Na szczęście, i koledzy z reprezentacji, i opolska publiczność, która w meczu z Holandią szczelnie wypełniła halę, przyjęli Wilfredo godnie i z uśmiechem. I bardzo dobrze, bo w czasach, gdy faszyzujący narodowcy pacyfikują równościowe demonstracje w Białymstoku, potrzeba nam poczucia, że jesteśmy jednak krajem ludzi tolerancyjnych i otwartych. Sport, a szczególnie siatkówka, daje szansę na takie spektakularne antyfaszystowskie postawy, bo przemocy, ani na boisku, ani na trybunach z definicji tam nie ma. Wracając do samego Leona, to jako główny bohater sobotniego meczu, także nie zawiódł. Może na boisku, jeszcze ciut mu brakuje do optymalnej formy, ale poza nim to prawdziwy zawodowy dyplomata. Nie powiedział niczego, czym mógłby dać pretekst tym, którzy nie chcieli go widzieć w biało-czerwonych barwach. Odwrotnie, po meczu dał medialny upust swojej autentycznej radości, że już jest Prawdziwym Polakiem, i co generalnie musi być dla nas bardzo smutne, o wiele prawdziwszym od tych wielu, urodzonych nad Wisłą.
Teraz już tylko zostaje zgrabne wkomponowanie Wilfredo do wyjątkowo szerokiej kadry Vitala Heynena i niech gra, ile tylko Bozia da zdrowia i sił, z pożytkiem dla Polski. A urodzaj w naszej męskiej siatkówce wyjątkowy i Heynen musi mieć niezły ból głowy z wystawieniem i zestawieniem optymalnej szóstki. A może, jak to w polskim przysłowiu, że „Od przybytku głowa nie boli”, Vital nie martwi się niczym? Może. Wkrótce przekonamy się w Gdańsku, podczas turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich w Tokio, czy nasz dziwaczny w minach i postawach trener rzeczywiście jest taki spokojny. Jak na razie wszystko idzie mu jak z płatka i jego liczne niezrozumiałe złości i fanaberie uchodzą mu na sucho. Wszak jak może być inaczej? Dopóki wygrywa, wszystko jest ok.
Polska siatkówka to dzisiaj światowa potęga i nasz flagowy produkt w kategorii sportowego PR. To przykład dobrej polskiej roboty, inteligencji i konsekwencji działaczy, talentu trenerów i siatkarzy, cierpliwości sponsorów. Słowem powód do dumy. A wszystko, symbolicznie zaczęło się w 1997 roku od zwycięstwem juniorów Irka Mazura w MŚ w Bahrajnie i trwa do dzisiaj. Trzeba jednak pamiętać, że żadne imperium w historii świata nie było wieczne. I teraz, w dniach wielkiej chwały polskiej siatkówki, otrzymaliśmy symboliczny sygnał także z Bahrajnu, także z MŚ juniorów. Nasza reprezentacja zajęła tam ledwie 11. miejsce, najgorsze w historii startów. A więc ciesząc się z polskiego Leona, pamiętajmy że pycha zawsze kroczy przed upadkiem.
Szeremeta odrzuciła pół miliona
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?