Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Hołowczyc: Coraz bardziej rośnie we mnie głód Rajdu Dakar

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Hołowczyc ostatni raz startował w Rajdzie Dakar w 2015 r.
Hołowczyc ostatni raz startował w Rajdzie Dakar w 2015 r. Andrzej Szkocki/Polska Press
Nieobecność w Rajdzie Dakar to moja decyzja. Obiecałem rodzinie, że odpocznę - mówi Krzysztof Hołowczyc, który w 2015 r. zajął trzecie miejsce. 40. edycja rajdu, uznawanego za najtrudniejszy na świecie, wystartuje w sobotę z Limy w Peru.

Wciąż czekamy na decyzję zespołu Williams F1, dotyczącą drugiego kierowcy w sezonie 2018. Kandydatami są Robert Kubica i Siergiej Sirotkin. Częściej słychać, że faworytem jest Rosjanin, dzięki większemu wkładowi finansowemu, który często w motorsporcie znaczy więcej niż umiejętności.
Mówiąc o Robercie, cały czas poruszamy się wśród dywagacji. On ma dużą wartość sportową i doświadczenie większe od Sirotkina. Wszyscy w środowisku dobrze o tym wiedzą. Jest wyjątkowym człowiekiem, jeżeli chodzi o Formułę 1. Ale niestety, element finansowy odgrywa w tej dyscyplinie ogromną rolę. To nie jest tylko kwestia fajnego ścigania się i wielkiego wyniku. To także wielkie pieniądze. Niestety, nie wygląda na to, że będzie można dorównać Rosjanom, jeśli chodzi o wkład do zespołu. To Rosjanie na pewno przyniosą więcej pieniędzy. W tej chwili Williams jest mniej więcej w środku stawki i musi przynajmniej się w niej utrzymać. Żeby to zrobić, musi stworzyć coś nowego. A żeby mu się udało, potrzebuje pieniędzy.

Z Kubicą zespół mógłby liczyć na więcej informacji zwrotnych dotyczących m.in. bolidu.
Na pewno. Szkoda, że taka sytuacja Roberta spotyka. Znowu. Już wszyscy byliśmy blisko spełnienia marzeń, gdy testował bolid Renault, ale nagle pojawił się Carlos Sainz junior z ośmioma milionami euro i to on jest we francuskim zespole. Osobiście jestem daleki od dywagacji. Śmiało mówię, że Robert jest w tej chwili w fantastycznej formie. To widać. Patrzę na niego, jak się porusza, jaką ma chęć do działania, jest gotowy. No ale niestety, jest jeszcze druga strona, ta finansowa. To jest też kwestia naszych koncernów i świadomości dyscypliny. Trzeba przynieść duże pieniądze, by Robert mógł wystartować w Formule 1.

Nie tylko Kubica ma kłopoty ze sponsorami. Pan też wspominał, że czasami rozmowy o wsparciu bywały trudne.
Pozyskiwanie sponsorów od zawsze było największą bolączką. Ich świadomość, co powinni robić i w którą stronę iść, nie jest taka oczywista. Są bardzo różne uwarunkowania, często nawet polityczne, kto i dlaczego powinien być sponsorowany. Przez tę maszynę jestem przemielany od wielu, wielu lat. Dużo razy było tak, że mieliśmy z zespołem plan walki o zwycięstwo, a zostawaliśmy w domu, bo któremuś z prezesów jednak spodobała się inna dyscyplina albo inny układ wszedł do gry. To są takie sytuacje, w których swoim sportowym wizerunkiem, umiejętnościami czy sposobem myślenia nie masz na to wpływu. Liczą się kontakty, pewne sytuacje, w których bardziej pasuje się do danej układanki albo nie. Zamiast myśleć nad własnym rozwojem, szukasz. W motorsporcie szczególnie to jest widoczne. Szkoda, że brakuje u nas klarownych i długoterminowych projektów. Takie wsparcie daje szanse, że osiągnie się wspólnie duży wynik. Współpraca na pół roku czy dwa lata to za krótki czas. Nie da się powiedzieć: „o, ten młody kierowca będzie dobrze jeździł”. Dlatego też sponsorzy zawsze chętniej korzystają ze sprawdzonych nazwisk, takich, które dają gwarancję, że będzie wszystko wychodziło. W każdym razie w motorsporcie są potrzebne ogromne budżety, by skutecznie startować.

Na przykład w Rajdzie Dakar. Startująca 6 stycznia edycja będzie trzecią bez Pana.
To, że tym razem nie jadę, było moją decyzją. Trzecie miejsce w 2015 r. przyniosło satysfakcję, choć z drugiej strony także głód, by stanąć na najwyższym stopniu podium. Ale obiecałem wtedy mojej rodzinie, że odpocznę od Dakaru. Bo to jest piękne w rajdach terenowych, że mimo wieku, ciągle ma się szanse na sukcesy. Co roku startuję w Baja Poland, by sprawdzić, czy jeszcze mam szybkości i jak prezentuję się na tle czołówki. Swój Puchar Świata zdobyłem w 2013 roku, co jest moim wielkim sukcesem, który nie został zauważony. Orlen, który wtedy był moim sponsorem, wycofał się, a ja w kolejnym sezonie wygrałem rywalizację w cross-country. I to ze złamanym kręgosłupem! To była wewnętrzna walka z samym sobą.

Gdy rozmawialiśmy w październiku, mówił Pan, że nie wyklucza startu za rok. Coś się w tej kwestii zmieniło?
Coraz bardziej ten głód Dakaru we mnie rośnie. Za wcześnie, by o tym mówić, ale na pewno nie pojadę, jeśli miałbym jechać po ósme czy dziesiąte miejsce. Jeśli już, to chcę wystartować w dobrym zespole, dobrym samochodem, z odpowiednim budżetem. Tak, by mieć realną szansę walczyć o zwycięstwo. Oczywiście na trasie wszystko się może zdarzyć, ale muszę mieć pewność, że jestem gotowy pod każdym aspektem. W innym przypadku to nie ma sensu. Tak, żeby się przejechać, to mogę sobie jechać jako „zerówka” w Rajdzie Polski. Tak jak to było w 2017 r. Pomachać do kibiców, bo oni naprawdę są cudowni. Dla mnie i Maćka Wisławskiego to było wielkie przeżycie. Ale ciągle w duchu jestem jeszcze wojownikiem, który chciałby wziąć swoją włócznie i walczyć.

W tegorocznym Dakarze będziemy mieli tylko jednego kierowcę samochodu - Jakuba Przygońskiego.
Kuba jest w bardzo dobrej formie. Jedzie szybko, ma nowy, bardzo dobry samochód. Rozmawiałem z Nanim Romą, który też jedzie Mini, i mówił, że auto bardzo mu się podoba. W Maroku, gdzie zawsze odbywają się testy, bez problemu radził sobie z dziurami. Szanse na bycie w czołówce będą więc większe, ale obawiam się, że Peugeot znowu będzie rozdawał karty. Zajął całe podium rok temu i powtórzy to. Tak, by Sebastian Loeb, który zapowiada, że to dla niego ostatni start, wygrał.

Jakie są Pana sportowe oczekiwania na 2018 r.?
Czekam na zimowe igrzyska olimpijskie, ale to przed telewizorem. Jak każdy sportowiec, jestem trochę samolubem, więc myślę o swojej dyscyplinie. Dlatego chciałbym usłyszeć szczęśliwy finał melodii, która gra od paru ładnych miesięcy, o tym, że Robert wróci do Formuły 1. To byłoby cudowne. Znowu byśmy się nią emocjonowali. Żałuję natomiast, że nie ma Rajdu Polski jako rundy mistrzostw świata. To jest dla mnie duża porażka naszego państwa, bo to była kwestia sponsoringu. Promotor wyraźnie powiedziała, że jeśli będziemy mieli kasę, to będziemy w kalendarzu WRC. Zmartwiło mnie to tym bardziej, że nie są to duże pieniądze. A przecież w Mikołajkach mamy świetne trasy, które zawodnicy kochają. Runda mistrzostw Europy to nie to samo. Natomiast osobiście będę czekał na swoje rajdy terenowe, a zwłaszcza Baja Poland, który będę chciał wygrać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzysztof Hołowczyc: Coraz bardziej rośnie we mnie głód Rajdu Dakar - Portal i.pl

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24