Marek Kosicki: MWG ma swoje legendy, pisze nowe historie

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Marek Kosicki (pierwszy z prawej)
Marek Kosicki (pierwszy z prawej) tourofmalopolska.eu
Marek Kosicki od 50 lat jest dyrektorem Małopolskiego Wyścigu Górskiego. W czwartek rusza 61. edycja tej imprezy.

W czwartek startuje Małopolski Wyścig Górski, to największy wyścig w Polsce?

Pod względem liczby startujących zawodników na pewno. Od trzech lat mamy najwięcej kolarzy, zagranicznych ekip, z największej liczby krajów, a zawodnicy wywodzą się z kilkudziesięciu krajów.

Trudność organizacji imprezy więc wzrasta.

Tak, wiele ekip przylatuje, trzeba ich odebrać z lotniska, są bez swoich samochodów, które trzeba im zapewnić. Te europejskie teamy mają swoją flotę, ale innym trzeba pomóc. To góra sprzętu, z 10 osób obsługi.

Co jest magnesem, że tak chętnie przyjeżdżają na MWG?

Nie chcę być nieskromny, ale to jest dobra organizacja, na pewno ciekawe trasy. Byłem sędzia międzynarodowym 25 lat, organizatorem wyścigu jestem od 50, wiem czego potrzebują kolarze. Na świetnych trasach mogą się oni przygotować do mistrzostw krajowych. Małopolska policja zabezpiecza wyścig najlepiej na świecie, tylko wielkie toury są podobnie zabezpieczone. Zawodnicy bardzo to sobie cenią, czują się bezpiecznie. Dział urok Małopolski, piękne miejsca. Jeśli poprowadzi się trasę po ciekawych miejscach, to wszystkim się to podoba. Wyścig jest ciekawie ułożony, sędziów muszę pochwalić z świetna pracę. Wyniki są natychmiast, a każdy z dyrektorów sportowych dostaje je bardzo szybko na swój telefon. Ekipy rozmawiają ze sobą i idzie fama, że na nasz wyścig warto przyjechać. Rośnie więc góra zgłoszeń. Jestem osoba lojalną, po każdej edycje obiecuję, że jak tylko teamy będą chciały przyjechać za rok, to mają zagwarantowane miejsce.

Działa pan 50 lat? Jak zaczęła się przygoda z kolarstwem?

Ten wyścig organizuję od 50 lat, a zacząłem od sędziowania. Od wyścigu w 1971 o „Złoty Pierścień Krakowa”. Red. Frandofert z redakcji „Echa Krakowa” mnie ściągnął i tak już zostało. Kolarstwo było zawsze moim hobby i tak już zostało do dziś. Kolarzem byłem kiepskim. Wygrałem jeden wyścig dla niezrzeszonych, potem startowałem w barwach LZS Jasło, ale zająłem dalekie miejsce w wyścigu, a dwóch kolejnych nie ukończyłem. Dałem sobie spokój. Potem zostałem prezesem Małopolskiego Związku Kolarskiego.

Wróćmy do MWG, wyścig obrósł legendami. Ryszard Szurkowski zszedł z roweru na „ścianie płaczu” czyli ulicy Kopernika w Wieliczce?

To legenda, która stworzyli dziennikarze. Ja tego nie widziałem, faktem jest jednak, że skończył ze ściganiem właśnie na naszym wyścigu. Nie chciał jeździć po bruku...

Wspomnień ma pan pewnie wiele, ale co się panu nasuwa od razu na myśl o tych 60 minionych edycjach?

Było mnóstwo oryginalnych zdarzeń. Pamiętam, że będąc młodym organizatorem przeżywałem mocno kraksy. Na początku mojej kariery podczas finiszu w Grybowie finiszował cały peleton. I była potężna kraksa. Bardzo to przeżywałem, byłem przerażony. A potem do popołudniowego odcinka, w tym samym dniu… przystąpili wszyscy kolarze. Sędziowałem z tysiąc wyścigów, na MWG jeżdżę tuż za sędziami prowadząc radio wyścigu. Każdego roku największe emocje wzbudza ostatnie 10 km ostatniego etapu podczas podjazdu na Przehybę. To kwintesencja kolarstwa. Jesteśmy chyba jedynym wyścigiem na którym po zakończeniu każdy kolarz ma inny czas, takie są różnice.

Jak jedna osoba może to wszystko ogarnąć logistycznie?

To jest tak, że nie ma sensu tworzyć sztabu, bo to kosztuje, a te środki można przeznaczyć na organizację. Jest grono ludzi, którzy pomagają mi w różnych sprawach, ale nie ma żadnej instytucji.

Sponsorzy to najtrudniejszy temat?

To nie tylko kłopot tego wyścigu. Tylko największe imprezy nie maja kłopotów. To też jest specyfika zainteresowania, tylko na największe imprezy przychodzi publiczność. Jak np. na Tour e Pologne, który sam się napędza. Nasz wyścig oglądają hobbyści, a dawniej były tłumy. Jednak mamy swoich widzów na trasie.

One są autorskim pomysłem?

Tak, znam doskonale Małopolskę, wiem, jak zrobić trasę, by było dobrze. Układam ją taktycznie, by najpierw były odcinki płaskie, a potem wjazd w góry. Chodzi o to, by peleton za bardzo się nie podzielił, bo potem jest kłopot z zabezpieczeniem grup przez policję. Staramy się być jak najmniej dotkliwi dla ruchu ogólnego. Odkryciem ostatnich kilku lat jest Przehyba.

MWG to pańskie „dziecko”. Ma pan następcę?
Mam 77 lat, jestem na emeryturze sędziowskiej od 7. Zastanawiam się skąd moje siwe włosy… Nie mogę sobie wychować następcy. Nie czekam więc, by ktoś przejął schedę po mnie. Młodzi ludzie nie za bardzo garną się do pracy za darmo. Organizacja wymaga sporego doświadczenia, na razie nikogo takiego nie widzę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marek Kosicki: MWG ma swoje legendy, pisze nowe historie - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24