Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolarstwo górskie. Katarzyna Solus-Miśkowicz pojedzie do Rio

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Katarzyna Solus-Miśkowicz (Volkswagen Samochody Użytkowe MTB Team)
Katarzyna Solus-Miśkowicz (Volkswagen Samochody Użytkowe MTB Team) fot. facebook
Rozmowa z KATARZYNĄ SOLUS-MIŚKOWICZ, kolarką górską z Bukowiny Tatrzańskiej

- Po zawodach Pucharu Świata w La Bresse okazało się, że wywalczyła Pani - obok Mai Włoszczowskiej - przepustkę na igrzyska olimpijskie. Jadąc tam, wiedziała Pani, że można odnieść taki sukces?

- Tak, ponieważ zasady kwalifikacji olimpijskich były jasno określone. Pod uwagę brane były wyniki trzech wyścigów, wiedziałem, że w klasyfikacji mam przewagę nad rywalkami. Nigdy jednak nie można się cieszyć zbyt wcześniej. Jeszcze walczyły Monika Żur, Paula Gorycka, a Ola Dawidowicz zrezygnowała z tego startu z powodów osobistych. Udało mi się wywalczyć to drugie miejsce, wiadomo, że Maja pierwsze już wcześniej sobie zapewniła innymi startami.

- Rok temu o tej porze inne zawodniczki już myślały o igrzyskach, a Pani była zupełnie poza sportem…

- W połowie maja urodziłam syna. Dopiero około cztery miesiące po porodzie wsiadłam na rower. Od tego czasu była ciężka harówka, żeby doprowadzić organizm do takiego stanu, by móc o coś walczyć.

- Jesienią ubiegłego roku, po urlopie macierzyńskim, mówiła Pani, że sama jeszcze nie wie, czy będzie się wyczynowo ścigać, a o igrzyskach nie ma nawet co myśleć. Ten nierealny cel udało udało się osiągnąć.

- Bo wówczas było to dla mnie „niemożliwego”. Myślę, że właśnie dlatego to ja pojadę na igrzyska. Presja zawsze źle na mnie działała. Jeśli podchodzi się do wszystkiego bardziej na luzie i tak naprawdę nie spodziewa się sukcesu, to jest dużo łatwiej. W moim przypadku tak właśnie chyba było. Wystartowałam w kwalifikacjach, żeby nie mieć sobie nic do zarzucenia. Byłam przecież w rankingu druga z Polek. Stanęłam na starcie pierwszego wyścigu punktowanego i okazało się, że może mi się udać. Ostatecznie wygrałam to drugie miejsce na igrzyska.

- Biorąc pod uwagę wydarzenia w Pani życiu w ciągu ostatniego roku, to czy wyjazd na igrzyska był Pani do czegoś potrzebny?

- To spełnienie marzeń. Z tym że ostatnio miałem zupełnie inne cele, chciałam wrócić i się ścigać. Nie zamierzałam stawiać sobie celów, które - w moim przekonaniu - były nie do zrealizowania. Gdyby nie pomoc rodziny, ten sukces nie byłby możliwy.

- Pani mąż jest w teamie znanej rosyjskiej zawodniczki Iriny Kalentiewej. On też wybiera się do Rio de Janeiro?

- Najprawdopodobniej pojedzie z Kalentiewą. Ja już się przyzwyczaiłem, że na zawodach pomaga komuś innemu. On wykonuje swoją pracę, ja swoją. To się nie kłóci, przecież nie ścigam się na trasie z mężem (śmiech).

- Czego się Pani spodziewa po swoim występie w Brazylii?

- Ja żyję chwilą obecną. Dopiero co uzyskałam kwalifikację, trzeba będzie bardzo wiele spraw załatwić przed igrzyskami. Na przykład muszę zorganizować sobie dodatkowy rower, bo trzeba mieć zapasowy. Do tego dochodzi zgrupowanie. Teraz nie myślę o samym wyścigu, tylko o tym wszystkim, co muszę zrobić przed startem. Nie mam pojęcia, na co będzie mnie stać. Przecież w tym sezonie w ogóle nie spodziewałem się, że tak dobrze dla mnie się to wszystko potoczy. Jednak skoro się jedzie w wyścigu olimpijskim, to trzeba walczyć o jak najlepszy wynik. Pojadę i będę walczyć.

- Plany na ten rok zmieniły się Pani diametralnie.

- Moje plany są układane z tygodnia na tydzień. Śmiejemy się, że ustala je mój syn Ksawery, wszystko jest zależne od niego. Na te zawody kwalifikacyjne ciągnął mnie mój trener Bogdan Czarnota. Wiedział, że mogę dobrze jeździć. Gdyby nie on, to przypuszczam, że startowałabym gdzieś w Polsce, w maratonach, żeby tylko być jak najbliżej domu. Szkoleniowiec mnie jednak przekonał i teraz pojadę na igrzyska. On nie może się tam wybrać jako trener, bo ze związku pojedzie trener kadry. Spróbujemy kupić mu bilet, żeby był chociaż jako kibic.

- A jak Pani ocenia swoją dyspozycję fizyczną? Początki po powrocie były chyba ciężkie.

- Tak, bałam się, jak organizm zareaguje na zawodach. Ścigam się od dwóch miesięcy. Po paru wyścigach okazało się, że zaczęłam łapać rytm. Teraz jest już tak jak wcześniej, wiem, że organizm jest wytrenowany. Znów czuję się prawdziwym sportowcem.

- Sił do Rio wystarczy?

(śmiech) Ten rok jest zaskakujący pod każdym względem. Na razie wszystko szło bardzo dobrze, mam nadzieję, że tak zostanie. Po drodze mam mistrzostwa świata, mistrzostwa Polski, może Puchar Świata, a wisienką na torcie będą igrzyska. A czy starczy mi sił? Tego nikt nie wie. Takiego sezonu jak ten nigdy nie miałam. Przez ostatnie dwa miesiące sprawy toczyły się tak szybko, że nie miałem chwili, aby na chłodno o tym wszystkim pomyśleć. Jestem bardzo zaskoczona i bardzo szczęśliwa.

Rozmawiał Artur Bogacki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kolarstwo górskie. Katarzyna Solus-Miśkowicz pojedzie do Rio - Dziennik Polski

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24