Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 69:67. Koszykarski Śląsk Wrocław odzyskuje drugie miejsce. Warszawa zdobyta!

Piotr Janas
Piotr Janas
FOT. Materiały prasowe
Jeśli przed tym spotkaniem ktoś miał wątpliwości co do formy i zaangażowania Trójkolorowych w walce o wysokie rozstawienie przed fazą play-off, to w czwartek Wojskowi je rozwiali. Śląsk Wrocław zaliczył słabsze momenty, ale ostatecznie po świetnej końcówce i kluczowej akcji Ivana Ramljaka pokonał Legię Warszawa 69:67, wracając na drugie miejsce w tabeli Energa Basket Ligi.

Po ostatniej porażce z Kingiem Szczecin WKS stracił pozycję wicelidera, więc jadąc do Warszawy, był wyjątkowo zmobilizowany, by odzyskać ją z rąk stołecznej drużyny. W składzie meczowym Tomasz Żeleźniak zastąpił Pawła Strzępka, a Elijah Stewart pojawił się w pierwszej piątce w miejsce Ivana Ramljaka. Tym samym Trójkolorowi rozpoczęli zestawieniem Strahinja Jovanović, Kyle Gibson, Stewart, Aleksander Dziewa i Michał Gabiński. Legia odpowiedziała składem: Lester Medford Jr, Jamel Morris, Jakub Karolak, Walerij Lichodiej i Grzegorz Kulka.

Początek meczu – delikatnie mówiąc – nie porywał poziomem gry obu zespołów. Legia zaczęła od trójki Karolaka, a Śląsk odpowiedział dwoma skutecznymi akcjami Jovanovicia i punktami Dziewy. Przez kolejne cztery minuty Trójkolorowi nie potrafili znaleźć drogi do kosza przeciwnika, ale dzięki solidnej defensywie pozwolili rywalom odskoczyć na zaledwie trzy punkty – dla gospodarzy zapunktowali Morris, Karolak i Kulka. Ostatecznie po pierwszej kwarcie Śląsk prowadził 18:13.

Początek drugiej kwarty mógł przywołać kibicom Śląska niemiłe wspomnienia z ostatniego meczu w Szczecinie, kiedy impas w ostatniej części gry kosztował WKS serię 0-19 i zwycięstwo w całym spotkaniu. Trójkolorowi znów zacięli się w ataku i przez prawie siedem minut nie zdobyli ani punktu, pozwalając rywalowi na run 12-0. W całej pierwszej połowie zawodnicy Olivera Vidina nie trafili ani razu zza łuku (0/12) i zamienili na punkty tylko 46% rzutów osobistych (5/11).

Legia początkowo też nie mogła się odblokować, ale w końcu zaczęła punktować – trójki trafili Medford i Lichodiej, dwa razy za dwa rzucił Kulka, prowadzenie podwyższył Neal. Było 25:18 dla gospodarzy. Bo drugiej kwarcie na tablicy widniał wynik 30:25. Trener Oliver Vidin miał o czym myśleć w przerwie, ale na szczęście udało mu się przebudzić ofensywną moc Trójkolorowych.

Po zmianie stron oglądaliśmy bowiem inną drużynę – jeszcze bardziej waleczną, grającą z pomysłem, ale przede wszystkim skuteczną. Przed ostatnimi 10 minutami mieliśmy już remis – 47:47.

Ostatnia kwarta to istna wymiana ciosów. Jovanović zanotował kolejne dwie skuteczne akcje, swój dorobek punktowy powiększył też Gibson. Legia odpowiedziała rzutami wolnymi Neala i dwiema trójkami w dwóch kolejnych akcjach w wykonaniu Wyki i Karolaka. Z dystansu trafił też Stewart, dla którego – o dziwo – był to jedyny celny rzut zza łuku w całym meczu. Karolak utrzymał status quo akcją 2+1, dając Legii punkt przewagi. Chwilę później Dziewa efektownie zablokował Lichodieja, ale nie przełożyło się to na punkty WKS-u w ataku. Tuż po wejściu na boisko trójkę trafił z kolei Medford, wyprowadzając gospodarzy na prowadzenie 61:56 na 5 minut przed końcem meczu.

Najciekawsze było jednak jeszcze przed nami. Lichodiej znów próbował zza łuku, a jedna z jego prób znalazła drogę do kosza. Śląsk zareagował celnym rzutem z odchylenia Dziewy i rzutami wolnymi Gibsona, a Gabiński celną trójką zniwelował różnicę do jednego punktu i dał drużynie niezbędny impuls do walki w ostatnich minutach.

Chwilę później Jovanović spudłował z półdystansu, ale naprawił swój błąd, kiedy po zbiórce Dziewy i podaniu Gibsona trafił trójkę z narożnika! Ławka Śląska eksplodowała, trener Kamiński wziął czas, a Śląsk prowadził 66:64 na dwie i pół minuty przed końcem spotkania.

Przerwa na żądanie przyniosła skutek, bowiem tuż po niej kolejny raz zza łuku trafił Walerij Lichodiej. Wynik na styku i coraz mniej czasu na zegarze chyba nieco spętały nogi zawodnikom obu drużyn, bo ci nie potrafili znaleźć drogi do żadnego z koszy w hali OSiR Bemowo. Jasne było, że o zwycięstwie może przesądzić jedna skuteczna akcja. Wydawało się, że tę może przeprowadzić Morris, który minął Gabińskiego i ruszył pod kosz Śląska. Tam jednak czekał na niego Aleksander Dziewa, który kapitalnym blokiem powstrzymał rzucającego gospodarzy.

Legia wciąż miała piłkę, ale Wojskowi obronili akcję i ruszyli do ataku. WKS tracił jeden punkt i miał ostatnią szansę na odrobienie strat. Z rzutem z półdystansu pośpieszył się Jovanović, ale udało mu się zebrać piłkę po swojej niecelnej próbie. Po paru sekundach Dziewa nieskutecznie przebijał się pod kosz, podał do nadbiegającego z narożnika Ramljaka, a ten wpakował ją do kosza, będąc przy tym faulowanym! Chorwat wykorzystał rzut wolny, Śląsk prowadził 69:67, ale ostatnia akcja w tym meczu należała do Legii.

W niej indywidualnie próbował zagrać Medford, ale kryjący go Dziewa nie dał się zmylić i świetnie pilnował zwinnego rywala. Amerykanin zmuszony był rzucać z trudnej pozycji i z ręką przeciwnika przed twarzą – było blisko, ale piłka odbiła się od obręczy i Trójkolorowi mogli świętować z trudem wywalczone zwycięstwo.

Nie wszystko w grze drużyny Olivera Vidina funkcjonowało jeszcze tak, jak powinno, ale w końcówce meczu solidna defensywa, energia z ławki i zimna krew w decydujących akcjach pozwoliły jej wyszarpać niezwykle ważną wygraną. Śląsk trafił tylko 27% (6/22) rzutów zza łuku i 56% (9/16) prób z linii, ale mimo to udało mu się zdobyć dwa punkty.

Trójkolorowi wygrali walkę na deskach 43-38, a 12 zbiórek w ataku przełożyło się na 15 punktów drugiej szansy. WKS zanotował też aż 7 przechwytów i 3 bloki na rywalach. Świetny mecz zagrał Aleksander Dziewa, który zaliczył double-double w postaci 16 punktów i 13 zbiórek – z czego aż 7 w ataku. Wtórował mu wszechstronny Gibson, który do 15 punktów dołożył 7 zbiórek i 5 asyst. Granicę 15 punktów osiągnął też Jovanović, a 9 oczek i 8 zbiórek znalazło się na koncie Ramljaka. W ekipie gospodarzy najskuteczniejszy był Jakub Karolak (13 punktów, 4 zbiórki).

- Chcieliśmy wygrać ten mecz za wszelką cenę i jesteśmy bardzo szczęśliwi. Przyjechaliśmy na niezwykle trudny teren, a jeszcze parę minut przed końcem przegrywaliśmy z gospodarzami. Kilka dobrych akcji w defensywie, trójka Jovanovicia i akcja 2+1 Ramljaka pozwoliły nam jednak wygrać – mówił po meczu przeszczęśliwy bohater, Aleksander Dziewa.

– Agresywna obrona Legii na Strahinji sprawiła nam dużo problemów. Nasz rozgrywający musiał rzucać, ale gdy zauważył, że piłka nie wpada do kosza, jako mądry gracz szukał innych rozwiązań. Także dzięki jego bardzo dobremu dowództwu wygraliśmy ten mecz. Fizycznie przygotowujemy się na trudy play-offów, kiedy będziemy grać więcej meczów w krótkim odstępie czasu. Czujemy to w nogach, ale nie tłumaczymy się tym i wygraliśmy na wyjeździe z Legią. W play-offach stać nas na wszystko!

- To był bardzo ważny mecz, w którym obu drużynom bardzo zależało na zwycięstwie. W poprzednim spotkaniu z Legią także wynik punktowy nie był wysoki, a walka o wygraną była bardzo zacięta. Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo pomimo ciężkich treningów, które przełożyły się na słabą skuteczność, potrafiliśmy wygrać – mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Oliver Vidin.

– Oddaliśmy dużo więcej rzutów za dwa niż rywale, którzy z kolei zdecydowanie częściej próbowali szczęścia z dystansu. Zawsze staramy się znaleźć balans pomiędzy grą podkoszową a tą na obwodzie, co dziś nam się udało. Co prawda nasza skuteczność z linii była dziś zdecydowanie zbyt niska, ale teraz już zapominamy o tym spotkaniu i przygotowujemy się na starcie z MKS-em Dąbrowa Górnicza.

- Wydaje mi się, że ten mecz można porównać do walki bokserskiej, w której w ostatniej kwarcie obaj zawodnicy padli na deski. Wygrał ten, kto podniósł się szybciej – dodawał Michał Gabiński. – W ostatnich dwóch tygodniach zainwestowaliśmy dużo zdrowia w okres przygotowawczy do play-offów, co dziś już zaczęło procentować. W decydujących momentach czwartej kwarty byliśmy w dobrej kondycji. Wielkie ukłony dla Olka Dziewy, który przejmował się tym, że ludzie mówili, że nie potrafi bronić, a dziś w ostatniej akcji przeciwko Medfordowi, który świetnie gra jeden na jednego, wygrał nam mecz w defensywie. Czapki z głów.

Do tej pory tylko Enea Zastal BC Zielona Góra wygrała w Warszawie, a dziś do tego wąskiego grona dołączyła ekipa Olivera Vidina. Takie mecze, jak ten z Legią, kształtują charakter zespołu i tworzą grupy, które są w stanie osiągać wyniki nawet lepsze, niż wskazywałby na to ich teoretyczny potencjał. Tak może być i w przypadku Śląska 2020/2021, który – jak powiedział Dziewa – stać na wszystko. Na razie WKS musi jednak zakończyć sezon zasadniczy na drugim miejscu, a dzięki pokonaniu Legii ma wszystko w swoich rękach. Zwycięstwa we wtorkowym meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza w hali Orbita i na ostatnim wyjeździe (21 marca) do Torunia pozwolą mu utrzymać pozycję wicelidera bez oglądania się na wyniki rywali.

Legia Warszawa - WKS Śląsk Wrocław 67:69 (13:18, 17:7, 17:22, 20:22)
Legia: Jakub Karolak 13, Lester Medford 12, Walerij Lichodiej 11, Dariusz Wyka 10, Nickolas Neal 9, Grzegorz Kulka 6, Jamel Morris 4, Adam Linowski 2, Grzegorz Kamiński 0.
Śląsk: Aleksander Dziewa 16 (13 zb), Kyle Gibson 15, Strahinja Jovanović 15, Ivan Ramljak 9, Elijah Stewart 7, Michał Gabiński 3, Mateusz Szlachetka 2, Szymon Tomczak 2, Jan Wójcik 0.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24