Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Pudzianowski: - Mój rywal ma 10 procent szans

pas
W sobotę gala KSW 39 na PGE Narodowym.

Show, które zacznie się od godz. 19, ma być realizowane z 14 kamer. Obejrzeć ma je 56 tysięcy widzów, co sprawi, że będzie to największa gala w historii MMA, większa od tych przygotowanych przez UFC. W jednej z walk wieczoru zmierzą się dwaj byli strongmani Mariusz Pudzianiowki i Tyberiusz Kowalczyk. Bez wątpienia będzie to starcie dwóch najsilniejszych zawodników MMA, jacy pojawili się w okrągłej klatce KSW.
Trochę jest pan zdyszany.
Mariusz Pudzianowski: Bo właśnie skończyłem trening. Nie można odpuścić, zrobić przerwę. Niczego nie wolno zaniedbać. Normę trzeba zrobić, a potem wziąć się za pracę.
W jakiej jest pan dyspozycji przed walką z Tyberiuszem Kowalczykiem?
Jak trenujesz systematycznie, to efekty muszą być, nie ma innej możliwości. Trzeba robić swoje. W przygotowaniach jest pewien standard, schemat, który się powtarza, a to dlatego, że do tej pory się sprawdził. Podobnie było, gdy walczyłem w strongmanach.
Kowalczyk to groźniejszy przeciwnik do Popka?
Trudno jednoznacznie powiedzieć. Każdy przeciwnik jest inny. Nie można dać się ponieść emocjom. Trzeba walczyć spokojnie, rozważnie, czekać na błąd przeciwnika. Nie zamierzam tego przegrać.
Obaj jesteście byłymi strongmenami.
Tak, wywodzimy się z tego samego koszyka. Wiem, czym jest on przesiąknięty. Nie jest łatwo ze strongmana stać się zawodnikiem MMA. Mam więcej doświadczenia. Wiem, ile pracy kosztuje, żeby sportowej przeszłości nie było widać.
Czyli Tyberiusz jest bez szans?
Każdy zawodnik, nawet najgorzej przygotowany w ciągu pierwszych dwóch minut może mieć swoją szansę. Ale ja nie dam się łatwo złapać. Wiem, że po tych dwóch minutach zaczyna się prawdziwe MMA. Żeby znokautować zawodnika wagi ciężkiej, nie trzeba mieć aż tak wielkiej siły. Wystarczy, że ktoś przykładowo bierze 100 kg na klatkę piersiową. A jak podnosi 200 kg, to już nie ma większego znaczenia. Sztanga nie bije. Jak będzie trzeba, to się z Tyberiuszem poboksujemy. Być może... potarzamy.
Jak procentowo ocenia pan szanse swoje i przeciwnika?
90 do 10. Niespodzianek nie powinno być. Tak było też w starciu z Popkiem. Wiedziałem, że wygram, jeśli nie popełnię jakiegoś prostego błędu. I tak się stało.
Nie będzie błyskawicznego zwycięstwa?
Życie mnie nauczyło, że szybko, nie znaczy dobrze. Gdy jeszcze byłem strongmenem, byłem perfekcyjnie przygotowany i chciałem ustanowić rekord w przenoszeniu kul, Robiłem to za szybko i one lądowały za podestem. Gdybym podszedł do tego spokojniej, rozważniej, kule byłyby na podeście, ja bym wygrał i miał rekord świata. Za silny byłem, za bardzo i za szybko chciałem.
Ma pan teraz potrzebne doświadczenie.
Mam, tego się nie kupi. To trzeba nabyć latami sportowej rywalizacji.
Zastanawia się pan nad końcem kariery?
Zdrowie mam, chęci mi nie brakuje, trenowanie sprawia mi przyjemność. Nie mam kontuzji, nic mnie nie boli. Ja tylko mogę, nic nie muszę. Jestem spełniony. Sportem się bawię. Lubię jak buzuje adrenalina. To mnie wciąż wciąga. Dlatego nie stawiam sobie sztucznych barier. To może być rok, może krócej, może dłużej. Jak przestanie mnie to bawić, na pewno dam sobie spokój i zajmę się czymś innym. Zna mnie pan trochę lat. Wie, że podchodzę poważnie do tego, co robię. Bez taryfy ulgowej.
Ponad 50 tysięcy kibiców na Stadionie Narodowym. To robi na panu wrażenie?
Dziś to już nie ma znaczenia. Na zawodach strongmanów w Łodzi w Hali Sportowej było 10 12 tysięcy dopingujących widzów. Swoje już przeżyłem, doświadczyłem. To zachłyśnięcie się pełnymi trybunami jest już poza mną. Rozgorączkowany, pełen emocji tłum jest gdzieś daleko, całą uwagę skupiam na walce.
Ten rekord publiczności pokazuje, że MMA i gale KSW zyskują coraz większą popularność.
Dołożyłem 20 groszy do popularyzacji tej dyscypliny. Nie będę krył, mam z tego powodu satysfakcję.
Ma pan czasu na bywanie na targach motoryzacyjnych, branie udziału w programach rozrywkowych.
Sport jest dodatkiem do życia, a nie odwrotnie. Rozwijam nowy biznes
Jaki?

Budowa hal przemysłowych. To bardzo wciągające i zajmujące. Zawsze jednak muszę znaleźć pół godziny na trening.
Po walce wybierze się pan na wakacje, powiedzmy do Miami?
Nie da się ukryć, po walce trzeba odpocząć. Za Wielką Wodę się jednak nie wybieram. Za dużo mam zajęć i obowiązków tu w Polsce. Co nie znaczy, że nie robię sobie wolnego weekendu. Wsiadam w samochód i ruszam w góry czy nad morze. Dyskretnie. Z daleka od zgiełku, tłumów, codziennych problemów. Nie samymi pracą i sportem człowiek żyje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mariusz Pudzianowski: - Mój rywal ma 10 procent szans - Express Ilustrowany

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24