Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Tracz: Freak Figty nie mają we mnie wroga (WYWIAD)

Piotr Janas
Piotr Janas
Józef Tracz, trzykrotny medalista olimpijski i czterokrotny laureat plebiscytu Gazety Wrocławskiej
Józef Tracz, trzykrotny medalista olimpijski i czterokrotny laureat plebiscytu Gazety Wrocławskiej FOT. Tomasz Hołod
Józef Tracz, trzykrotny medalista olimpijski i czterokrotny laureat Plebiscytu Gazety Wrocławskiej na Sportowca i Trenera Roku — trzy razy jako zawodnik i raz jako trener — wspomina nasze dawne gale, kiedy sam był na świeczniku. Dziś dalej jest przy zapasach, pomaga reprezentantom Polski i zachęca dzieci do aktywności fizycznej poprzez zapasy, choć nie są mu obce współczesne trendy. Tracz to żywa legenda polskiego sportu i naszego plebiscytu.

Jak miewa się Józef Tracz, legenda naszego plebiscytu?

Nie przesadzajmy z tą legendą, legendy kojarzą mi się z ludźmi w podeszłym wieku, a ja wciąż mocno działam, jestem trenerem kadry narodowej i czuję, że mam dużo do zrobienia. Zdrowie na szczęście dopisuje, chęci do pracy mi nie brak, więc cały czas konsekwentnie robię swoje.

Legendy nie muszą być stare, Pan stał się nią na przełamie lat 80’ i 90’, trzykrotnie wygrywając tytuł sportowca roku na Dolnym Śląsku. Czy któraś gala z tamtych lat szczególnie zapadła Panu w pamięci?

Na pewno najmilsze były te, które udawało mi się wygrywać, ale mam w pamięci wiele tych wydarzeń. Pamiętam finały plebiscytów w klubie Oko przy ul. Pretficza, gdzie spotykało się całe środowisko sportowe. Samo zaproszenie na galę zawsze było pokłosiem osiągnięcia jakiegoś sukcesu, więc było fajnym zwieńczeniem roku dla sportowca czy trenera. Najpierw ciężka praca i wyniki, a potem miłe rozmowy, uściski dłoni, gratulacje, dyplomy, statuetki. Okazja do rozmów z przedstawicielami innych dyscyplin, bo zawsze pojawiali się piłkarze, koszykarze czy siatkarki. Najpierw wzajemnie sobie kibicowaliśmy, a potem mogliśmy się poznawać.

Wygrane w 1987, 1988 i 1992 roku były dla Pana spodziewane? W końcu zdobywał Pan wówczas medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.

Nigdy nie podchodziłem do tego w ten sposób, że mój sukces sportowy musi oznaczać wygraną w Plebiscycie na Sportowca i Trenera Roku na Dolnym Śląsku. Owszem, gdzieś tam z tyłu głowy człowiek sobie kalkulował. Wiedziałem, że medale najważniejszych imprez, a zwłaszcza igrzysk olimpijskich, mogą być wysoko punktowane i doceniane przez decydentów oraz czytelników. To zawsze duża frajda i satysfakcja.

To ciekawe, bo słyszałem, że nie jest pan osobą szczególnie sentymentalną. Ponoć trzyma Pan puchary i medale gdzieś w kartonie na przysłowiowym strychu. Dalej nie ma Pan w domu gabloty?

Skąd Pan to wie?

Byłem studentem Kazimierza Kurzawskiego (olimpijczyk z 1964 roku w strzelectwie-red).

Aaa od Kazia! (śmiech). No tak, on kiedyś był u mnie w tej sprawie. Chciał pokazać m.in. moje trofea studentom, organizował jakąś wystawę albo coś takiego. Już nie pamiętam dokładnie, ale nawet nie tak dawno zadzwonił do mnie z pytaniem, czy zamierzam w ogóle odebrać w końcu te pamiątki (śmiech). Podobnie było z jedną z redakcji sportowych, której pożyczyłem stare zdjęcia z igrzysk olimpijskich. Faktycznie nie jestem jakoś mocno przywiązany do wszystkich rzeczy, które zdobyłem, ale nie jest tak, że medale olimpijskie zbierają kurz w garażu. Mam w domu małą wystawkę. Tam znajdują się najważniejsze dla mnie trofea.

Grono Pana wyróżnień w 2012 roku poszerzyło się o nagrodę dla trenera roku na Dolnym Śląsku. To było po medalu olimpijskim Pana podopiecznego Damiana Janikowskiego. Który sukces smakował lepiej?

Zacznę od tego, że nie da się porównać zawodu trenera do kariery zawodniczej. To są dwa kompletnie różne światy. Jako zawodnik musisz robić swoje, zrealizować założenia treningowe, później plan na walkę. Ważna jest też koncentracja. Trener ma pod sobą wielu zawodników i o każdym z nich myśli. Trzeba długo z nimi obcować, poznać ich charaktery i umieć do nich dotrzeć. Należy poświęcić sporo czasu, ale nie ma innej drogi. Ja jakoś się w tym odnalazłem. Jeśli natomiast mówimy o samym sukcesie w postaci wygrania jakiejś nagrody, bycia docenionym, to dla mnie nie ma różnicy. Zostając trenerem roku, cieszyłem się tak samo, jak z tytułu sportowca roku.

Śledzi Pan dalej karierę Damiana?

Śledzę. Może nasz kontakt już nie jest tak bliski, jak w czasach kiedy był zapaśnikiem, zwłaszcza że od kilku lat mieszka w Warszawie. Kiedy przyjeżdża do Wrocławia, to lubi zajrzeć do nas na salę i zawsze miło się rozmawia. Ostatni raz widzieliśmy się w zeszłym roku na uroczystości organizowanej przez Polski Związek Zapaśniczy. Byłem też na jednej z jego walk na KSW. To był jego debiut w tej federacji. Tutaj, we Wrocławiu.

Wielu zapaśników „ucieka” do MMA, gdzie można zarobić dużo większe pieniądze?

Nie da się ukryć. Nie powiem, że jest mi z tego powodu przykro, bo każdy ma prawo obrać własną ścieżkę kariery, ale wielu z nich bardzo szkoda. Odchodzą po wielu latach treningów zapaśniczych, a zostając w tym sporcie, mogliby zdobywać medale na największych międzynarodowych imprezach. Mam na myśli mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata i igrzyska olimpijskie. Mówię to z pełną powagą. Trochę za wcześnie duże talenty i świetnie wyszkoleni zawodnicy odchodzą do mieszanych sztuk walki.

Interesuje się Pan w ogóle MMA?

Nieszczególnie, oglądam tylko, jak Damian (Janikowski-red.) walczy. Wtedy faktycznie siadamy z chłopakami, wykupujemy dostęp do gali, kibicujemy i śledzimy. Jakąś małą orientację w tej dyscyplinie mam, aczkolwiek ja kocham zapasy i na nich się koncentruję.

A słyszał Pan o tzw. freak fightach?

Znam ten termin, zdarzało mi się widzieć jeden czy dwa eventy. Na jednym walczył Damian, ale jego rywalem był inny sportowiec z krwi i kości. Umówmy się — wszyscy wiemy, po co jest to robione. Pan to wie i ja to wiem. Tam walczą ludzie, którzy w zdecydowanej większości nie mają za dużych umiejętności, ale zdobyli popularność w mediach społecznościowych, co pozwala im generować duże zainteresowanie. Duże zainteresowanie to duże pieniądze i one są tutaj głównym motywatorem. Zresztą jak widać, wszystkim się to opłaca, bo ciągle powstają nowe federacje. Jeśli pyta mnie Pan, czy mi to przeszkadza, to nie, nie przeszkadza zupełnie. Jeśli ktoś chce to robić, ktoś inny chce oglądać i da się na tym zarabiać, to wszyscy wygrywają. Fanem nie jestem, ale nie krytykuję. Te całe freak fighty nie mają we mnie wroga.

A może płynie z tego też jakaś wartość sportowa? Wraz ze wzrostem popularności freak fightów odnotowało duży wzrost frekwencji na salach treningowych. Dzieci i młodzież chcą uprawiać sporty walki. W zapasach też tak jest?

Mówiąc szczerze, dostrzegam tutaj jakąś zależność. Nie mnie oceniać, czy dzieciaki przychodzą uprawiać zapasy, bo oglądały swoich idoli z internetu na tego typu eventach, ale coś na pewno w tym jest. Moja fundacja Akademia Zapasów Józefa Tracza przy wsparciu Ministerstwa Sportu i Turystyki prowadziła akcję „Suples-Promocja Zapasów”, w ramach której jeździliśmy po szkołach. Pokazywaliśmy dzieciom, ich rodzicom i nauczycielom wychowania fizycznego, jaką wartość ma trening zapaśniczy. Przyznam, że nie spodziewałem się tak pozytywnego odzewu i tylu chętnych. To wręcz przerosło moje oczekiwania. Trochę się obawiałem, że zapasy nie są dziś zbyt atrakcyjnym sportem dla najmłodszych, ale zdziwiłem się. Na plus oczywiście.

Zamierzacie kontynuować tę akcję?

Bardzo bym chciał, ale wiele zależeć będzie od Ministerstwa Sportu i Turystyki. Jeśli dostaniemy na to pieniądze, to na pewno tak. Dotychczasowe działania udowodniły, że warto to robić. Zapasy w Polsce mają przyszłość, ale potrzebują większej promocji. Moim zdaniem to jest największy problem. Gdybyśmy mieli taki marketing, jak gale MMA, to bylibyśmy dziś w innym miejscu. Temu właśnie mają służyć takie akcje jak „Suples-Promocja Zapasów”.

ROZMAWIAŁ — PIOTR JANAS

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24