Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Tobys, prezes Gwardii: Gdyby nie my, drużyna przestałaby istnieć (WYWIAD)

Jakub Guder
fot. Gwardia Wrocław
Łukasz Tobys, prezes siatkarskiej Gwardii Wrocław opowiada, dlaczego klub zmienił logo, kto stoi za nowym projektem i dlaczego drużynie groziło zniknięcie ze sportowej mapy Polski.

Skąd nowa ekipa wzięła się w Gwardii Wrocław?
Ja grałem w siatkówkę jeszcze trzy lata temu. Na Kajetana Maćkowiaka, który jest współwłaścicielem, trafiłem dosyć szczęśliwie. W zakończonym sezonie powstał „Projekt Gwardia”. Stała za nim jedna osoba, która chciała przejąć prawa do drużyny. To jednak nie doszło do skutku, bo nie było planu na finansowanie. Wziąłem więc sprawy w swoje ręce. Poszedłem do Kajetana i przedstawiłem mu swoją wizję. On jest sportowym świrem. Jego ojciec zresztą grał w Gwardii, o czym dowiedziałem się później. Znaleźliśmy wspólny język.

Z tej dwójki on ma pieniądze? Ktoś musi je mieć, żeby to rozkręcić.
To nie tak. Działamy jako drużyna. Uzupełniamy się w działaniach i wspieramy. Obaj wnosimy do spółki doświadczenie, kontakty i pomysły. Pieniądze są ważne, ale najważniejsza jest jasna, spójna koncepcja, realizacja działań u podstaw i sponsorzy.

Sponsor tytularny? W nazwie drużyny pojawi się ten sponsor?
Całkiem możliwe. Nie chcę zdradzać szczegółów. Coś szykujemy.

A pozostała ekipa?
To ludzie związani z Kajetanem. On wnosi bardzo wiele, jeśli chodzi o sprawy marketingowe i operacyjne.

Fundamenty nowej Gwardii są na tyle solidne, żeby to nie była druga Stocznia Szczecin?
Moim zdaniem tak. Oczywiście to inne budżety, ale tu jest ekipa, która ma narzędzia i umiejętności. Widzę też energię, która jest przy nowej odsłonie Gwardii. My dopiero 30 lipca przejęliśmy prawa do drużyny od stowarzyszenia „KS Gwardia Wrocław”. W tym krótkim czasie zmieniło się bardzo wiele. Jest nowa strona internetowa, zmieniliśmy logo…

No właśnie – po co? Nie można było zostać przy starym? Zachować tę tradycję? Złota litera „G” przecież nikomu nic nie zawiniła.
Chcieliśmy zaznaczyć w ten sposób, że odłączyliśmy się od stowarzyszenia. Nie odcinamy się od historii, ale dzięki temu zakomunikowaliśmy, że powstało coś nowego. Może mnie niektórzy za to zlinczują, ale jeszcze kiedy pracowałem w stowarzyszeniu Gwardia jako menadżer, to chciałem zmienić logo.

Dlaczego? Złe skojarzenia?
To jedno, ale jest kilka aspektów. Niejasne są prawa do tego logo. W przeszłości Gwardia była federacją i kluby o tej nazwie działały w Opolu, Zielonej Górze. Wszyscy używali jednego herbu i nie było sprecyzowane, kto ma do niego prawa. To też jest sygnał, że zaczynamy z czystą kartą.

W minionym sezonie bardzo się staraliście, ale w kontekście Gwardii pojawiało się wiele negatywnej energii: kwestia Krupniczej, afer z trenerem Lebiodą…
Powiem szczerze: jeśli byśmy tego wszystkiego teraz nie zrobili, to męski zespół Gwardii przestałby istnieć. Otwarcie trzeba powiedzieć, że tymi zmianami uratowaliśmy tę drużynę. Nie było żadnego planu na finansowanie. Teraz podpisujemy się pod tym naszymi nazwiskami i mamy nad tym kontrolę – przede wszystkim nad wykonaniem zobowiązań wobec partnerów. To jest bardzo ważne.

W poprzednim sezonie – w ramach stowarzyszenia – seniorska drużyna Gwardii miała swój budżet?
Nie, budżet był klubowy.

To prawda, że na zakończenie sezonu byliście na minusie?
Tak. Dlatego stworzyliśmy nowy podmiot. Oczywiście mamy podpisane porozumienie ze stowarzyszeniem KS Gwardia Wrocław, że po przejęciu drużyny, będziemy stowarzyszenie wspierać finansowo.

A co ze szkoleniem młodzieży? W praktyce nowa Gwardia Wrocław ma tylko drużynę seniorską. Drużyny młodzieżowe są pod skrzydłami stowarzyszenia.
Młodzież jest dla nas bardzo ważna. Myślimy o tym, ale póki coś jest tak jak Pan mówi. Już teraz jednak mamy u siebie wychowanków Gwardii jak Krzysztof Kołtowski czy Jędrzej Kaźmierczak. Chcemy by był pomost między stowarzyszeniem a nami. Docelowo jednak chcielibyśmy się tą młodzieżą zajmować. Zobaczymy, jak to się będzie rozwijać.

A jest we Wrocławiu klimat na siatkówkę?
W Polsce jest klimat na siatkówkę! Mam wrażenie, że ludzie będą przy czymś, co jest dl nich atrakcyjne. Do tej pory męska siatkówka była mało atrakcyjna dla kibiców we Wrocławiu. Na przykład hala. Krupnicza to historia, ale nie nadaje się do profesjonalnego uprawiania sportu. Od początku to mówiłem, za co zresztą oberwałem od niektórych po głowie. Nie możemy jednak liczyć się z sentymentami, ale patrzeć w przyszłość.

Nie boicie się walki o kibiców i sponsorów na wrocławskim rynku sportowym?
Dużo klubów działa dzięki funduszom samorządowym. Kiedy jednak wszystko jest w klubie transparentne, jest wynik, dbałość o marketing sportowy, to prywatne firmy chcą się pokazywać w przestrzeni sportowej. My chcemy doprowadzić do sytuacji, w której nie będziemy prosić o jałmużnę, ale stworzymy warunki, w których różne marki będą chciały się pokazać. Chcemy być prekursorem takich zmian w siatkówce i całym sporcie w Polsce. Wielu ludzi do sportu nie podchodzi biznesowo, a klub jest firmą, która musi dobrze funkcjonować.

Awans do PlusLigi do cel obowiązkowy na zbliżający się sezon?
Nie. Chcemy awansować do play-off, ale do PlusLigi musimy się przygotować finansowo i organizacyjnie. A jeśli zawodnicy pozytywnie nas zaskoczą, to zrobimy wszystko, żeby im dorównać (uśmiech).

Jak udało się ściągnąć Marcela Gromadowskiego?
Już w poprzednim sezonie trochę z nami trenował. Wracał wówczas po kontuzji. Cały czas mieliśmy kontakt. Tak od słowa do słowa… Tu zaczynał swoją karierę, więc dla niego to pewnie taka wisienka na torcie. To jednak nie jest absolutnie jego emerytura.

Na jakim etapie jest afera podsłuchowa z trenerem Lebiodą?
Postępowanie się toczy. Dla obu stron sprawa jest chyba jasna. Zajęła się nią policja. Sami się zastanawiamy, jak do tego doszło. To nie było oczywiście miłe. Ewentualne konsekwencje będą naturalną rzeczą. Tyle.

I-ligowy budżet macie już zgromadzony?
Dopinamy go, ale jest dobrze. Cel mamy taki, by to startu ligi mieć już wszystko.

A Pan wiedział, że „pójdzie w dyrektory” po zakończeniu kariery?
Do Wrocławia przyjechałem z pomysłem, żeby otworzyć ze znajomymi knajpę. Zresztą mam to cały czas w głowie. Do trenerki nigdy mnie nie ciągnęło, ale jak całe życie grasz, to trudno odejść od sportu. Nie widziałem, że w tak krótkim czasie boisko zamienię na funkcję prezesa. Zawsze jednak widziałem w Gwardii potencjał. To marka, którą właściwie wszyscy znają. Postawiłem sobie za cel przywrócić wielką siatkówkę. Zawsze byłem indywidualistą, chciałem robić fajne rzeczy. Bodźcem była podróż „Maluchem” przez Europę, jaką odbyłem cztery lata temu ze znajomymi. Nazwaliśmy to „Wole(j)maluch”. Cała podróż okazała się medialnym szumem, a my pozyskaliśmy fajnych partnerów. To mnie popchnęło do dalszych działań. Chcemy z Gwardią wrócić do wielkiego grania. Podbić kiedyś nie tylko polskie parkiety, ale i może europejskie…? To długoterminowy cel.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Łukasz Tobys, prezes Gwardii: Gdyby nie my, drużyna przestałaby istnieć (WYWIAD) - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24