Łukasz Posyłajka: Musieliśmy trzy dni czekać na wyniki testów

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Łukasz Posyłajka
Łukasz Posyłajka Łukasz Posyłajka Facebook
24-letni Łukasz Posyłajka jest wioślarzem AZS Szczecin i kadry narodowej. Właśnie podczas tego najbliższego weekendu miał powalczyć o olimpijską kwalifikację podczas regat Pucharu Świata w Lucernie.

Kalendarz startów wioślarzy został wyrzucony do kosza. Kolejne imprezy zostały odwołane, a impreza docelowa – IO w Tokio przełożona na 2021 rok. Zawodnikom pozostają treningi i trzymanie kciuków, że dojdą do skutku październikowe Mistrzostwa Europy w Poznaniu (przełożone z czerwca).

Posyłajka startuje w osadzie dwójki bez sternika, a jego partnerem jest Bartosz Modrzyński (BTW Bydgoszcz).

Jak wygląda Pana praca obozowa w Wałczu?
Łukasz Posyłajka: Sama praca treningowa niewiele się różni od tego, co wcześniej wykonywaliśmy na obozach. Różnica polega na tym, że sam ośrodek jest zamknięty przez okres naszego pobytu, na posiłki musimy chodzić w maseczkach, by ograniczyć do minimum ryzyko zakażenia, przestrzegać musimy też nowego regulaminu pobytu i zasad bezpieczeństwa. Każdy z kadrowiczów ma osobną kwaterę, by zmniejszyć ilość kontaktów między nami. W ciągu dnia jest pełna dezynfekcja pomieszczeń z których korzystamy. Ćwiczymy w grupach i każda grupa mija się z inną podczas treningów. Nie ma tak, że trenujemy wszyscy razem.

Przed zameldowaniem się w Wałczu przechodziliście testy na obecność koronawirusa?
Każda osoba, która wjeżdża na teren Centralnego Ośrodka Sportu w Wałczu przechodzi takie testy. Jak ja i moja grupa pojawiła się na miejscu, to od razu pobrali od nas próbki, ale musieliśmy trzy dni czekać na wyniki. Wszyscy przeszli test negatywnie.

Był Pan spokojny o wyniki?
Nie miałem powodu, by się niepokoić. Jeszcze przed samym rozpoczęciem zgrupowania mieliśmy dwutygodniowy okres domowej izolacji z zaleceniem, by do minimum ograniczyć kontakt z osobami z zewnątrz. Przyjeżdżając do Wałcza chyba wszyscy byli pewni, że testy nic złego nie wykryją.

Czy Pan jest zadowolony z tego, że Igrzyska Olimpijskie w Tokio zostały przesunięte o rok? Dla Pana i partnera może to być rok mocnej pracy nad wzmocnieniem osady, pracą nad elementami technicznymi czy może od kilku miesięcy mocno się nastawiał, że podczas najbliższego weekendu w Lucernie zapewni sobie olimpijską kwalifikację, a później dobry wynik w Tokio?
Dla nas – jako dla młodej osady – to ta zmiana może wyjść na plus. Faktycznie dostaliśmy dodatkowy czas, by się wzmocnić, popracować na tym, na co brakowało czasu. Możemy też zyskać na tym, że nie wiadomo, jak mocne za rok będą osady z zawodnikami starszymi. Dostaliśmy dodatkowy rok, ale pracy nie zabraknie. Trzeba się podbudować, wypracować formę, by ta kwalifikacja była formalnością i z czystą głową pojechać na igrzyska.

Kiedy te kwalifikacje się odbędą?
Pewności nie mamy, ale zapewnienia są takie, że cały kalendarz startów jest przesunięty o rok. Termin igrzysk nie zmienił się, więc i regaty pucharowe, kwalifikacyjne będą w tym samym czasie, co planowano teraz.

Jak oceniał Pan swoje szanse na uzyskanie awansu do Tokio podczas regat w Lucernie: wysoko czy może 50/50?
Muszę przyznać, że to było 50/50. W naszej konkurencji stawka uczestników jest bardzo szeroka i wyrównana. Nam niewiele brakowało, by rok temu zapewnić sobie kwalifikację. A w tym roku wszystko zależało od tego, czy trafimy z formą. Jeśliby się to udało to, byśmy ścigali się w wyścigu finałowym. Co byłoby w nim to nikt nie jest tego powiedzieć. Zapewniam, że wszystko szło w dobrym kierunku, by te bilety do Tokio zdobyć.

W tym roku planuje się rozegrać Mistrzostwa Europy w Poznaniu. To będzie dla Was najważniejsza impreza?
Zanosi się, że chyba nawet jedyna. Czekamy, szykujemy się, ale decyzja ostateczna nie jest na 100 procent podjęta. Na razie słyszymy, że wszyscy by chcieli, by te mistrzostwa doszły do skutku, ale pewności nikt teraz nie ma.

Czy szkoleniowiec musiał mocno pracować nad Waszymi głowami, by na nowo nastawić do pracy treningowej?
Pewnie trudniejsza byłaby sytuacja, gdybyśmy raptem dowiedzieli się o przełożeniu igrzysk. Ale każdy z nas obserwował sytuację związaną z koronawirusem, na bieżąco odwoływano imprezy, więc można było się na to przygotować. Trochę szkoda, bo pracowaliśmy bardzo solidnie, forma rosła i razem z trenerem szykowaliśmy się do sezonu.

Sztab przedstawił już jakiś pomysł na najbliższy rok?
Za wcześnie. Nie zanosi się teraz na żaden zagraniczny wyjazd, obóz. Będziemy trenować jedynie na własnym podwórku. Jest ustalone zgrupowanie w Zakopanem. Teraz będziemy kilka tygodni na wodzie, ale później przyda się taka zmiana warunków, by głowa odpoczęła od wody.

Rozmawiał Jakub Lisowski

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Łukasz Posyłajka: Musieliśmy trzy dni czekać na wyniki testów - Głos Szczeciński

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24