Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karkut: Zachęcam swoje zawodniczki do studiowania

Dawid Foltyniewicz
Bożena Karkut trenerką szczypiornistek Zagłębia Lubin jest od 2000 roku.
Bożena Karkut trenerką szczypiornistek Zagłębia Lubin jest od 2000 roku. MKS Zagłębie Lubin
Z trenerką piłkarek ręcznych Metraco Zagłębia, Bożeną Karkut, porozmawialiśmy m.in. o reprezentacji Polski, udanym w wykonaniu „Miedziowych” początku sezonu i Kai Załęcznej, która w Lubinie spędziła całą swoją sportową karierę.

Mecz Polska - Włochy był zapewne ważnym wydarzeniem dla Kingi Achruk, która z Lubinem wiąże wiele wspomnień. Przy okazji spotkania reprezentacji miała Pani okazję dłużej z nią porozmawiać?
Spotkałyśmy się już przed meczem. Kinga grała tutaj kiedyś z Finlandią. Z tymi zawodniczkami, które nie grają już w Lubinie i są reprezentantkami kraju, mam przy tej okazji szansę, aby spotkać się, wyjść na kawę i porozmawiać.

Polską reprezentację w akcji mogli zobaczyć Pani młodzi podopieczni ze szkoły sportowej. Była to dla nich dobra lekcja piłki ręcznej w praktyce?
Od lat, kiedy piłkarki i piłkarze ręczni odnosili sukcesy, wychodzili z koszulkami z napisem „chcemy hali”, zależało im na tym, aby Lubin był niejako oknem na świat. Nie chcemy zamykać się tylko w społeczności dolnośląskiej czy ogólnopolskiej. Uważam, że władze miasta i wszyscy, którzy współuczestniczyli w powstawaniu tego obiektu, dziś tego nie żałują, bo hala to nie tylko sport, ale też kabarety, koncerty czy różne uroczystości. Co do mojej młodzieży, cieszę się, że mieli możliwość zobaczenia reprezentacji Polski z bliska, otrzymania autografu czy wspólnego treningu. Przy okazji meczu Polska - Finlandia zorganizowaliśmy spotkanie uczennice - kadrowiczki. Dla dzieci są to świetne rzeczy. Szkoły sportowe w Lubinie o profilu piłki ręcznej mają doskonałą bazę i mogą trenować w nowoczesnych obiektach. Co tydzień lub czasem nawet co kilka dni mają szansę obejrzeć ekstraklasę z bliska, a to chyba najlepsza nauka.

Włoszki nie były w stanie nawiązać z Polkami równorzędnej walki. Pani zdaniem Słowaczki będą bardziej wymagającym rywalem (nasze reprezentantki wygrały 29:20 - przyp. red.)?
Odnośnie Włoszek, myślę, że zarówno reprezentacja Polski, jak i ci, którzy piłką ręczną się interesują, zdawali sobie sprawę, że nie jest to kadra z najwyższej półki. Niemniej są to jednak trudne mecze ze względu na koncentrację. Nasza reprezentacja wciąż jest na etapie budowy podstawowego składu i taki mecz jest dobry na przetarcie dla tych piłkarek, które wracają do kadry lub mają szansę zagrania w większym wymiarze czasowym. Mecz ze Słowaczkami na pewno nie będzie łatwiejszy. Ten zespół i Czarnogóra to wymagający przeciwnicy. Choć w przypadku tej drugiej ekipy w momencie losowania wielu ciężko wzdychało, uważam, że jest to drużyna do pokonania. Nie jest to ta sama Czarnogóra, która kiedyś zdobyła mistrzostwo Europy i medal olimpijski. Niespodziewanie czarnym koniem tej grupy mogą okazać się jednak Słowaczki. Ich ostatni wynik z Czarnogórą (porażka 23:24 - przyp. red.) wskazywałby, że do wszelkich ocen ich potencjału należy podchodzić ostrożnie. To ciekawa grupa, z której Polki powinny jednak wyjść.

Zagłębie w nowym obiekcie występuje od trzech lat. Czy do poprzedniej hali, znajdującej się w szkole podstawowej, pozostał sentyment?
Moja mała hala w „czternastce” zawsze będzie moją ukochaną. Uważam, że bez względu na miejsce, jeśli jest dobra ekipa, sukces będzie. Tak się złożyło, że w tamtych latach po raz pierwszy w historii zdobyłyśmy Puchar Polski w 2009 roku i mistrzostwo kraju w 2011 roku. Należy nie zapominać, że tutaj sięgnęłyśmy po kilkanaście medali. Piękna historia gier zespołowych, piękna karta historii drużyn z Lubina. Siłą rzeczy pamiętamy o tej hali i jest nam miło, że jest ona ustrojona naszymi sukcesami. Zawsze, gdy się tam wchodzi, wracają wspomnienia - kto z nami wtedy był, kogo już dziś z nami nie ma.

Ze Szczecina po starciu z Pogonią udało wam się wywieźć dwa punkty i wygrać po serii rzutów karnych. Wracałyście do Lubina z przeświadczeniem, że zwycięstwo można było sobie zapewnić trochę wcześniej?
Sport często pokazuje, że blisko to nie to samo, co skuteczny efekt końcowy. Wystarczy w krótkim czasie kumulacja dwóch kar dwuminutowych, dosyć szybkie oddawanie rzutów z niewygodnych pozycji, bo pojawia się szybka sygnalizacja gry na czas, jeden czy dwa błędy i można stracić swoją przewagę. Dwie, trzy czy nawet osiem bramek w piłce ręcznej to żadna gwarancja zwycięstwa. Zawsze szkoda, gdy wygraną ma się już w garści. System z serią rzutów karnych to dla dziewczyn rzecz nowa. Po raz pierwszy były w takiej sytuacji, dlatego to zwycięstwo było dla mnie bardzo cenne, bo od bodaj dwóch lat nie wywoziłyśmy ze Szczecina punktów jako zwycięzcy. Sama sytuacja rzutów karnych nie należy do łatwych. Tym bardziej, gdy wynik ucieka pod koniec meczu, jak nam to się zdarzyło.

Jest Pani zatem zwolenniczką systemu, gdy w przypadku remisu sędzia zarządza serię rzutów karnych?
Dla kibiców na pewno jest to bardzo ciekawe. Na razie trudno mi go oceniać. Nie grałam tym systemem - oczywiście poza europejskimi pucharami - więc życie pokaże, na ile to będzie atrakcyjne, a na ile trzypunktowe straty w meczu będą nie do odrobienia.

Zagłębie w tym sezonie w przekonujący sposób pokonało Vistal Gdynia 28:21. Czy po tym spotkaniu odczuwała Pani większą satysfakcję, że uporałyście się z ekipą mistrzyń Polski?
Grałyśmy wówczas z liderem tabeli i u siebie. Zawsze jestem za tym, aby zwycięsko schodzić z boiska, zwłaszcza wtedy, gdy gra się przed własną publicznością. Najbardziej cieszył styl, w jaki wygrałyśmy. Jeśli chodzi o rzut z drugiej linii, dobrze zafunkcjonowała Klaudia Pielesz w pierwszej połowie. Na dobrą sprawę każda z piłkarek dorzucała coś od siebie. Dawno nie pamiętam meczu, w którym zdobyłyśmy trzynaście bramek z drugiej linii. To mnie bardzo cieszy i optymistycznie nastraja przed kolejnymi spotkaniami w lidze czy podczas rywalizacji z Debreczynem w europejskich pucharach. Wtedy trzeba będzie się włączyć z drugim rzutem, żeby pierwsza linia pograła. Nie musi być lekko, łatwo i przyjemnie. Kibic może mówić, że miałyśmy łatwe spotkanie, bo zdobyłyśmy dużo bramek po kontrach, ale najpierw ktoś musiał się napracować w obronie, aby ta kontra wyszła. Spodziewam się, że więcej trafień będziemy musiały notować z ataku pozycyjnego, a rzut z drugiej linii na pewno będzie miał duże znaczenie.

W zespole z Gdyni doszło przed sezonem do istotnej zmiany. Bez dwóch zdań osłabieniem jest odejście Moniki Kobylińskiej do Bundesligi. Czy Pani zdaniem Vistal będzie w tym sezonie łatwiejszy do „ugryzienia”?
Nie wiem, skąd wzięło się powszechne stwierdzenie, że w Vistalu doszło do wielu zmiań. Owszem, Monika Kobylińska miała duży wpływ na wyniki osiągane przez ten zespół, ale generalnie skład pozostał ten sam. Mimo zapowiadania, że są młodą drużyną, ta kadra gra ze sobą piąty - szósty rok. Ekipa jest zatem bardzo zgrana. Pożegnanie kluczowej zawodniczki zawsze ma dwie strony medalu. Mają utalentowaną zmienniczkę - Ola Zych też jest leworęczna i od pierwszych meczów sezonu zbiera dobre recenzje. Być może te, które do tej pory były tworzącymi tło dla Moniki, mogą nagle zacząć lepiej grać. To będzie kolejny rok rywalizacji o mistrzostwo nie jednego czy dwóch zespołów. Vistal na pewno jest jednak w tej grupie.

Zmagania w europejskich pucharach Zagłębie zaczęło nad wyraz przekonująco - pogrom ze szwajcarskim LK Zug. Jak ocenia Pani siłę ekipy z Debreczyna, czyli waszego kolejnego rywala w Pucharze EHF?
Zespół zdecydowanie mocniejszy od Szwajcarek. Dziewczyny w meczach z Zugiem wręcz stłamsiły przeciwnika, choć wiemy, że nasze rywalki stać było na coś więcej. Drużyna z Debreczyna prezentuje zupełnie inny styl gry. Węgierki znamy od lat. Mają świetną zawodniczkę na lewym rozegraniu, Skandynawkę, która prowadzi grę, dobrze radzi sobie w obronie i rzuca dużo bramek w ataku pozycyjnym. Na środku dysponują bardzo dobrymi warunkami fizycznymi. W obronie koło siebie stoją zawodniczki od 185 do 195 cm. O zwycięstwo, dające awans w tej rywalizacji, na pewno nie będzie łatwo, ale wierzę w to, że uda nam się pokonać przeciwnika.

Nie jest to pierwszy sezon, w którym Zagłębie pokazuje, że nie odpuszcza występów w Europie. Stawia Pani przed swoją drużyną cel minimum?
Najchętniej za cel postawiłabym sobie zdobycie pucharu. Sama je kiedyś zdobywałam i wiem, że są to piękne chwile dla sportowca i chciałabym, aby moje zawodniczki coś takiego przeżyły. Patrząc jednak realnie, na nasz klub i pozostałe polskie zespoły, nie mieliśmy zbyt wielu nadzwyczajnych sukcesów w Europie. Siłą rzeczy jesteśmy zatem zmuszone do stawiania sobie celów pośrednich. Na razie jest nim przejście Debreczyna, a drugim byłoby wejście do fazy grupowej. Wiemy, że do tego daleka droga. Marzenia są jednak piękne i warto je realizować. Startujemy w pucharach bez względu na to, czy osiągamy spektakularny sukces, czy nie. Uważam, że zamykanie się tylko w krajowej piłce ręcznej, szczególnie dla tych zawodniczek, które w reprezentacji nie grają, jest niekorzystne. Dziewczyny powinny się rozwijać, a w przypadku kontaktów międzynarodowych jest to także promocja piłki ręcznej i Lubina. Wiele razy spotkałyśmy się z sytuacją, że w przedmeczowych programach lekko drwiąco pisano, co to za drużyna, a potem okazywało się, że po meczu - patrząc po wyniku sportowym - już dobrze wiedzieli, gdzie leży miasto tego zespołu. Zobaczenie innej piłki ręcznej to również świetna sprawa dla kibiców. Takim dobrym wstępem jest na pewno Memoriał im. Henryka Kruglińskiego w Lubinie. Od kilku lat przyjeżdżają na ten turniej dobre marki. Są to jednak spotkania towarzyskie. Europejskie puchary to przede wszystkim duże wyzwanie finansowe dla klubu. Prezes Witold Kulesza, wraz z ludźmi, którzy mu pomagają, stara się, temu podołać w najlepszy możliwy sposób.

Przed sezonem mówiła Pani, że testowałyście dwa ustawienia w obronie i tym samym zobaczymy w obecnych rozgrywkach dwa style Zagłębia. Czym będą się one od siebie różnić?
Do naszego zespołu przyszły zawodniczki o różnych warunkach fizycznych. Graliśmy obroną 3-2-1 albo 5-1 głównie z tego względu, że nie miałyśmy dobrych rzucających z drugiej linii. Chciałyśmy zmuszać przeciwników do błędów i powodować, że większą liczbę bramek zdobywałyśmy po kontrach pośrednich i to się udawało, co wskazywały statystyki. Dołączyła do nas Żana Marić i przeszłyśmy na obronę 5-1, czasami na 6-0. Teraz mamy jednak Klaudię Pielesz, Zuzannę Ważną, Alę Wojtas. Są to wysokie dziewczyny, dlatego w wakacje więcej czasu poświęciłyśmy na ćwiczenie obrony 6-0.

Jest Pani usatysfakcjonowana z tego, jaką liczbą zawodniczek na tę chwilę dysponuje?
Myślę, że każdy trener dąży do tego, aby mieć dwie siódemki. Uważam, że mam zmienniczki o podobnych umiejętnościach, co zawodniczki z pierwszego składu. Kinga Grzyb i Aga Jochymek mają bardzo podobną motorykę. Nieważne, która znajduje się na boisku, poziom jest ten sam. Podobnie rzecz ma się na prawym skrzydle. Mam dwie leworęczne młode dziewczyny z aspiracjami na występy w reprezentacji. Ada Górna już jest w kadrze B i mam nadzieję, że „Trawka” (Małgorzata Trawczyńska - przyp. red.) po złamaniu ręki dochodzi do siebie. W bramce mamy dwa różne style, tak ja na obrocie. Trochę muszę łatać prawe rozegranie, bo jeśli nie Żana Marić, drugiej podobnej nie mam. Od początku tego sezonu dobrze radzi sobie jednak Klaudia Pielesz, która wróciła z Niemiec i gra na prawym i lewym. Jestem więc zadowolona z obecnego stanu posiadania, choć najważniejsze, aby nie było kontuzji, które bardzo krzyżują wszelkie plany.

Niedawno swoją karierę zakończyła Kaja Załęczna, która z Zagłębiem związana była przez całe sportowe życie. Uroniła Pani łzy, żegnając ją?
Kaja jest zupełnie inną wartością niż inne zawodniczki, które od nas odchodziły. Wychowała się w Lubinie i zawsze grała w naszym Zagłębiu. Stąd wyszła na arenę międzynarodową, do reprezentacji Polski, grała na mistrzostwach świata i Europy. Trudno zatem, abym nie miała do niej sentymentu. Mam wobec jej postawy ogromny szacunek za to, co robiła dla naszego klubu. Kaja miała dodatkowo trudną rolę, gdy mogła wystąpić na lewym i prawym skrzydle, ale w ostatnich latach - czasem ze względu na pewne braki kadrowe czy kontuzje - wstawiałem ją na środek. Być może na początku to się jej nie podobało, ale z czasem zauważyła, że z gry na tej pozycji także można czerpać radość. Była to dla mnie zawodniczka uniwersalna i do zadań specjalnych. Sport nie znosi jednak próżni. Nigdy nie należy szukać takiej samej zawodniczki, bo takiej po prostu się nie znajdzie.

Kaja karierę zakończyła z workiem medali mistrzostw Polski czy występami w reprezentacji Polski. Według Pani jest to zawodniczka spełniona?
Wiele zawodniczek jej sukcesy wzięłoby w ciemno. Niektórzy sportowcy w grach zespołowych kończą swoje kariery bez jakiegokolwiek krążka. To nie pływanie czy lekkoatletyka, gdy z jednych zawodów można wrócić z kilkoma medalami. Można być najlepszym w swojej drużynie, lecz jeśli nie jest ona dobra, nikt o tym wyróżniającym się graczu nie będzie w przyszłości pamiętał. Myślę, że Kaja czuje się spełniona. Jej kariera nie przebiegała pod hasłem „stawiam wszystko tylko na sport”. W międzyczasie kończyła ekonomiczne studia dzienne we Wrocławiu i otrzymywała stypendium naukowe. Od początku namawiam wszystkie swoje zawodniczki, aby studiowały i ułatwiamy im to. Kiedy trzeba, zwalniamy je z treningów. Gdyby nie determinacja Kai i jej codzienne dojazdy do Wrocławia oraz uczenie się po nocach, nigdy nie skończyłaby studiów, choćby wszyscy by ją ku temu popychali. Kaja założyła rodzinę i urodziła syna, który - jak każde dziecko Zagłębia - poznał dobrze naszą halę. Przez lata widziałam także niesamowite zaangażowanie jej rodziców, którzy wspierali ją na każdym etapie życia. Jej osoba to przykład, że nie należy się poddawać. W 2011 roku przed finałem Pucharu Polski w Pruszkowie nagle okazało się, że Kaja ma poważny problem z kręgosłupem, otrzymała diagnozę, że powinna skończyć trenować. Po wielu miesiącach rehabilitacji pojawiła się iskierka nadziei, że może wrócić do sportu. Pod warunkiem, że zgodzimy się na inny sposób jej przygotowań. Był to czas, gdy kończył się jej kontrakt. W wielu klubach takiej zawodniczce zapewne by podziękowano, dlatego duże ukłony w kierunku szefostwa Zagłębia.

Pani bogate doświadczenie nie podlega dyskusji. Czy jednym z Pani marzeń jest objęcie sterów reprezentacji Polski?
Myślę, że to pytanie dziś jest już nieaktualne. Szanuję osiągnięcia Kima Rasmussena, więc może po prostu dokonano dobrego wyboru. Szans na objęcie tych sterów nigdy wielkich jednak nie było. Było dużo mówienia, że szanse miałabym większe w kolejnym konkursie. Cóż mam jednak powiedzieć, skoro tego konkursu w ogóle nie było. Widocznie tak miało być. Wiek mam już taki, jaki mam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karkut: Zachęcam swoje zawodniczki do studiowania - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24