Lepiej finałowej rywalizacji King nie mógł sobie otworzyć. Wygrał dwa pierwsze mecze we Wrocławiu i z roli skromnego pretendenta urósł do miana faworyta. Ale po drugiej stronie wciąż aktualny mistrz – Śląsk. Może zraniony, może zdemolowany, ale wciąż z dużym potencjałem.
King potrafił ten potencjał zablokować w pierwszych spotkaniach i pokazał, że jest gotowy na wielki sukces. Ale rywalizacja trwa do czterech zwycięstw i niczego nie można było być pewnym.
O ile o zaangażowanie, grę, energię gospodarzy można było być spokojnym, tak postawa wrocławian była dużą niewiadomą. Trener Ertugrul Erdogan miał dwa dnia na odbudowę morale swoich podopiecznych. Tym ważniejszy miał być początek trzeciego spotkania w serii, a pierwszego w Szczecinie.
ZOBACZ TEŻ:
A King rozpoczął po mistrzowsku. Pierwsza akcja i trójka Tony Meiera. Po chwili zatrzymany atak Śląska i punkty Phila Fayne’a. Goście pierwsze straty odrobili dość szybko, ale też okupili to przypadkowym urazem Ivana Ramljaka. To wymusiło na sztabie Śląska pierwsze roszady, ale i pewną nerwowość w grze. King szybko znów odskoczył (12:5) i tę przewagę utrzymywał do końca I kwarty.
W drugiej kwarcie King znów zaatakował. Był do bólu (dla Śląska) skuteczny. Imponowała skuteczność dystansowa Tony Meiera (4/5 za trzy w 14 minut), a punkty po podkoszowych przepychankach dorzucał Kacper Borowski. Wrocławianie musieli usiąść na dodatkową naradę przy stanie 36:23. Ich obrona nie była problemem dla Wilków, za to ich atak był chaotyczny, pozbawiony jakości i celności. King znów szybko zbudował przewagę, a to, że do przerwy wynosiła 14 oczek to głównie efekt dobrego przebłysku lidera Śląska – Jeremiaha Martina (dwie trójki) i pewnej niefrasobliwości w ostatnich akcjach gospodarzy.
Podczas 15-minutowej dużej przerwy Śląsk nic wielkiego nie wykombinował. Owszem, zaczął grać bardziej agresywnie w defensywie i bliżej gospodarzy, ale skończyło się to na paru wybronionych akcjach, ale nie na odrabianiu strat. Na trójkę Martina szybko tym samym odpowiedział Zac Cuthbertson, a widząc pewien ofensywny kłopot trener Arkadiusz Miłoszewski wprowadził na boisko Alexa Hamiltona. Amerykanin w pierwszej akcji ośmieszył rywali i zapunktował spod kosza. Czas uciekał, a przewaga Kinga utrzymywała się na bezpiecznym poziomie.
Śląsk przycisnął na początku ostatniej odsłony. Skuteczny był zwłaszcza Justin Bibbs i po jego punktach w 33. minucie było 62:56 dla Kinga. Dla uspokojenia sytuacji King potrzebował skutecznej akcji i postarali się o nią Mazurczak z Faynem. Efektowny wsad miał pobudzić Wilki do walki. I był. Po dwóch efektownych i efektywnych minutach szczecinianie znów prowadzili dwucyfrowo – 71:58. Trener Śląska szybko wykorzystał dwa czasy, ale przełomu nie było.
Śląsk musiał by mieć ekstra skuteczność, by odrobić straty, ale jej nie miał. Dlatego King – przy dopingu publiczności – rozbijał go w kolejnych akcjach i w pełni zasłużenie wygrał.
W finałowej serii prowadzi już 3:0 i w piątek znów będzie gospodarzem spotkania. Początek czwartego (ostatniego?) meczu o godz. 20.
3. mecz finału Energa Basket Liga
King Szczecin – Śląsk Wrocław 90:67
Kwarty: 24:18, 20:12, 16:17, 30:20.
King: Brown 20 (3x3), Cuthbertson 16 (2), Meier 12 (4), Fayne 15, Mazurczak 2 – Hamilton 13 (2), Borowski 8, Matczak 2, Kostrzewski 0, Żmudzki 0, Szymański 0, Rosiński 2.
Śląsk: Martin 12 (3), Gołębiowski 1, Dziewa 3 (1), Ramljak 2, Bibbs 13 (3) – Parakhouski 13, Nizioł 9 (1), Pusica 10 (2), Mitchell 0, Kolenda 0, Karolak 0, Tomaczak 2.
Aleksander Śliwka - Orlen
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?