Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kacper Smoliński z Pogoni Szczecin: To był pech, bo przeszczep się nie przyjął

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Kacper Smoliński po strzelonej w Kielcach bramce.
Kacper Smoliński po strzelonej w Kielcach bramce. wiola ufland/pogonszczecin.pl
Nie myślę już o tym, co było i co mogło być lepiej, tylko co będzie w przyszłości i co chcę zrobić – mówi kontuzjowany pomocnik Pogoni Szczecin Kacper Smoliński.

W dorosłej Pogoni 21-letni Smoliński zadebiutował 29 czerwca 2020 w spotkaniu z Cracovią. Portowcy przegrali 2:1, ale trener Kosta Runjaic w końcówce meczu wprowadził na boisko młodego pomocnika. A już w drugim występie zdobył pierwszego gola w ekstraklasie. W kolejnym sezonie zagrał w 27 meczach (8 razy w „11”), Cracovii strzelił bramkę. Wydawało się, że w poprzednim sezonie jeszcze mocniej ugruntuje swoją pozycję w składzie, ale pod koniec września 2021 doznał kontuzji w meczu z Wisłą w Krakowie. Wyrok – zerwane więzadła w kolanie, co wiązało się z operacją i długą rehabilitacją.

Do ligowego grania wrócił w maju, ale grał w drużynie rezerw. Letni okres przygotowawczy spędził z pierwszym zespołem i w lipcu znów pokazał się kibicom. W meczu z Lechem pojawił się na boisku w 60. minucie i miał ogromnego pecha. I znów wyrok – kolano i półroczna przerwa.

Najgorszy moment już za Panem, czy wciąż Pan nie zaakceptował tego, co się stało?
Kacper Smoliński: Najgorsze zdecydowanie jest za mną.

Co się stało? Jak Pan do tej sytuacji podchodzi?
Można powiedzieć o dużym pechu. Z badań, które przeprowadziliśmy razem z doktorem, wyszło, że te więzadło, które miałem po pierwszej operacji nie przyjęło się. Ten przeszczep, który miałem, był martwy - tak można to nazwać.

W tygodniach poprzedzających coś sygnalizowało, że mogą być kłopoty?
Nie, nie, nie. Nie miałem żadnych dolegliwości. W trakcie spotkania pechowo nogę postawiłem. Stopę tak ustawiłem, że kolano tak jakby mi uciekło i niestety ten przeszczep tego nie wytrzymał. Stało się, ale to po prostu kwestia pecha.

Pierwsza reakcja – kilka mocniejszych słów, ale w takiej sytuacji chyba trudno o inną reakcję?
Niestety, ale wtedy nie kontrolowałem swoich reakcji, bo obawiałem się najgorszego. I niestety się to później sprawdziło i było mi z tego powodu przykro.

Pan zaraz po pierwszej interwencji lekarzy czuł, że to właśnie może być kwestia więzadeł w kolanie?
Tak. Szybko zobaczyłem jak doktor sprawdzał takim popularnym chwytem, czy więzadło jest całe. Widziałem, jak kolano zaczęło tak jakby latać i wtedy do mnie dotarło, że to może być najgorsze. Bolało, że ta kontuzja znów mi się odnowiła.

W komentarzach w mediach społecznościowych wylało się sporo złości pod adresem lekarzy Pogoni, że za wcześnie lub zbyt pochopnie Pan wrócił do grania. Trudno jednak wierzyć w to, że ktoś mógł narazić Pana zdrowie.
To nie była kwestia błędu lekarzy czy trenerów. Ja mam do naszego sztabu pełne zaufanie, bo wiem, że to była bardzo pechowa sytuacja. Przed powrotem na boisko przechodziłem przez naprawdę masę kontroli pod okiem doktora. To były zarówno badania, jak i różnego rodzaju testy. Wszystko było dobrze i byłem w 100 procentach gotowy do powrotu na boisko. Systematycznie wracałem do normalnych obciążeń treningowych. I na początku rozegrałem dużo spotkań w zespole rezerw. Później byłem na obozie z pierwszą drużyną, a tam były bardzo ciężkie treningi, obciążenia były bardzo wysokie i wszystko się dobrze układało. To, że ten przeszczep się nie przyjął i tak naprawdę wyszło dopiero podczas meczu z Lechem. Szybko przeprowadzono mi rezonans, który wykazał, że przeszczep jest martwy, a mimo to kolano w ogóle mi nie puchło. Doktor miał więc konkretne podejrzenia, które potwierdziły się w trakcie operacji. Jeszcze raz podkreślę – to nie jest żadna wina doktorów, trenerów czy rehabilitantów. To mój organizm nie przyjął tego przeszczepu.

12 km przebiegniętych w Kielcach i nic. Minuta w meczu z Lechem i kontuzja. Nieprawdopodobne.
Fakt, ale rozmawiałem z lekarzami i dowiedziałem się, że to mogło się stać za pół roku, ale też mogło dwa miesiące temu. Pech.

Bogatszy w doświadczenie nabyte przy pierwszej kontuzji jest Pan świadomy, co Pana czeka i jest więcej spokoju, jak to będzie przebiegało?
Jestem zdecydowanie spokojniejszy, bo wiem co mnie czeka. Powoli będę wkraczał na właściwe tory rehabilitacji. Na spokojnie.

Dużo osób pocieszało? Może Pan sam chciał z kimś porozmawiać, by się dodatkowo uspokoić i zmotywować?
Dostałem bardzo dużo telefonów, czy to od rodziny, czy znajomych, nawet piłkarzy. Takie wsparcie dużo mi dało, ale też sam musiałem sobie w głowie poukładać, że tak musiało widocznie się stać, że to już za mną. Tego nie obrócę i muszę patrzeć w przyszłość. Wiem, że teraz przede mną jest długa rehabilitacja i tylko na tym się skupiam. Nie myślę już o tym, co było i co mogło być lepiej, tylko co będzie w przyszłości i co chcę zrobić.

Pana kariera potrwa dwa lata dłużej.
Oczywiście. Jestem tego świadomy, ale teraz się skupiam na rehabilitacji, żeby wrócić do pełnej sprawności. I na pewno będę walczył o to, żeby wrócić do grania na najwyższym poziomie. Wiem, że w Pogoni będą na mnie czekać.

Los piłkarza jest taki, że na nieszczęściu jednego, zyskać może inny piłkarz. W Pogoni więcej minut może otrzymać choćby Mateusz Łęgowski, z którym ostatnio Pan rywalizował o te boiskowe minuty, a który otrzymał niespodziewane powołanie do pierwszej reprezentacji.
Mateusz w ostatnich tygodniach bardzo dobrze wyglądał, strzelił bramkę w lidze i ogólnie dobrze to wyglądało z jego strony. Teraz będzie miał trochę mniejszą rywalizację wśród młodzieżowców, ale jeśli chodzi o środek pola. Wiadomo, że musi jednak trzymać wysoką formę, bo na treningach jest tak wysoki poziom, że każdy zawodnik rywalizujące o skład. Moja kontuzja nie wpłynie źle na Mateusza, bo to jest świadomy zawodnik i wie, że każdego dnia musi podnosić umiejętności, żeby grać na najwyższym poziomie.

Jak Pan ocenia dorobek Pogoni po tych dziesięciu kolejkach?
Na pewno boli, że straciliśmy punkty w meczu z Wisłą Płock u siebie. Można było wyciągnąć z tego spotkania. Ale jak na początek sezonu to mamy niezły start. I mamy też świadomość, że jeśli chcemy zdobyć mistrzostwo Polski – a taki jest nasz plan – to spotkania, które są na styku musimy wygrywać. Drużyna na pewno teraz nad tym popracuje, by po przerwie na kadrę punktować z jeszcze większą skutecznością. Mam nadzieję, że przerwę zimową spędzimy na pozycji lidera.

Rozmawiał Jakub Lisowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kacper Smoliński z Pogoni Szczecin: To był pech, bo przeszczep się nie przyjął - Głos Szczeciński

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24