Na papierze powrót Legii do walki o ligowe punkty miał być lekki, łatwy i przyjemny. Po przerwie zimowej drużyna Aleksandara Vukovicia mierzyła się z beniaminkami, najpierw podjęła ŁKS, a w sobotę grała w Bełchatowie z Rakowem Częstochowa. Z łodzianami Wojskowi długo się męczyli, ale ostatecznie wygrali 3:1. Z Rakowem tylko zremisowali, a mogło być jeszcze gorzej.
- Wszyscy spodziewają się łatwych zwycięstw, ale ekstraklasa wielokrotnie już pokazywała, że w tej lidze naprawdę każdy może wygrać z każdym. Jesteśmy najlepszą drużyną w stawce, ale jeśli nie będziemy grać na maksymalnych obrotach, z nikim nie będzie łatwo. W Bełchatowie też nie spodziewam się spacerku. Mam jednak nadzieję, że zagramy swoje, stworzymy wiele okazji i pokonamy Raków - mówił nam przed meczem chorwacki pomocnik Legii Domagoj Antolić.
Spacerku faktycznie nie było. Gospodarze szybko objęli prowadzenie po strzale głową Sebastiana Musiolika. Później mecz się tylko rozkręcał, a brylowali bramkarze: Jakub Szumski (skądinąd były legionista) i Radosław Majecki. Tuż po zmianie stron wyrównał Luquinhas. Chwilę później Raków miał rzut karny, ale Czech Daniel Bartl zrobił to samo, co wcześniej w tej kolejce Igor Angulo (Górnik), Flavio Paixao (Lechia) i Erik Exposito (Śląsk) - zmarnował „jedenastkę”. Kuriozalną passę przełamał dopiero jego rodak Petr Schwarz, który wykorzystał karnego w 79. minucie. Doprowadził do wyrównania, bo chwilę wcześniej Jose Kante zdobył bramkę na 1:2.
W końcówce obie drużyny mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, znów na wysokości zadania stawali jednak bramkarze. Pomeczowe statystyki były imponujące: 13 strzałów (w tym osiem celnych) Rakowa, 21 (12 celnych) Legii. Takie mecze kibice chcieliby oglądać co tydzień. Zwłaszcza patrząc na pozostałe sobotnie spotkania, bezbramkowe remisy ŁKS z Wisłą Płock i Pogoni ze Śląskiem. W niedzielę taki sam wynik padł jeszcze w meczu Jagiellonii z Koroną.
- To był jeszcze trudniejszy mecz niż można się było spodziewać. Szczególnie druga połowa, ale kontrolowaliśmy jej przebieg. Momentami było jednak trochę chaosu. 2:2 to nie jest dla nas wymarzony wynik. Chociaż jeśli w następnych meczach będziemy wygrywać, to ten punkt będzie miał dużą wartość. Tak do tego podchodzę - skomentował Vuković.
Mimo niekorzystnego wyniku Serb nie zdecydował się na wprowadzenie w końcówce 19-krotnego reprezentanta Czech Tomasa Pekharta.
- Została nam jedna zmiana i pojawił się pomysł wpuszczenia na boisko Tomasa. Jose mógł jednak kontynuować grę, więc nie było potrzeby wprowadzać drugiego napastnika. Czech niech się dobrze rozpakuje, a na razie miał okazję z bliska zobaczyć mecz w polskiej lidze - tłumaczył po meczu trener.
Kolejny mecz Legia zagra w sobotę z Jagiellonią. Na boisku zabraknie zawieszonego za kartki Artura Jędrzejczyka, a na trybunach wszystkich kibiców, którzy mecz z ŁKS-em oglądali z Żylety. Chyba, że skutek przyniesie odwołanie klubu od kary nałożonej przez Komisję Ligi za wywieszenie transparentów uderzających w potencjalnego inwestora Polonii oraz 17-letniego piłkarza Legii Jakuba Kisiela.
ZOBACZ TEŻ:
- Reprezentant Czech nowym piłkarzem Legii
- Jacek Bąk: Nasza liga jest słaba. Trzeba stawiać na młodzież
- Legia zareagowała na skandaliczne transparenty kibiców
- Rosołek dodał sił legionistom. Wygrali 3:1 z ŁKS-em
- Snajperzy i niewypały - napastnicy Legii ostatniej dekady
- Co robią legioniści, którzy pięć lat temu rozbijali Celtic?
ZOBACZ TEŻ:>> ULTRAS WORLD: KIBICE POLSKIEGO KLUBU NA DRUGIM MIEJSCU NA ŚWIECIE! [OPRAWY, ZDJĘCIA] <<
ZOBACZ TEŻ:>> NAJGORSZE KLUBY PIŁKARSKIE W POLSCE. CAŁA RUNDA BEZ PUNKTU! [LISTA] <<