Na razie Laporta nie zgłosił oficjalnie swojej kandydatury, ale w tej sytuacji wydaje się to formalnością. Wybory nowego prezydenta Barcelony (głosują zarejestrowani kibice) odbędą się za rok. Były sternik klubu od dawna nie ukrywa, że nie podoba mu się polityka obecnych władz i prezydenta Josepa Marii Bartomeu, z którym w 2017 roku wygrał nawet sprawę w sądzie. Chodziło o rzekome straty poniesione przez klub w sezonie 2009/2010, który był zarazem ostatnim Laporty. Sad nie dał jednak wiary i ustalił, że zamiast 47,6 miliona euro strat Barça wypracowała wówczas 4,1 miliona euro zysku. Druga instancja także przyznała rację byłemu prezydentowi.
- Ten zarząd nie zasługuje na to, aby kontynuować pracę, bo to, co zrobili mi i moim współpracownikom w ciągu ostatnich siedmiu lat było powodem do wstydu, wielkim kłamstwem. Działali ze złymi intencjami, kłamali i są ludźmi, którzy oddają się kłamstwu i manipulacji - skomentował wyrok Laporta. - Gdyby Bartomeu miał chociaż trochę wstydu, musiałby odejść - dodał.