Krzysztof Gałańdziuk: Obiecaliśmy widowiska na Olimpijskim i słowa dotrzymaliśmy [ROZMOWA]

Dawid Foltyniewicz
27.05.2018 wroclawwts betard sparta wroclaw  kontra gkm grudziaz mecz zuzlowy zuzel speedway pge ekstraliga zuzlowa stadion olimpijski we wroclawiu gazeta wroclawskatomasz holod / polska press
27.05.2018 wroclawwts betard sparta wroclaw kontra gkm grudziaz mecz zuzlowy zuzel speedway pge ekstraliga zuzlowa stadion olimpijski we wroclawiu gazeta wroclawskatomasz holod / polska press Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Najważniejsza praca została wykonana po sezonie 2017. Radykalny krok, na który się zdecydowaliśmy, sprawił, że według statystyk PGE Ekstraligi jest to najlepszy tor do ścigania w Polsce – mówi w rozmowie z nami Krzysztof Gałańdziuk, dyrektor sportowy WTS Betardu Sparty Wrocław.

Zważając na wszelkie okoliczności, w tym m.in. kontuzję Gleba Czugunowa, brązowy medal można postrzegać jako sukces Betardu Sparty?
Lepiej mieć medal, niż go nie mieć. W tym roku mieliśmy sporo kłopotów – wspomniana kontuzja Gleba, problemy Andrzeja Lebiediewa, gdy na początku sezonu nie mógł dojść do formy, na jaką liczyliśmy czy kłopoty sprzętowe Maksa Fricke’a. Diagnoza jego problemów nastąpiła późno, ale dobrze, że te błędy udało się wyeliminować i w końcówce sezonu Max pokazał, że jest bardzo wartościowym zawodnikiem. Medal oczywiście cieszy, choć należy powiedzieć, że główny cel zrealizowany nie został.

Gleb Czugunow przez kontuzję stracił dużą część sezonu. Mimo tego uważa pan, że drzemie w nim spory potencjał?
Kontraktując go, ani przez chwilę nie mieliśmy wątpliwości, że to ogromny talent, co zdążył już potwierdzić. Ta nieszczęśliwa kontuzja sprawiła, że jego rozwój nieco przyhamował. Kiedy przeanalizujemy przegrane przez nas mecze, gdyby dodać do naszego dorobku 4–5 punktów, które Gleb by zdobył, być może żadna porażka by nam się nie przytrafiła.

WTS dysponuje siłą zbliżoną do tegorocznych finalistów PGE Ekstraligi?
Uważam, że trzecie miejsce nie odzwierciedla możliwości naszej drużyny. Gdyby nie problemy Fricke’a czy brak ustabilizowania formy Vaclava Milika... Wnioski nasuwają się same. Ponadto czasem mieliśmy pecha. Tor na pierwszy półfinał z Unią miał się nijak do tego, jak był robiony przez cały rok. Wrocław nawiedziły ulewy i nie mogliśmy przygotować go tak, jak zawsze.

W tym sezonie na Stadionie Olimpijskim oglądaliśmy dobre ściganie. Ile pracy kosztowało was przygotowanie takiego toru?
Trzeba cofnąć się do poprzedniego roku. Najważniejsza praca została wykonana po sezonie 2017. Radykalny krok, na który się zdecydowaliśmy, sprawił, że według statystyk PGE Ekstraligi jest to najlepszy tor do ścigania w Polsce. On jednak też nas zaskakiwał. Na początku sezonu 2018 tor był dla nas czymś zupełnie nowym. Sami nie wiedzieliśmy, jak będzie się zachowywać. Podczas pierwszego meczu z Fogo Unią Leszno był zupełnie inny od tego, na którym trenowaliśmy. Ledwie tydzień wcześniej odpuściły mrozy. Dziś jesteśmy mądrzejsi i panujemy nad torem, mogąc przygotowywać go powtarzalnie. Przed rokiem obiecywałem kibicom, że na Stadionie Olimpijskim będzie ściganie i z dumą mogę powiedzieć, że słowa dotrzymałem.

Organizacja rundy Grand Prix we Wrocławiu to także ukłon w stronę kibiców?
Zdecydowanie! Żużla nie robimy dla siebie, lecz właśnie dla nich. Wrocław ponownie miał najszczelniej wypełniony stadion w PGE Ekstralidze, na żadnym z naszych domowych meczów Olimpijski nie świecił pustkami. Wejść na szczyt frekwencyjny jest relatywnie łatwo w momencie, kiedy dysponuje się nowym stadionem. Utrzymanie takiej widowni nie jest już jednak tak proste.

W jakich okolicznościach zdecydowaliście się uczcić pamięć śp. Tomasza Jędrzejaka, wnosząc jego podobiznę na podium w Częstochowie?
Wszystko wyszło spontanicznie i pokazuje to wielkie więzi, jakie ta drużyna miała ze śp. Tomkiem. Dzień po jego pogrzebie mieliśmy mecz z Get Wellem Toruń. Zapewniam, że to zostało w głowie zawodników i miało odzwierciedlenie również na torze.

Po spotkaniu z Włókniarzem na Stadionie Olimpijskim Tai Woffinden wraz z kibicami skandował imię i nazwisko zmarłego kolegi.
Taiowi bardzo zależało, aby na pogrzebie powiedzieć kilka słów. Twardziel, jakim bez wątpienia jest, rozpłakał się, a jego mowa była na tyle wzruszająca, że wywołała łzy także u tłumacza. Ta sytuacja pokazuje ludzkie oblicze tych chłopaków. Na torze to twardziele, którzy robią rzeczy niemożliwe dla innych śmiertelników, lecz jednocześnie mają w sobie spore pokłady ciepła i czasem po prostu wymiękają.

10 punktów przewagi nad Bartoszem Zmarzlikiem w klasyfikacji przejściowej cyklu Grand Prix oznacza, że pańskim zdaniem Woffinden jest już bardzo blisko trzeciego tytułu indywidualnego mistrza świata?
Wydaje mi się, że nie sposób już roztrwonić takiej przewagi. Przed ostatnim meczem z Włókniarzem mówiłem do Taia: Gratuluję ci, mistrzu świata. On z kolei odpowiedział, że jest jeszcze za wcześnie na takie słowa, czekają go jeszcze jedne zawody. Myślę, że jedynie splot wyjątkowo nieszczęśliwych okoliczności mógłby przeszkodzić mu w sięgnięciu po mistrzostwo świata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzysztof Gałańdziuk: Obiecaliśmy widowiska na Olimpijskim i słowa dotrzymaliśmy [ROZMOWA] - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24