Gdy pojawiła się pani w Gliwicach na otwarciu mistrzostw Śląska przywitano panią jak gwiazdę. Podoba się pani taka rola?
Julia Szeremeta: Chyba się do tego przyzwyczaiłam (śmiech).
Trener nie czuje się trochę w cieniu?
Tomasz Dylak: Nie, nie. Julka zasłużyła na takie traktowanie, a wspólnie mamy świadomość, że to szansa dla całego kobiecego boksu i trzeba ją maksymalnie wykorzystać.
Odnajduje się pani w roli tak zwanego wzorca dla koleżanek?
JSZ: Myślę, że tak. Chcę im pokazać, że ciężką pracą można naprawdę dużo osiągnąć, że nie wolno się poddawać. Ja kogoś takiego nie miałam, bo przecież na medal olimpijski w boksie czekaliśmy 32 lata.
Nic dodać, nic ująć..
TD: Dokładnie. I nie chcemy czekać znów tak długo. Dzięki medalowi z Paryża już widać większe zainteresowanie, treningi zaczyna więcej dziewczyn. To może nas tylko cieszyć. Może będzie trochę jak z Adamem Małyszem, który sam podniósł całą swoją dyscyplinę?
Co medal olimpijski zmienił w pani życiu?
JSZ: Dużo, ale najwięcej pod kątem popularności. Udzielam wielu wywiadów, biorę udział w różnych akcjach i spotkaniach. To nowe doświadczenie.
Dla takiej młodej zawodniczki nie wiążą się z tym pewne zagrożenia?
TD: Oczywiście, że tak, ale na razie nie widzę niepokojących objawów. Zresztą Julka wie, że gdyby zaczęła „fruwać” to błyskawicznie sprowadzę ją na ziemię. Ten medal nie jest zwieńczeniem kariery, tylko początkiem. Dlatego też, gdy tylko wpłyną premie za medal (200 tys. zł od PKOl oraz 100.000 zł od Polskiego Związku Bokserskiego - przyp. red) dopinuję, żeby je od razu zainwestowała w nieruchomości.
Słucha pana?
TD: Przede wszystkim mi ufa. Ostatnie dwa lata to była realizacja planu, z odpowiednimi treningami i dietą, standardami w życiu, chodzeniem wcześniej spać, nieimprezowaniem i wieloma innymi elementami. Obiecałem jej, że to się opłaci i tak się stało.
A życie trenera wicemistrzyni też się zmieniło?
TD: Nie tak bardzo, powiem szczerze, że o siebie na pewno się nie boję. Robię swoje, skupiam się na obowiązkach i cieszę się z tego, co udało nam się osiągnąć w Paryżu.
Medal jest srebrny, ale... No właśnie, jak oceniacie szansę na weryfikacje wyniku finałowej walki z Tajwanką Yu Ting Lin w kontekście trwających właśnie badań dopingowych, które mogą także rozstrzygnąć sprawę płci mistrzyni?
JSZ: Niespecjalnie to śledzę. Okaże się w swoim czasie. Jeśli zweryfikują wynik to będzie super, ale ja przegrałam tę walkę sportowo i na razie to obowiązuje.
TD: Jest tak jak mówi Julka, zresztą trochę niepotrzebnie jednym zdaniem w wywiadzie rozpętała sprawę. Na wyniki testów będzie trzeba poczekać pewnie z trzy miesiące, a my w tym czasie musimy normalnie pracować. Dla nas igrzyska zakończyły się w momencie ogłoszenia werdyktu po finale. Poza tym uważam, że można i należało te wszystkie wątpliwości rozstrzygnąć przed igrzyskami.
Jak długo potrwa pani odpoczynek od walk?
JSZ: Wrócę chyba na Suzuki Boxing Night. Na razie powoli zabieram się do treningów i zaczynam się ruszać.
Regeneracja przebiega zgodnie z planem?
TD: Tak, Julka musi odpoczywać i fizycznie, bo jednak igrzyska są wyczerpujące, i psychicznie. Emocje w Paryżu były przecież olbrzymie. Pięć walk musiało dać o sobie znać, zresztą w finale było to troszeczkę widać w szybkości i płynności ruchów. Powrót planujemy na listopad.
Podczas mistrzostw w Gliwicach po raz pierwszy pięściarki w seniorskich walkach walczą bez kasków. Co pani sądzi o tej zmianie?
JSZ: Dla mnie to dobra decyzja. Mnie kask trochę przeszkadza, trzeba go poprawiać, ogranicza widoczność. Bez kasku ciosy będą wyraźniejsze i może łatwiejsze do oceniania. Dla „fighterek” to dobrze.
Pani zachowanie przed wejściem do ringu stało się niejako znakiem firmowym. Zgłosiły się już jakieś firmy, potencjalni sponsorzy, które chcą to wykorzystać w reklamach?
JSZ: Tak, są różne propozycje, ale zostawiłam to swojemu menedżerowi (prowadzi też karierę Joanny Jędrzejczyk - przyp. red.).
A gdyby pojawiła się propozycja z fderacji MMA lub organizującej gale typu FAME?
JSZ: Dostałam już taką ofertę, ale ją odrzuciłam, nie jestem zainteresowana. Zamierzam zostać przy boksie amatorskim do kolejnych igrzysk.
TD: Start w Los Angeles jest celem ważniejszym niż zarabianie wielkich pieniędzy już teraz. Na nie jeszcze przyjdzie czas, Julka jest bardzo młoda.
Pan też nie zamierza zmieniać barw?
TD: Miewałem propozycje, żeby szkolić pięściarki w innej federacji, ale wie pan, ja jestem patriotą i chcę, żeby polski boks nawiązał do tych dobrych czasów, gdy z najważniejszych imprez wracaliśmy z tarczą. No i ja mam już rozpisany cały plan, którego zwieńczeniem jest właśnie Los Angeles. Przecież go teraz nie wyrzucę (śmiech).
Pani przyjazd do Gliwic ma trochę symboliczny charakter. To przecież tutaj zaczynała pani karierę wygrywając turniej, dzięki czemu weszła pani w krąg reprezentacji kraju.
JSZ: Zgadza się. To było pięć lat temu, nawet nie pamiętam, z kim wtedy walczyłam.
Pan też lubi ten turniej?
TD: Oczywiście. Gliwice organizują bardzo mocne zawody, liczące się w kalendarzu światowym.Świetny międzynarodowy sprawdzian dla naszych dziewczyn i niepowtarzalny klimat. Na przykład te skrzynki pełne pączków (śmiech).
Polubiła już pani to olimpijskie srebro?
JSZ: Po finale miałam wahania nastrojów. Z jednej strony był smutek po porażce, ale z drugiej szczęście, bo jestem pierwszą Polką, która sięgnęła po olimpijski medal No i wiadomo, jaka była otoczka finału...
W sobotę będzie pani wręczać nagrody dla najlepszych zawodniczek mistrzostw Śląska. Lubi pani taką rolę?
JSZ: Tak, ale szczerze mówiąc to wolę sama je odbierać.
Nie przeocz
- Kibice Ruchu Chorzów z 337 miejscowości zobaczyli zwycięski debiut trenera Szulczka
- 12. Tyski Półmaraton: Zobaczcie kto był najszybszy w biegu w Tychach ZDJĘCIA, WYNIKI
- Katowicki Satelita z przebudowanymi trybunami i nowym dachem czeka na hokeistów GKS
- Ponad 21 000 kibiców na meczu Górnika Zabrze z Lechią ZDJĘCIA