Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kandydatów na medalistów w Tokio już mamy [ANALIZA]

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Maria Andrejczyk
Maria Andrejczyk Andrzej Szkocki
W Rio de Janeiro zdobyliśmy 11 medali, najwięcej na igrzyskach olimpijskich w XXI wieku. To jednak tylko statystyka. Nawet gdybyśmy w Brazylii odnieśli większe sukcesy, a powinniśmy, to nie dowiedzieliśmy się o polskim sporcie niczego nowego.

Olimpijskie medale można mierzyć, ważyć, porównywać („Bo w Pekinie było więcej złotych”), ale niewiele z tego wyniknie. Tym bardziej że ciągle jesteśmy detalistami w ich produkcji, mogącymi z zazdrością spoglądać choćby na Węgrów (15 krążków, osiem złotych). Wyobraźmy sobie jednak, że faworyci pokroju Pawła Fajdka, Adama Kszczota czy kajakarskiej czwórki nie zawodzą i z Rio przywozimy – powiedzmy - 18 medali, w tym cztery-pięć z najcenniejszego kruszcu. Wielki sukces? Na to by wychodziło. Tymczasem wnioski na temat polskiego sportu byłyby wówczas takie same jak teraz. Rozczarowani możemy być tylko tym, że medalowe statystki z Rio nie wzmocniły uczucia, które towarzyszy nam od dwóch-trzech lat – że w wielu dyscyplinach zaczęliśmy przebijać sufit.

Olimpijski paraliż

Jest kilka prawd na temat rodzimego sportu. Zbigniew Król, trener Kszczota, podkreśla, że w Polsce warunki dotowania sportu wyczynowego – mowa o wspieraniu najlepszych – są bardzo dobre. - Zaryzykowałbym tezę, że jedne z najlepszych na świecie – twierdzi wręcz szkoleniowiec.

I rzeczywiście – w Rio od sportowców i trenerów nie było słychać słowa skargi, że czegoś zabrakło, że nie było pieniędzy, że byli zostawieni sami sobie.

Dziennikarze robili wielkie oczy, gdy windsurfer Piotr Myszka – pechowo stracił brązowy medal w ostatnim olimpijskim wyścigu – wygłosił po zawodach pean na cześć Polskiego Związku Żeglarskiego. - Każdemu olimpijczykowi życzę takiego wsparcia, jakie ja miałem. Ludzie oddali kawał serca i czasu, żebyśmy tu wypadli jak najlepiej. Szkoda, że nie było medalu, bo nie byłoby pytań, co nie wyszło i czy wszystko miałem zapewnione – uśmiechał się zawodnik.

A miał zapewnione - przed igrzyskami siedem razy pojechał do Rio i trenował na olimpijskim akwenie – podobnie jak inni kandydaci do medali.

Można oczywiście postawić pytanie, że skoro niektórzy faworyci zawiedli, to czy pieniądze były wydawane właściwie. Ale jak to zmierzyć? Przecież Fajdek był w formie na złoto, nikt nie mógł przewidzieć, że powinie mu się noga w eliminacjach.

- W sporcie dziewięćdziesiąt procent można wypracować, a kolejne dziesięć zależy już od szczęścia, od tego jak się ułoży turniej – przekonuje Monika Pyrek, była tyczkarka, wielokrotna medalistka mistrzostw świata i Europy, która z igrzysk zawsze wracała z pustymi rękami. Do Rio przyjechała jako kandydatka do Komisji Zawodniczej MKOl; nie dostała się. - Ja jestem takim samym przypadkiem jak Paweł, mogę spojrzeć na to z perspektywy czterech lat, w czasie których nie jestem już aktywnym sportowcem. Bardzo duża waga przykładana jest do tej imprezy i zawodnicy czują się tak, jakby całe ich życie zależało od tego, czy osiągną sukces na igrzyskach czy nie. Ta myśl paraliżuje. To, że emerytury olimpijskie są tylko za medale igrzysk też pewnie jest okolicznością, który paraliżuje zawodników. Mamy wielu mistrzów świata, wielu medalistów mistrzostw świata, którzy zasługują na wsparcie państwa, bo rzeczywiście zostawiają większość swojego życia w sporcie, a w wieku trzydziestu paru lat kończą karierę i mają stratę do swoich rówieśników. Muszą zaczynać swoje normalne życie dosyć późno i mają mniej szans na normalną pracę. Tutaj upatruję tych problemów, jest na nas wielka presja, która siedzi z tyłu głowy. Staramy się o tym nie myśleć, ale w najważniejszych momentach to wychodzi.

To czasem jest walka nie tylko o siebie, ale o całą dyscyplinę.

- Mamy medal i nie będzie już obaw, że spadniemy do drugiego koszyka finansowania ministerialnego. Mamy spokój na cztery lata – podkreślał trener kadry zapaśniczek w stylu wolnym Krzysztof Ołenczyn, po tym jak Monika Michalik zdobyła na olimpijskiej macie brąz. - To jest bardzo ważne. Teraz mieliśmy zapewnione wszystko, co sobie wymyśliłem, od odżywek po dietetyka i psychologa. Nadwyrężyliśmy budżet związku (dotacje z ministerstwa sportu idą do związków sportowych, potem są wewnętrznie dystrybuowane, z zastrzeżeniem, że najlepsi mają dostawać najwięcej – red.), ale myślę, że się opłaciło.

Ciągnąć wózek w jedną stronę

W innym nastroju z Rio będą więc wyjechali zapaśnicy czy kolarze, a w innym pływacy, którzy nie dostali się do ani jednego finału. Nie wspominając o działaczach Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Leży i kwiczy też kilka innych dyscyplin (np. boks amatorski). Niektóre związki trzeba reformować, inne już działają według profesjonalnych standardów. Choć, jak zawsze, diabeł tkwi w szczegółach. Popatrzmy choćby na zapasy: wolniacy na igrzyska wystawili mocną kadrą, a w zapasach klasycznych, w których kiedyś odnosiliśmy wielkie sukcesy, nie mieliśmy ani jednego reprezentanta.

Ołenczyn: - Bo u nich zrobiło się jak w polityce. Rządzącym był trener kadry, a szkoleniowcy klubowi działali jak opozycja. Nieważne, co robił, wszystko było źle. Jak się tam nie opamiętają, to nie będzie czego zbierać. Żeby był wynik wszyscy muszą ciągnąć wózek w jedną stronę.

Identyczne refleksje miał Myszka.

- W żeglarstwie też bywało różnie, ale w końcu wszyscy zrozumieli, że trzeba grać w jednej drużynie. W pojedynkę nic nie zrobisz w starciu z potęgami, nie na dłuższą metę. Udało się kiedyś Mateuszowi Kusznierewiczowi, ale to był wyjątek potwierdzający regułę. Jeśli sukcesy mają być powtarzalne, trzeba działać wspólnie – przekonuje.

Program na lata

O ile udało się stworzyć odpowiedni system dopieszczający najlepszych, o tyle ciągle jest problem ze wspieraniem sportu na niższych szczeblach.

- Dzisiaj po prostu nas, jako kraju, nadal nie stać, żeby na odpowiednim poziomie finansować zaplecze – zauważa Adam Krzesiński, sekretarz generalny PKOl, medalista olimpijski w szermierce. - Wciąż największą bolączką naszego sportu jest kondycja finansowo-organizacyjna klubów. A wiąże się z tym drugi szalenie istotny element. Mamy za mało trenerów w poszczególnych sportach, a ci wybitni szkoleniowcy nie robią się przecież coraz młodsi, nieraz są to ludzie ponad 70-letni. Często młodzi, zdolni trenerzy wyjeżdżają zagranicę, bo tam mają lepsze warunki do pracy i rozwijania swojej pasji. I nad tym trzeba się pochylić, jeżeli chcemy, żeby te wyniki były lepsze niż w tej chwili.

Do tego można dołożyć braki infrastrukturalne, małą powszechność sportu wśród dzieci i młodzieży, Krzesiński podnosi też konieczność stworzenia nowego systemu zorganizowanego szkolenia. - Nie da się działać w sporcie od jednej dużej imprezy do drugiej. To musi być wieloletni program, który jest konsekwentnie realizowany niezależnie od tego, kto rządzi krajem – przekonuje. Jednocześnie zastrzega, że nie można być kąpanym w gorącej wodzie. Bo sport jest taką dziedziną, w której z wtorku na środę nie odnosi się sukcesów. - Potrzeba czasu. Ci, którzy inwestują w sport, czyli podatnicy lub sponsorzy, muszą być cierpliwi.

Nowe gwiazdy

- Przed przyjazdem tutaj wierzyłam, że to mogą być dla nas wyjątkowe igrzyska, ale wydaje mi się, że wynik z Rio nie oddaje kondycji polskiego sportu – uważa Pyrek. - Mogło być lepiej, bo kilka szans straciliśmy bardzo pechowo.

Krzesiński: - Nie my jedyni. Potwierdziła się stara prawda, że igrzyska są innymi zawodami niż mistrzostwa świata czy Europy i ciężko jest wytrzymać tę presję. Mieliśmy też takie przykłady w naszej kadrze. Ale z drugiej strony to impreza, która kreuje też nowe gwiazdy, pokazuje nowy potencjał. Z całym szacunkiem, ale czy przeciętny kibic w Polsce słyszał o Marysi Andrejczyk? Nie oszukujmy się, niewielu. A ta dziewczyna otarła się medal i jest przyszłością polskiej lekkiej atletyki. Tak samo jak Karol Robak w taekwondo, 18-letni chłopak, który bez kompleksów walczył z najlepszymi na świecie. Minimalnie przegrał ćwierćfinał.

Innymi słowy, kandydatów na medalistów olimpijskich w Tokio już mamy. Mamy też kolejne cztery lata na to, żeby dobre udoskonalić, a popsute – naprawić. Do pracy trzeba zabrać się od zaraz.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kandydatów na medalistów w Tokio już mamy [ANALIZA] - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24