Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Poznań znów popełnia te same błędy. Oto najgorsze z nich

Michał Perzanowski
Michał Perzanowski
Adam Jastrzebowski
Gdy w maju poznańscy kibice świętowali mistrzostwo Polski swojej drużyny, chyba nikt nie spodziewał się, że w tak krótkim czasie euforia zamieni się we frustrację. Jest ona spowodowana działaniami klubu, który albo działa po omacku, albo celowo robi wszystko, by fani znów obniżyli oczekiwania. Przeciętność, minimalizm i powtarzanie tych samych błędów. No właśnie, jakich? Oto siedem niezrozumiałych działań Kolejorza.

Spóźnione transfery lub ich brak

Opinie o solidnej i szerokiej kadrze Lecha przed nadchodzącym sezonem już wtedy można było włożyć między bajki. Rzeczywistość była taka, że z klubu odeszli z wypożyczeń Dawid Kownacki i Tomasz Kędziora. Byli to zawodnicy przewyższający umiejętnościami PKO Ekstraklasę. Przyjechali do Poznania, bo albo znaleźli się na zawodowym zakręcie, albo tego wymagała sytuacja geopolityczna.

Mając w sercu Lecha dołączyli do drużyny i bardzo pomogli w zdobyciu tytułu mistrzowskiego. Jeśli jednak Kolejorz chciałby przede wszystkim nie osłabić się, należałoby pozyskać zawodników o podobnym profilu. A kogo sprowadzono? Nikogo. Nie ma następcy Kędziory, natomiast za Kownackiego jest wracający z wypożyczenia Filip Szymczak, który prędzej byłby wzmocnieniem rezerw niż pierwszego zespołu.

Z kolei dwa najważniejsze transfery nie zostały przeprowadzone 30 czerwca i 26 lipca. Po okresie przygotowawczym, w trakcie gry na europejskich boiskach. Afonso Sousa dołączył tuż przed dwumeczem z Karabachem Agdam. Filip Dagerstal zagrał w Lechu dopiero na etapie III rundy kwalifikacji.

Inwestycyjny minimalizm

Przed sezonem 2021/22 władze Lecha zainwestowały we wzmocnienia, żeby pokazać kibicom, iż zespół stać na mistrzostwo Polski. Zostało ono zdobyte w świetnym stylu i bardzo efektownie. Niestety dla poznańskich kibiców, był to raczej wyjątek od reguły mówiącej, że Lech Poznań to przede wszystkim zarabianie na wychowankach i szukanie oszczędności w każdym aspekcie.

Widać to po transferach do klubu. Mistrz Polski zarobił 10 milionów euro na transferze Jakuba Kamińskiego. Otrzymał również premię za tytuł i może liczyć na niezły zarobek w europejskich pucharach.

Jedynym transferem gotówkowym jest sprowadzenie Sousy (za ok. 1,2 mln euro). Przychodzący do klubu Citaiszwili, Dagerstal i Rudko są zaledwie wypożyczeni. Dwóch z nich wyłącznie dlatego, że grają w lidze ukraińskiej, gdzie nie jest rozgrywana liga.

Władze Lecha nie mogą również tłumaczyć się, że dawały klubom solidne oferty, ale piłkarze byli blokowani. Politykę transferową Lecha "wyjaśnili" m.in. Damian Kądzior i Dawid Kownacki. Za skrzydłowego oferowano zaledwie 350 tys. euro, podczas gdy kwota transferu powinna osiągnąć dwukrotność tej sumy. - Jakby dołożyli 100 tysięcy, to mogłoby do tego tematu dojść, Piast mógłby zaakceptować kwotę 600 tysięcy euro. Ale to trwało za długo, Lech zaczynał negocjacje od zbyt niskich stawek - mówił Kądzior kilka dni temu w wywiadzie dla Meczyki.pl.

W lipcu słabości Lecha obnażył również Kownacki. - W Poznaniu nie wylądowałem i nie wyląduję, bo ja zielone światło dałem, ale niestety klub nie chciał wydać tyle pieniędzy, ile musiał - powiedział szczerze zawodnik w Kanale Sportowym.

W Poznaniu doszli więc do wniosku, że zarobionych kilkanaście milionów euro to nadal za mało, by solidnie wzmocnić kadrę. Zwłaszcza że kontuzjowany był Bartosz Salamon, odchodzili solidni Pedro Tiba i Dani Ramirez, oraz kluczowi Kędziora z Kownackim. Niemal każda pozycja została osłabiona. Transfery w stylu rocznego wypożyczenia bez opcji wykupu są srogim policzkiem w twarz kibica, który za jeden mecz przy Bułgarskiej płaci od 60 do 90 złotych.

Nie zrobiono odpowiedniego researchu, powierzono wzmocnienia ludziom działającym po omacku lub nie dano im żadnych środków na spełnianie życzeń. Najpierw Macieja Skorży, a potem Johna van den Broma (o ile Holender w ogóle ma coś do powiedzenia w kwestii wzmocnień).

Od lat kiepska pozycja bramkarza

W poprzednim sezonie kibice Lecha zazdrościli Rakowowi Częstochowa i Pogoni Szczecin, że choć drużyny te są niżej w tabeli, to utrzymują się w czołówce również dzięki solidnej obsadzie bramki. Vladan Kovacević niemal samodzielnie wybronił częstochowianom awans do IV rundy Ligi Konferencji. Dante Stipica przez dwa sezony był najlepiej broniącym golkiperem w lidze.

W Lechu od zawsze jest problem z bramkarzem. Jasmin Burić nie był orłem w grze nogami, Matus Putnocky był doświadczony, ale nie wybronił nic więcej poza standardowymi uderzeniami. Filip Bednarek wrócił do Lecha i często notuje okresy w kratkę. Z kolei Mickey van der Hart dobrze grał nogami, lecz gorzej było z bronieniem.

Wielka szkoda dla Lecha, że nie zdołał przeszukać tanich dla polskiej ligi rynków i pozyskać stamtąd solidnego bramkarza. Właśnie to zrobił Raków, który wydał 300 tys. euro w Sarajewie, by już teraz mówić o milionowych ofertach z wielkich klubów za swojego bramkarza. A przecież mają jeszcze solidnego Kacpra Trelowskiego i młodziutkiego Xaviera Dziekońskiego.

Brak wyraźnych liderów

W poprzednim sezonie chwalono Lecha, że w szatni panuje doskonała atmosfera. Maciej Skorża był jednostką przyciągającą mocne osobowości. Sam również postawił piłkarzom twarde warunki i mogliśmy go uznawać za pewien autorytet. Wśród piłkarzy szatnię mieli w garści Bartosz Salamon, ale i doskonale czujący się tam Dawid Kownacki lub Tomasz Kędziora luzowali atmosferę, gdy sytuacja tego wymagała.

Salamon jest kontuzjowany, a dwóch kolejnych Polaków odeszło. Już w kulisowych materiałach na lechowym kanale YouTube widać było, że drużyna szykuje się do ligi i pucharów, ale nie ma tego "czegoś". Ishak często był poirytowany postawą kolegów, niektórzy zawodnicy mieli problem z integracją. Scalać próbował to Radek Murawski, ale był niestety sam.

Spodziewana obniżka formy niektórych piłkarzy

Łatwo teraz brylować opiniami, gdy Lech jest już po 10 meczach w sezonie. Przed tym sezonem można było spodziewać się, że wysoka forma Joao Amarala zniknie. Piłkarzowi stworzono dobre warunki dzięki Maciejowi Skorży. Poza tym, zawodnik ten jest w Lechu od niemal czterech lat. Nie radził sobie z presją w pierwszych dwóch sezonach. Nie pomogło również 1,5-roczne wypożyczenie do Pacos Ferreira, gdzie Amaral sam podkreślał, że potrzebuje spędzenia czasu z rodziną. Jak widać, wystarczyło mu to na zaledwie jeden dobry sezon w Kolejorzu.

Złośliwi mówili, że Skorża "wziął ze sobą kluczyki do Amarala" i choć można się pośmiać, to należy przyznać rację. Amaral jest cieniem siebie sprzed zaledwie trzech miesięcy. W klubie chyba nikt nie zamierza podjąć konkretnych działań, by Portugalczykowi pomóc.

Brak wyciągania wniosków z poprzednich porażek

Szczególnym dla Lecha sezonem między mistrzostwami był ten 2020/21, kiedy poznaniacy dotarli do fazy grupowej Ligi Europy. W pandemicznych rozgrywkach dwukrotnie pokonali teoretycznie lepszych od siebie, a ich wejście do tego etapu było sporą niespodzianką.

Nie zaplanowano wówczas solidnych transferów, nie załatano dziur w przypadku licznych kontuzji, nie przygotowano drużyny fizycznie na rozegranie w rundzie jesiennej 12 dodatkowych spotkań. Gdyby porównać sezon do sezonu, widzimy te same błędy. W 2020 roku Lech ratował się Tomaszem Dejewskim z rezerw. W tym roku bierze z rezerw 30-letniego Adriana Laskowskiego.

Jeśli Kolejorz faktycznie dostanie się do fazy grupowej Ligi Konferencji, możemy spodziewać się podobnego scenariusza sprzed dwóch lat. Pamiętacie? Na Benficę Lizbona wyszli rezerwami (bo przecież tam już nie ma o co grać), a na spotkanie z Podbeskidziem wyszedł pierwszy skład i wygrał 4:0. Po co? Żeby ratować sytuację w lidze. W tym sezonie jest ona jeszcze gorsza niż przed dwoma laty.

Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów – powiedział kiedyś Albert Einstein.

Syndrom oblężonej twierdzy

Władze Lecha twierdzą, że prasa i kibice chcą im tylko zaszkodzić. Dlatego, gdy zbliża się jakieś ważne wydarzenie dla drużyny, pracownicy najczęściej zabraniają: wywiadów, rozmów, spotkań z kibicami itp.

Lechici już w przeszłości zamykali się na świat zewnętrzny. Przed ważnymi meczami w pucharach, po krytyce ze strony prasy, po kompromitacjach z łatwymi rywalami, przed mistrzostwem, po mistrzostwie, etc.

W tym sezonie byliśmy świadkami już dwóch dziwnych przypadków. W trakcie przygotowań do sezonu w Opalenicy przygotowywało się kilka klubów Ekstraklasy. Lechici zamknęli swoje treningi, nie odpowiadali prasie, nie pokazywali się kibicom. Zagrali jeden sparing, który był otwarty tylko ze względu na rywala (Pogoń Szczecin)

A co wydarzyło się po meczu ze Śląskiem w miniony weekend? John van den Brom obiecał wywiad na antenie Canal+ Sport, ale skoro Kolejorz przegrał, to Holender ostro stwierdził, że nie ma o czym rozmawiać i przed kamerami już się nie pokazał.

PKO EKSTRAKLASA w GOL24

Przed nowym sezonem PKO Ekstraklasy zmieniono przepis o młodzieżowcu. Każdy klub uczestniczący jest zobowiązany do zapewnienia udziału w tych rozgrywkach dowolnej liczby zawodników młodzieżowych w łącznym wymiarze czasu gry nie krótszym niż 3000 minut w danym sezonie.W jednym meczu klub nie może "zarobić" więcej niż 270 minut dla swoich młodzieżowców. Tj. może wystąpić czterech młodzieżowców po 90 minut, ale liczone będzie maksymalnie 270 minut do stawki.Po czterech kolejkach nowego sezonu znalazło się już sześć klubów, które znajdują się pod kreską. W zależności od brakującyh minut młodzieżowców kara wynosi od 500 tys. do nawet 3 milionów złotych. Kto jest "zagrożony"?

Te kluby zapłacą karę za brak młodzieżowców? [LISTA]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lech Poznań znów popełnia te same błędy. Oto najgorsze z nich - Gol24

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24