Ivan Djurdjević nie mógł jednak w tym meczu skorzystać z Erika Exposito, który - jak się okazało - został jeszcze z żoną. We Wrocławiu próbowano robić zasłonę dymną, ale gdy pod meczem WKS podał skład, a Hiszpana nie było jeszcze na ławce, wszystko stało się jasne. Pod jego nieobecność 'dziewiątką' został Caye Quintana.
Korona w pierwszych meczach sezonu zaprezentowała się najgorzej z trzech beniaminków. Pewnie dlatego bukmacherzy faworyta upatrywali w Śląsku, który dobrze wypadł w starciu z mającą wysokie aspiracje Pogonią Szczecin. No cóż - boisko wszystko zweryfikowało.
Od pierwszej minuty złocisto-krwiście napadli na wrocławian bardzo wysokim pressingiem, który sprawiał, że nawet Michał Szromnik miał problemem z wybiciem piłki. Gorzej, że goście - dysponujący teoretycznie lepszymi zawodnikami - kompletnie nie potrafili znaleźć na to antidotum. Przez pierwszych kilka minut nie wyszli nawet ze swojej połowy, a każda próba rozegrania piłki po ziemi kończyła się stratą na własnej połowie. Groźne akcje pod bramką Konrada Forenca? Zapomnijcie. Były bramkarz Zagłębie Lubin tak naprawdę interweniował raz - gdy Dennis Jastrzembski jakimś cudem przedarł się swoim sprintem i próbował wrzucić piłkę na długi słupek, gdzie nabiegał Piotr Samiec-Talar.
Generalnie przyjezdni nie potrafili ani wyjść z pressingu, ani zmodyfikować swojej gry do sytuacji, której jakby się nie spodziewali. To dziwne, bo można było tego oczekiwać akurat po drużynie prowadzonej przez Leszka Ojrzyńskiego.
Korona wyszła na prowadzenie w 27 minucie. Dośrodkowywał Danek, Gretarsson odbił się od Śpiączki jak pudełko zapałek, a Szromnik ułamek sekundy spóźnił się z interwencją i po ładnym uderzeniu głową, piłka wpadła do siatki przy długim słupku. W 35 min było 2:0. Przebitkę przegrał Olsen, ale to w sumie nie miało znaczenia przy strzale Jakub Łukowskiego. Sieknął tak, że trafił w samo okienko. Piłka spadała jeszcze lekko za plecami Szromnika. Stadiony świata. Pewnie gdyby to powtórzył 20 raz, to nie trafiłby tak jeszcze raz.
Na drugą połowę Djurdjević zmienił skrzydła - Samiec-Talar i Jastrzembski usiedli na ławce, a weszli Nahuel i Yeboah. Ten drugi przez trzy minuty zrobił więcej, niż Samiec-Talar w dwóch ostatnich meczach. W 48 min ruszył z indywidualną akcją, wkręcił w murawę Petrowa, wpadł w pole karne i zdecydował się na strzał, który - po rykoszecie - wylądował w siatce.
WKS wyglądał lepiej. Odnalazł się wreszcie Olsen, który wziął część ciężaru gry na siebie i nawet mógł wyrównać, ale obronił Forenc. Lepiej - chociaż nie zawsze - udawało się wyjść z pressingu. Była nadzieje, że może uda się wyrównać i to pomimo tego, że goście grali długimi momentami bez napastnika. Quintana zwyczajnie był bezbarwny.
Szansa na punkt tliła się do końca, ale ugasił ją Śpiączka. To była szkolna lekcja z podstaw futbolu: wyrzut z autu, przedłużenie piłki głową (walkę przegrywa Rzuchowski) i Śpiączka, od którego znów odbija się Gretarsson. 3:1. Koniec.
To był słaby mecz. Po prostu. Jak bumerang wracają słowa Djurdjevicia: Skoro tak długo coś psuło się w Śląsku, to szybko tego nie naprawimy.
KORONA KIELCE - ŚLĄSK WROCŁAW 3:1 (2:0)
Gole: Śpiączka 27, 90, Łukowski 35 - Yeboah 48
Sędzia: Tomasz Wajda (Żywiec)
Widzów: 9940
Korona: Forenc - Danek, Trojak, Petrow, Balić - Podgórski (62. Kiełb), Szpakowski (74. Corral), Deja (78. Zebić), Takáč (62. Sewerzyński), Łukowski (62. Zarandia) - Śpiączka.
Śląsk: Szromnik - Janasik, Poprawa, Grétarsson, Víctor García - Samiec-Talar (46. Nahuel Leiva), Olsen, Schwarz (66. Łyszczarz), Hyjek (66. Rzuchowski), Jastrzembski (46. Yeboah) - Quintana (82. Bergier).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?