Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łączy nas piłka, dzieli nas kasa. Nowy prezes PZPN musi zlikwidować koryto dla menedżerów, którym jest 18-zespołowa ekstraklasa [WYWIAD]

Adam Godlewski
Adam Godlewski
- Będę się upierał, że Jacek Magiera nie powinien dostać zgody na odejście z PZPN, tylko uczyć się przy Paulo Sousie tak, jak Adam Nawałka uczył się przy Leo Beenhakkerze. Przecież na każdym kroku i od lat powtarzamy, że selekcjonerem Biało-Czerwonych powinien być Polak. Tymczasem kiedy nadarzyła się okazja, żeby za pieniądze PZPN kogoś przygotować do tej roli, to ją koncertowo marnujemy - twierdzi Bobo Kaczmarek.
- Będę się upierał, że Jacek Magiera nie powinien dostać zgody na odejście z PZPN, tylko uczyć się przy Paulo Sousie tak, jak Adam Nawałka uczył się przy Leo Beenhakkerze. Przecież na każdym kroku i od lat powtarzamy, że selekcjonerem Biało-Czerwonych powinien być Polak. Tymczasem kiedy nadarzyła się okazja, żeby za pieniądze PZPN kogoś przygotować do tej roli, to ją koncertowo marnujemy - twierdzi Bobo Kaczmarek. fot grzegorz jakubowski / polskapresse
– Następne władze PZPN powinny pochylić się niezwłocznie nad reformą poszerzającą ekstraklasę, która dobrze zrobiła chyba tylko menedżerom. Zrobiły się dla nich dwa koryta więcej, zwiększyło się przecież zapotrzebowanie na trzecioligowych Hiszpanów, i wiekowych zawodników zza naszej południowej granicy. Zamiast godziwie zapłacić trenerom młodzieży, my nabijamy kabzę agentom i zagranicznym przeciętniakom – grzmi nie szczypiąc się w język trener Bogusław „Bobo” Kaczmarek, były trener ligowych klubów i asystent selekcjonera reprezentacji Polski podczas kadencji Leo Beenhakkera.

Z trenerem Kaczmarkiem rozmawialiśmy – o szkoleniu, wyborach w PZPN, selekcjonerze Paulo Sousie, poziomie naszej ekstraklasy i piłkarzy do niej sprowadzanych, czy polityce Legii Warszawa – przed trzecią rundą kwalifikacji europejskich pucharów. Już wówczas przestrzegał przed przecenianiem wyników zespołów z PKO BP ekstraklasy w początkowej fazie eliminacji. Stwierdził wówczas:

– Nie chciałbym uchodzić za malkontenta, ale trzeba ustawić właściwą skalę do tych osiągnięć. A dotąd skala trudności była nieduża. Dlatego traktujmy to jako wstęp, jako preeliminację do właściwej fazy walki o fazę grupową Ligi Europy w przypadku Legii, i Ligi Konferencji w przypadku Rakowa i Śląska. W próbnych galopach, w zasadzie, mogła przegrać tylko Pogoń i oczywiście przegrała. Fakty są takie, że Osijek był lepszy w dwumeczu nawet o dwie, trzy bramki i tyle powinien wygrać, a nie najniższą różnicą. Portowcy podeszli do egzaminu dojrzałości w tym roku, ale nie zdołali zrobić matury. Dla innych zaczęło się ciekawie, ale… jakości u piłkarzy, których mają do dyspozycji szkoleniowcy naszych pucharowych nie dostrzegłem za wiele. I to jest największy problem całej naszej piłki, nie tylko czołówki. Weźmy choćby pod uwagę drużynę Górnika, do której przyszedł Łukasz Podolski. Po dwóch porażkach było zero podstaw do optymizmu.

Zabrzanie prezentowali się na początku sezonu tak, jakby ich jedynym przygotowaniem do sezonu było sprowadzenie Podolskiego.

Miałem identyczne odczucie i szczerze współczuję Janowi Urbanowi. Był bardzo dobrym piłkarzem, jest niezłym trenerem, ale już po pierwszych dwóch meczach zderzył się ze ścianą. Łukasz to bardzo fajny człowiek, i wiele pozytywnego w Górniku zadzieje się dzięki niemu. Nie mam, co do tego wątpliwości. Młodzi mają od kogo uczyć się na treningach i choćby to już jest wartość sama w sobie. Tyle ze Podolski musi mieć z kim pograć, Urban potrzebuje jeszcze dwóch, trzech doświadczonych, klasowych zawodników, którzy z niemieckim mistrzem świata pociągną zespół. I tylko wtedy będzie miał sens taki transfer. A co do Łukasza, to zapamiętałem go z wizyty w naszej szatni po meczu Niemcy – Polska w Euro 2008, i po tym jak nas zdemolował, swoją śląską gwarą zakomunikował: – Chłopaki, nie martwta się, wyjdziemy z grupy razem. Wy – Polaki i my. Nie manifestował swoje radości po zapakowaniu dwóch goli, tylko przyszedł pocieszyć nasz zespół. To świadczy o nim, jako człowieku, bardzo dobrze. Dlatego stawiam tezę, że na długim dystansie Górnik wiele zyska, nie tylko pod względem marketingowym. Sportowo sam jednak nie pociągnie zespołu Urbana, potrzebuje jakościowego wsparcia.

A wracając do pucharowiczów – jest pan rozczarowany postawą Rakowa Częstochowa, który w ekstraklasie rozdaje karty, a podczas przywitania z Europą męczył się okrutnie z wicemistrzem Litwy?

Cóż, wyszło na to, że Raków jeszcze nie jest tak silny, jak podejrzewaliśmy, tylko umiał w optymalny sposób wykorzystać słabość krajowej konkurencji, zdobywając wicemistrzostwo, Puchar Polski i Superpuchar. Wydawało się, że to nowa siła i jakość, tymczasem częstochowianie u których ton wszelkim działaniom w bardzo sensowny sposób nadają trener Marek Papszun i właściciel Michał Świerczewski, na razie tylko potwierdził jak mizerny jest poziom naszej ekstraklasy. I że odległe miejsce w europejskim rankingu nie jest przypadkowe. Media grzmią o zapaści od lat…

…tymczasem rządzący polską piłką zafundowali poszerzenie najwyższej ligi do 18 zespołów. Rozumie pan ten ruch?

W naszej piłce najbardziej trwałe są zmiany. Szkoda tylko, że reformy nie idą w pożądanym kierunku. Kiedyś, w bardzo dawnych czasach, był przepis mówiący, że jeśli piłkarz urodził się po 15 września, mógł grać w juniorach z młodszym rocznikiem. Był to bardzo mądry kompromis między wiekiem kalendarzowym i biologicznym zawodników, dzięki niemu udawało się nie tracić chłopaków, którzy z racji późniejszego urodzenia wolniej się rozwijali. Tymczasem później został zlikwidowany, podobnie rzecz miała się z Młodą Ekstraklasą będącą generalnie bardzo dobrym rozwiązaniem, w której mogło grać tylko trzech starszych zawodników. Na koniec wiek juniora ograniczono do 18 lat, w sytuacji, kiedy w przedziale 16-20 najwięcej talentów wyrzucamy na śmietnik… Pieniądze wygenerowane na projekt pod nazwą PKO BK Ekstraklasa są całkiem niemałe, tylko już od dawna źle rozdzielane i wydawane. Podobno łączy nas piłka, za to na pewno – dzieli nas kasa.

Co konkretnie ma pan na myśli?

Jest już kilka fajnych akademii, w Lechu, Lubinie, Legii, Śląsku, czy Pogoni, ale generalnie wciąż zapominamy, że taka będzie nasza rzeczpospolita piłkarska, jak jej młodzieży chowanie. Tymczasem, gdyby nie konieczność wystawiania młodzieżowca, to pewnie w Cracovii grałoby regularnie po 11 obcokrajowców. Pomimo oczywistego faktu, że wszyscy prezentują wątpliwą jakość piłkarską, co dobitnie pokazał poprzedni sezon. Następne władze PZPN powinny pochylić się niezwłocznie nad tą reformą poszerzającą ekstraklasę, która dobrze zrobiła chyba tylko menedżerom. Zrobiły się dla nich dwa koryta więcej, zwiększyło się przecież zapotrzebowanie na trzecioligowych Hiszpanów, i wiekowych zawodników zza naszej południowej granicy. Na przykład Igor Angulo u siebie nie znaczył nic, natomiast u nas robił za gwiazdę. I nie tylko on, niektórzy gracze z tamtego kręgu kulturowego zaczynają w Polsce już trzecie okrążenie. Przecież to kpina. Zamiast godziwie zapłacić trenerom młodzieży, my nabijamy kabzę agentom i zagranicznym przeciętniakom. Opowieści, że 40-milionowy naród stać na 18-zespołową ligę trzeba włożyć między bajki. I wziąć się za szkolenie, za pracę na dole piramidy. Sensowne, systemowe, z fachowcami na posadach trenerów. Tak jest w PSV Eindhoven, Feyenoordzie, Ajaksie, tak jest w Czecha. Nie jesteśmy mniej zdolni. Jesteśmy za to znacznie gorzej zorganizowani. Nawałnicy zagranicznych piłkarzy podnosi jakość tylko na poziomie ekstraklasy. Tyle że to żaden poziom, po w Europie jesteśmy słabi nawet od średniaków.

Śląsk, w dużej mierze oparty na młodych polskich zawodnikach, gra jednak tyleż efektownie co nieodpowiedzialnie. Gdzie jest zatem złoty środek?

Młodzież musi się wyszumieć. Kiedy otwieramy butelkę wody gazowanej, na początku jest duży ferment, ale potem gaz ucieka już znacznie mniejszym strumieniem. Musi być mix w zespole, wchodzący perspektywiczni zawodnicy muszą mieć wzorce. Właśnie takie jak Podolski, ale nie pojedyncze. Poza tym w czasach słusznie minionych mieliśmy świetny model szkoleniowy wykształcony w klubach resortowych. Taki śp. Alojz Deja najpierw grał w Górniku, a kiedy już nie nadążał w Zabrzu, został przerzucony do Tychów. Grać nie zapomniał, więc przy nim dużego grania nauczył się Ryszard Komornicki. Potem Alojz schodził jeszcze niżej, aż do trzeciej ligi, i wszędzie przy nim wyrastali piłkarze przez duże P. Komuna wytworzyła tę piramidę, która z czasem przerodziła się w całkiem sensowny system, bo ci najlepsi piłkarze robili papiery instruktorskie i zostawali w klubach. Sztafeta szkoleniowa kręciła się zatem w najlepsze, klasowi piłkarze byli nauczycielami następnych pokoleń. I wiedzieli, czego nauczają. Potem to wszystko upadło i dziś mamy na dole piramidy animatorów za 800 złotych miesięcznie. Niech ktoś spróbuje za tyle wyżywić rodzinę… Różnica jest też taka, że kiedyś Widzew potrafił wyeliminować Liverpool, a Lech grał jak równy z równym z Barceloną przegrywając dopiero po rzutach karnych. A dziś zachwycamy się wyeliminowaniem Tallinna…

Nie przesadzajmy z tymi zachwytami. Wyniki Legii w eliminacjach Ligi Mistrzów były w dwóch początkowych rundach lepsze niż gra.

Nie zaprzeczę, 37-letni Konstantin Vassiljev pokazał mistrzom Polski nie tylko jak gra się w piłkę, ale nawet jak trzeba biegać. Poziom był taki, jakby główne trofeum stanowił Puchar Pasztetowej, a nie kasa liczona w milionach euro… Następny mecz Legii w Radomiu, w którym Legia przegrała w sposób bezapelacyjny i zasłużony, był zresztą kolejnym potwierdzeniem, że drużyna z Łazienkowskiej jest daleka od formy uprawniającej do optymizmu przed starciami z europejskimi średniakami. Warszawski klub to przypadek szczególny; duży budżet nawet w skali europejskiej i przepiękny ośrodek, a od dywersji w eliminacjach Ligi Mistrzów z wystawieniem Bartka Bereszyńskiego przed kilku laty, nadal popełnia błędy własne i niewymuszone. Ludzie zarządzający stołecznym klubem zachowują się tak, jakby byli odporni na wiedzę. Nie wystarczy przecież przeczytać książkę, trzeba ją jeszcze zrozumieć. Po właścicielach Legii najlepiej zresztą widać, że uczyć się, nie oznacza – umieć. Niestety… Na szczęście piłka nożna niespodziankami stoi. Na tym opieram swoje nadzieje. Nie może być przecież wiecznie tak, że mijamy się z poważnymi rywalami, bo kiedy oni kończą wakacje, nas już nie ma w pucharach. Oby wreszcie nastąpiło przełamanie w grze Legii, Rakowa i Śląska. Tego życzę z całego serca.

Selekcjoner Paulo Sousa pojawił się wreszcie na meczach polskich zespołów w początkowej fazie sezonu. To był obowiązek, który Portugalczyk wreszcie zaczął spełniać?

Zagraniczny selekcjoner musi się błyskawicznie zasymilować w nowym kraju, tymczasem otoczył się wyłącznie obcokrajowcami. Ekspresowe dokooptowanie Marcina Dorny i Maćka Stolarczyka było mocno spóźnione, ale dobrze, że się zdarzyło. Będę się upierał, że Jacek Magiera nie powinien dostać zgody na odejście z PZPN, tylko uczyć się przy Sousie tak, jak Adam Nawałka uczył się przy Leo Beenhakkerze. Przecież na każdym kroku i od lat powtarzamy, że selekcjonerem powinien być Polak. Tymczasem kiedy nadarzyła się okazja, żeby za pieniądze PZPN kogoś przygotować do tej roli, to ją koncertowo marnujemy. A to, że Sousa pojawił się wreszcie na meczach polskich klubów, to elementarna przyzwoitość. Suma błędów, personalnych, decyzyjnych i w zarządzaniu meczem, jakie popełnił na Euro2020 wyczerpała już limit. W mistrzostwach Europy byliśmy jedną z trzech najsłabszych drużyn, zagraniczne media nie miały co do tego wątpliwości. Znaleźliśmy się przy ścianie, Sousa nie ma już marginesu na jakiekolwiek pomyłki, jeśli nie chcemy spaść w otchłań.

Czego spodziewa się pan po wyborach w PZPN?

Wybór Marka Koźmińskiego oznaczałby kontynuację, jak mi się wydaje, obecnej linii. Z kolei Cezary Kulesza pokazał, że potrafi jak mało kto zarządzać klubem, bo Jagiellonia pod jego kierownictwem sięgnęła po Puchar Polski, stanęła na ligowym podium, zagrała w pucharach, na trwałe awansowała do ligowej czołówki. Możemy zatem zakładać, że wie, jak to się robi. Niezależnie od tego, kto wygra, oczekiwałbym, że będzie jak… w Holandii, gdzie niewielu kibiców zna nazwisko prezesa federacji. Wiedzą natomiast, kto odpowiada za szkolenie, i dostarczanie piłkarzy do tamtejszego futbolowego systemu. Nikt nie ma patentu na mądrość, oczekuję zatem, że nowy prezes będzie umiał otoczyć się doświadczonymi fachowcami i garściami czerpać z ich potencjału.

Rozumiem zatem, że oczekuje pan znaczącej, diametralnej wręcz zmiany tego, co obserwowaliśmy – zwłaszcza – w ostatnich pięciu latach jeśli chodzi o styl i sposób zarządzania PZPN.

Owszem, tylko proszę mnie źle nie zrozumieć. Bo nie wszystko, co ostatnio zrobiono w PZPN nadaje się wyłącznie do zaorania. Było dużo dobrych projektów PR-owych, które zmieniły postrzeganie związku. Zbigniew Boniek potrafił też wykorzystać obecność w Komitecie Wykonawczym UEFA na pozyskanie organizacji w Polsce dwóch finałów Ligi Europy, młodzieżowego Euro, czy mistrzostw świata w kategorii U-20. Pozostanie też po tej kadencji szkoleniowa literatura, pierwsza sensowna od czasów słynnych publikacji profesora Jerzego Talagi. Czyli od wielu dekad. Tyle tylko, że nawet dobra lektura w rękach dyletantów to zwykła makulatura. Dlatego zapytałem kiedyś Zbyszka – z Bońkiem graliśmy w piłkę w tych samych czasach – dlaczego tak mało naszych kolegów z boiska pracuje w PZPN i klubach. Odpowiedział, że wolą być komentatorami w telewizji. Mam zatem nadzieję, że nowy prezes znajdzie sposób na to, jak ich stamtąd wyciągnąć. A mówiąc wprost – że będzie umiał stworzyć takie warunki pracy, że fachowcy nie będę uciekali jako eksperci do sportowych stacji, tylko zaczną dzielić się wiedzą i doświadczeniem z następcami.

Rozmawiał Adam GODLEWSKI

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24