Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Abramowicz: Gdyby wszystko zależało ode mnie, to zostałbym w Śląsku [ROZMOWA]

Jakub Guder
Mateusz Abramowicz z narzeczoną - sylwestra spędzili na Wyspach Kanaryjskich
Mateusz Abramowicz z narzeczoną - sylwestra spędzili na Wyspach Kanaryjskich fot. facebook
Rozmowa z Mateuszem Abramowiczem, bramkarzem Chrobrego Głogów, który w ekstraklasie debiutował w barwach Śląska Wrocław u Romualda Szukiełowicza i wciąż wierzy, że niedługo znów zagra wśród najlepszych.

Ostatni raz rozmawialiśmy, gdy grałeś jeszcze w Śląsku Wrocław. Od tego czasu w życiu Mateusza Abramowicza zaszło wiele zmian. Wtedy byłeś singlem…
No tak – oświadczyłem się. W końcu przyszła i na mnie kolej (śmiech). Wydaje mi się, że już wtedy byłem zaklepany, bo zacząłem się spotykać z moją Darią. 26 lat to już taki „czas ostateczny”, a nie lata młodzieńcze.

Jak życie w Głogowie? To musi być duża zmiana: zamienić Katowice, w których była presja awansu, a spokojną atmosferę Chrobrego.
Faktycznie – w Katowice to była presja: kibice, wielkie miasto, 13 lat bez ekstraklasy. Ciśnienie było tam potężne. Ja akurat jakoś sobie z tym radziłem. Tutaj presja jest inna, także ze strony kibiców. Tradycje też są trochę mniejsze niż w „Gieksie”. Nie tym się jednak kierowałem. Pieniędzmi też nie. Znałem tu trenera bramkarzy…

No właśnie – trafiłeś przez niego do Śląska Wrocław.
Dokładnie. Historia się trochę powtórzyła. Znów wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Nie chciałem zostać już w Katowicach. Z ich strony też nie było żadnych rozmów. Pojawiły się jakieś propozycje z ekstraklasy, ale to wszystko się przeciągało, a ja chciałem spokojnie, bez kontuzji przez rok popracować i podbudować się zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Czuję się tu nieźle. To nie to samo co Katowice. Mam się tu dobrze, robię swoje. To był trafny wybór.

Dlaczego nie chciałeś zostać w Katowicach?
Kiedy przyszedł trener Paszulewicz, to w ciągu okienka transferowego zmieniło się 14 czy 15 zawodników. Z Jednej strony szkoda mi było tych dwóch lat, ale gdybym został, to w szatni byłby trzech-czterech ludzi, którzy byli ze mną przez ten czas w drużynie. No i presja kibiców. Ja sobie z tym radziłem, ale to nie pomaga, gdy kibice wchodzą ci po meczu do szatni. Kiedy masz młody zespół, który się buduje, to nie jest dobre dla budowania kolektywu. Gdy chodzi o samo miasto, to super nam się mieszkało z narzeczoną. Dorze wspominam ten czas, ale coś tam wygasło.

Nie czułeś się bezpiecznie, gdy kibice wchodzili do szatni?
Ja nie miałem nigdy z nimi problemów. Nawet lubiłem tę nagonkę. Nakręcało mnie to, ale to przeszkadzało drużynie. No i ta wymiana kadr. Kiedy odszedłem do Chrobrego, to nie miałem właściwie nawet do kogo zadzwonić. Poza tym słyszałem, że ma przyjść Mariusz Pawełek. Do zdrowia wracał też Sebastian Nowak. Myślałem, że może zaczepię się w ekstraklasie, ale tak się nie stało. Zadzwonił za to Mariusz Bołdyn, którego znam prywatnie, a który w Chrobrym jest trenerem bramkarzy. Długo się nie zastanawiałem. Stwierdziłem, że taki ruch mi się przyda.

Masz na liczniku 10 spotkań w ekstraklasie. Apetyt pewnie jednak dużo większy.
Do Śląska nie chcę wracać. Nie chcę mówić o kulisach rozmów między mną, klubem a moim agentem. Oddzieliłem to grubą kreską. Szkoda mi tego. Gdyby wszystko ode mnie zależało, to chciałbym zostać na dłużej we Wrocławiu. To było moje marzenie – zagrać w ekstraklasie w barwach WKS-u. Nie cofnę jednak czasu. Ambicję mam jednak taką, żeby więcej zagrać w najwyższej lidze. Zresztą GKS to był przystanek, z którego poprzez awans mogłem się zabrać do elity. Nie wyszło. Wybierając Chrobrego wiedziałem, że tu wykonam dobrą robotę. W tabeli za wysoko nie jesteśmy, ale ze swojej postawy mogę być chyba zadowolony. Walczę o powrót do ekstraklasy. Nie jestem minimalistą. Kto mnie zna, ten wie, że „Abrama” zadowoli mały epizod w Śląsku.

Nie chcesz mówić o rozstaniu ze Śląskiem, ale głosy są takie, że „Abramowicz chciał za dużo pieniędzy”.
Ci, którzy mnie znają, poskładają sobie w całość tę całą historię. Gdybym chciał od Śląska takich ogromnych pieniędzy, to nie poszedłbym do I ligi, tylko szukał pracy gdzieś zagranicą. Wiele spraw tam nie było zależnych tylko ode mnie. Żałuję tylko, że wówczas nie miałem takiego doświadczenia, jak mam teraz. Przez te trzy lata wiele się nauczyłem. Może powinienem wtedy wziąć sprawy w swoje ręce.

A masz jeszcze kontakt z trenerem Szukiełowiczem?
Przez kilka miesięcy kilka razy do siebie dzwoniliśmy. Teraz wymieniamy SMS-y. Jeszcze raz wielkie wyrazy uznania dla niego za to, że dał mi zadebiutować. Żaden inny trener nie dałby mi szansy. Docenił moją pracę. Gdyby nie on, to może nie trafiłbym do takiego klubu jak GKS.

Jak po zimie w Głogowie? Dużo optymizmu?
Tak. Ja trochę podchodzę do tego z dystansem. Musimy wyciągnąć jak najwięcej wniosków z rundy jesiennej, bo powinniśmy mieć więcej punktów. Teraz trzeba skupić się na ostatnich szlifach. Liga rusza za trzy tygodnie, wszyscy są u nas zdrowi, ciężko pracujemy. Jestem spokojny o nasza pozycję. Wzmocniliśmy się – przyszedł Mikołaj Lebedyński, z którym grałem w Katowicach. Wrócił Mateusz Machaj. Ta dwójka wniesie wiele jakości.

Do Wrocławia wpadanie z narzeczoną, jak jest dzień wolnego?
Oczywiście. Ostatnio byliśmy na zakupach. Wcześniej na jarmarku bożonarodzeniowym, bo to już taka nasza tradycja. Rodzice też się cieszą, bo teraz mam 70 km. W niedzielę jeździmy do nich na obiad.

Na koniec zdradź, jak przygotowania do ślubu? Data już jest?
Nie, jeszcze nie (śmiech). Czekamy na to, co wydarzy się latem. Kontrakt mam w Chrobrym do końca sezonu. Gdzie będę później – może nadal w Głogowie. Nie wiem. Zobaczymy. Dajemy sobie trochę czasu.

Gdy chodzi o pieniądze w świecie sportu, to tu zmienia się niewiele - wciąż najwięcej pisze się o dolnośląskich tenisistach i żużlowcach. Tak przynajmniej wynika z rankingu najbardziej medialnych sportowców w regionie, który już po raz drugi firma Pentagon Research przygotowała dla „Gazety Wrocławskiej”.To zestawienie swój debiut miało przy okazji wyboru najlepszego sportowca 2017 roku na Dolnym Śląsku. Przedstawiliśmy Pentagon Research listę nominowanych do tej nagrody, a tam fachowcy policzyli, ile razy pisano w minionym roku o danym sportowcu i jakie artykuły na jego temat wypracowały ekwiwalent reklamowy. Innymi słowy - ile były warte teksty na ich temat. Tak powstała lista najbardziej medialnych sportowców na Dolnym Śląsku.Prezentujemy ten sam ranking, ale za rok 2018. Kilka nazwisk się powtarza, kilka w nim debiutuje. W sumie pierwsza dwudziestka wypracowała ekwiwalent wyższy o ok. 8,5 mln zł.Wygrał - tak jak przed rokiem - Maciej Janowski, żużlowiec Betardu Sparty Wrocław, co pewnie jest ewenementem na skalę światową. Wszak „najlepsza żużlowa liga świata” - jak lubimy mówić o naszej PGE Ekstralidze - jest de facto... jedyną poważną na świecie. Tylko u nas, jeżdżąc po owalu, można zarobić takie pieniądze. Wysoko są tenisiści - Hubert Hurkacz i  Łukasz Kubot, co raz jeszcze podkreśla prestiż tego sportu na świecie. Wciąż problemy ze zmonetyzowaniem sukcesów mają lekkoatleci, ale też - co dziwne - Aleksander Śliwka, siatkarski mistrz świata, który wygrał nasz plebiscyt na sportowca roku na Dolnym Śląsku. Ten problem dotyczy właściwie wszystkich przedstawicieli gier zespołowych, w tym także piłkarzy.Prezentujemy pierwszą dwudziestkę naszego rankingu. Po kwocie ekwiwalentu w nawiasie pozycja z ubiegłego roku, jeśli sportowiec znalazł się w zestawieniu za rok 2017.DO KOLEJNYCH POZYCJI MOŻESZ PRZEJŚĆ ZA POMOCĄ STRZAŁEK

Najbardziej medialni sportowcy na Dolnym Śląsku 2018 [TOP 20]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Mateusz Abramowicz: Gdyby wszystko zależało ode mnie, to zostałbym w Śląsku [ROZMOWA] - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24