W 74. minucie trener Grzegorz Niciński zdecydował się desygnować do gry Marcusa da Silvę. A to był strzał w dziesiątkę. Brazylijczyk potrzebował zaledwie 104 sekund na strzelenie zwycięskiej bramki dla swojego zespołu. To było wejście smoka.
- Myślę, że daliśmy dziś kibicom dużo radości. Dla takich momentów warto żyć. Już dwa tygodnie temu wyleczyłem kontuzję. Chodziłem na rehabilitację codziennie i wychodzi na to, że opłacało się. Chciałem wrócić, ale powoli. Nie miałem zamiaru się „podpalać” - powiedział po meczu dla oficjalnej strony Arki Gdynia Marcus da Silva.
Da Silva w ostatnim czasie zmagał się z kontuzją. Nie było pewne, że w meczu przeciwko Cracovii trener Niciński da mu szansę. Ostatecznie jednak szkoleniowiec żółto-niebieskich postanowił zaryzykować. Czy kazał jednak Brazylijczykowi nieco się oszczędzać?
- Trener mówi do każdego, że trzeba dać z siebie sto procent, a nie żeby na siebie uważać. Jeżeli ja nie dam z siebie wszystkiego, to po prostu wejdzie na boisko inny chłopak - komentuje da Silva.
Napastnik Arki bardzo przeżywał poniedziałkowy pojedynek z Cracovią. Rywale żółto-niebieskich stwarzali sobie wiele dogodnych sytuacji do strzelenia bramki. Brakowało im jednak szczęścia i skuteczności.
- Nie jest łatwo oczywiście oglądać meczu z ławki, a zwłaszcza takiego, który jest bardzo ciężki. Nie jeden raz oglądałem już jednak spotkanie nawet w telewizji, jak chłopaki grali. Jakoś to przeżyłem, potem wyszedłem na boisko i zdobyliśmy trzy punkty - dodał Marcus.
Teraz Arka szykuje się do wyjazdowego spotkania z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski w ramach Pucharu Polski. Spotkanie to zaplanowane zostało na czwartek (godz. 17.30).
"Liga Mistrzów dwóch prędkości" problemem dla polskich klubów? Boniek: Ja bym się tym specjalnie nie podniecał
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?