy i przestaliśmy grać w założony wcześniej sposób. Pozwoliliśmy rywalom wygrać ten mecz. To będzie mnie męczyć przez całe lato. To był mój ostatni kontakt z koszykówką na kilkanaście tygodni. Nie wiem ile jeszcze lat będę grał, ale nie lubię kończyć rozgrywek w taki sposób. Z drugiej strony, taka porażka napędza do tego, żeby w trakcie lata ciężko pracować, by stać się jeszcze lepszym zawodnikiem.

Chciałbyś zostać w TBV Starcie na kolejny sezon?
Z wielką chęcią. Mój agent kontaktował się w tej sprawie z zarządem klubu i mam nadzieję, że rozmowy uda się szybko sfinalizować. Mówiłem już niejednokrotnie, że koszykówka to biznes i jeśli pojawi się jakaś oferta, która będzie dla mnie lepsza, to będę musiał ją rozważyć. Jednak czuje się tu bardzo dobrze, podoba mi się Lublin, a także warunki w klubie i wspaniali kibice. Biorąc pod uwagę te czynniki, bardzo chętnie broniłbym nadal czerwono-czarnych barw. Gdybym miał okazję grać tu przez cały sezon, to z pewnością mogłoby to zmienić dynamikę rozwoju zespołu.

Wspomniałeś, że podoba ci się w Lublinie. Masz w nim swoje ulubione miejsca?
(śmiech). Nie wychodziłem zbyt często. Nie miałem samochodu, więc musiałem liczyć na podwózki od kolegów z drużyny. Aczkolwiek za każdym razem kiedy pojawialiśmy się na Starym Mieście, to spędzaliśmy czas w bardzo fajny sposób. Często chodziliśmy do knajpy o nazwie Alan Huggs. Bywałem też regularnie w okolicy mieszkań kolegów z zespołu, np. w Plackarni. Wiem, że pozostało mi jeszcze wiele do zobaczenia w Lublinie, więc jestem podekscytowany ewentualna perspektywą powrotu do tego miasta.

Wiele lat spędziłeś w Niemczech. Jak bardzo Twoim zdaniem Polska różni się od naszych zachodnich sąsiadów?
Niemcy to kraj, który stara się odbudować swój wizerunek po II Wojnie Światowej. Byłem w różnych częściach tego państwa. Niektóre z nich starano się unowocześnić, a inne pozostawały dość staroświeckie. Żyłem w Niemczech zdecydowanie dłużej, więc nie mam aż takiego porównania do Polski. Wydaje mi się, że pod względem codzienności macie podobne, europejskie podejście. W Niemczech chyba trochę szybciej się żyje i bardziej pod tym względem przypominają mi Amerykę. W Lublinie podobał mi się fakt, że to miasto uniwersyteckie, a młodzi przekazują mnóstwo pozytywnej energii.

Jak oceniasz Polską Ligę Koszykówki?
Jest ciężka. Moim zdaniem najlepsze w niej jest to, że w dowolnej kolejce każdy może każdego pokonać. Mam kolegów, którzy grali w Eurolidze w greckich lub tureckich klubach i tam zawodnicy nie muszą się przejmować rozgrywkami ligowymi, tak jak tutaj i bardziej skupiają się na europejskich pucharach. W niektórych ligach czołowe zespoły są w czubie tabeli przez cały sezon i nie mają problemów z regularnym wygrywaniem. Natomiast my walczyliśmy o utrzymanie, a w starciach z zespołami ze ścisłego topu często mogliśmy rywalizować jak równy z równym. Jeśli latem poskładamy odpowiednio dane elementy i stworzy się zespół, który będzie walczył przez 40 minut, to możemy osiągnąć znacznie więcej. W PLK podobało mi się też to, że czasami sędziowie pozwalali nam grać bardzo fizycznie, a ja to lubię.

Miałeś jednak trochę problemów z wykluczeniami z gry.
Owszem (śmiech). Moim rywalom zdarzało się upadać lub sygnalizować faule, które wcale nie miały miejsca. Tak to już bywa podczas meczów. Sędziom nie jest łatwo prawidłowo oceniać wszystkie sytuacje na parkiecie. Za każdym razem, gdy podejmą daną decyzję, to i tak ktoś będzie na nich zły. Natomiast ja muszę znać swojego przeciwnika i wiedzieć, kiedy muszę użyć głowy, a kiedy siły lub szybkości.

Jakie masz plany na najbliższy czas?
Właśnie skończyłem podróżować po Europie. Odwiedzałem znajomych między innymi w Niemczech oraz Grecji i głównie się relaksowałem. Ostatnio wróciłem do USA. Zobaczymy, gdzie los skieruje mnie później. Niewykluczone, że do Lublina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jason Boone: Porażka z Siarką będzie mnie męczyć przez całe lato - Kurier Lubelski

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24