Konia z rzędem temu, kto był w stanie poprawnie wytypować rezultat ostatniego starcia Sparty i Falubazu w ramach 9. kolejki PGE Ekstraligi. Żużlowcy z Myszką Miki na plastronie wygrali 51:39 mimo iż wszystko wskazywało na to, że ich los się nie poprawi. Przed meczem Alex Zgardziński złamał nogę, a Piotr Protasiewicz, Grzegorz Zengota czy Kacper Gomólski spisywali się do tej pory poniżej oczekiwań swoich kibiców i trenera Adama Skórnickiego.
W niedzielę nikt w zespole z województwa lubuskiego nie zawiódł. Największy entuzjazm na trybunach wzbudziła przede wszystkim postawa Protasiewicza. „PePe” w obecnych rozgrywkach długo nie mógł złapać optymalnej formy. Wieloletni kapitan cały czas mógł jednak liczyć na wsparcie sympatyków Falubazu. Odwdzięczył im się w bodaj najlepszym momencie - ewentualna porażka z wrocławianami mogłaby bardzo utrudnić walkę o utrzymanie.
– Już przed zawodami mówiłem, że Piotr Protasiewicz będzie kluczową postacią. On jest skromny jak zwykle, ale taka jest prawda. Zrobił w tym spotkaniu bardzo dobry wynik i stąd też takie zwycięstwo Falubazu. My pojechaliśmy bardzo słabe zawody. Dwóch zawodników walczyło na swoim poziomie, reszta zdecydowanie poniżej. Nie ma czasu na usprawiedliwianie się teraz. Musimy wyciągnąć wnioski i jedziemy dalej – mówił Rafał Dobrucki, trener WTS-u.
W ostatnich latach Betard Sparta nie mogła znaleźć patentu na siedmiokrotnych mistrzów Polski, przegrywając czasem w dość dziwnych okolicznościach. Przed rokiem na stadionie przy ul. Wrocławskiej Falubaz wygrał 48:42, choć po ósmym biegu przegrywał 19:29. Dziewiąty, dziesiąty i jedenasty wyścig zakończyły się podwójnymi zwycięstwami „Mickey Mouse”. W ostatnią niedzielę szczęśliwymi numerami zielonogórzan były... dziewięć, dziesięć i jedenaście! W tych gonitwach po raz kolejny przywozili po pięć punktów.
Z kolei w ubiegłym sezonie na zakończenie fazy zasadniczej Falubaz wygrał na Stadionie Olimpijskim 51:39. Goście znacznie lepiej wychodzili spod taśmy, a wtedy we Wrocławiu trudno było o wyprzedzanie na dystansie. Ekipa prowadzona wówczas przez Marka Cieślaka trafiła później w fazie play-off na Fogo Unię Leszno, natomiast wrocławianie mierzyli się z Cash Broker Stalą Gorzów.
Trudny czas Australijczyka
– Gratuluję naszym rywalom, bo pojechali świetne spotkanie. Cieszę się, że wygrali i zdobyli ważne punkty. My mieliśmy swoje problemy i niestety nie udało się nam. Jeśli chodzi o mnie, to jestem zadowolony ze swojej postawy. Bardzo dobrze czułem się na motorze i po raz pierwszy wygrałem w tym sezonie indywidualnie 15. bieg – mówił po zakończeniu rywalizacji Tai Woffinden.
Brytyjczyk faktycznie nie ma sobie nic do zarzucenia. Zdobył 15 punktów z bonusem. Znacznie skromniej wyglądał dorobek Macieja Janowskiego (4) i Maksa Fricke’a (1+1). Ten drugi ostatnich tygodni nie może zaliczyć do udanych. Podczas Speedway of Nations ścigał się na swoich dwóch domowych torach (w Manchesterze i we Wrocławiu), choć na żadnym z nich nie zdołał zabłysnąć. Przed tygodniem w Grudziądzu w dwóch pierwszych startach nie zapunktował i do końca spotkania był zastępowany. W obliczu słabszych występów Australijczyka przypomina się kwota, za jaką sprowadzono go do Wrocławia - ok. 300 tys. zł. Sympatycy Betardu Sparty od takiego zawodnika będą wymagać więcej.
Na początku sezonu wydawało się, że Fricke zastępujący Damiana Dróżdża to logiczne - choć krzywdzące polskiego zawodnika - rozwiązanie. Australijczyk obecnie nie daje Rafałowi Dobruckiego zbyt wielu argumentów, by dalej odważnie na niego stawiać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?