Mikołaj Smyłek: Młodzi zawodnicy bawią się w „piłkarzy”. Nie wszyscy skupiają się na grze i doskonaleniu siebie

Daniel Sałek
Mikołaj Smyłek w bramce Stali Stalowa Wola
Mikołaj Smyłek w bramce Stali Stalowa Wola Archiwum
Pierwsze są kontrakty i pieniądze. Nie wszyscy skupiają się na grze i doskonaleniu siebie, a raczej na bawieniu się w „piłkarza” – mówi zawodnik Stali Stalowa Wola Mikołaj Smyłek, który w przeszłości reprezentował barwy Legii Warszawy, Pogoni Siedlce, holenderskiego MVV Maastricht.

Podczas ostatniego weekendu wygraliście trudne spotkanie z Podhalem Nowy Targ. Takie spotkania budują i utwierdzają, że będziecie walczyć o awans do eWinner 2 ligi?
Na pewno, dobrze wiemy ze drużyna z Podhala to solidny zespół, który co roku uznawany jest za jednego z faworytów do wygrania tej ligi. Zwycięstwo z nim dodatkowo motywuje i buduje mentalnie nasza drużynę. Skupiamy się na każdym meczu, krok po kroku. Mam nadzieje, że złapiemy serie zwycięstw i będziemy cały czas liczyć się w grze o najwyższy cel.

Czy klub z takim zapleczem, kibicami jak Stal nie powinna z automatu mieć jeden cel – awans?
Każdy z nas o tym marzy. W tamtym roku był mocno nadmuchany balonik i nie do końca wyszło tak, jak chcieliśmy. W tym roku skupiamy się na najbliższym wyzwaniu, czyli wygraniu każdego kolejnego meczu.

Po „zawirowaniach” z ostatniego sezonu wychodzicie na prostą? Bo to co działo się wokół klubu - zmiany prezesów, trenerów - wpływało na waszą postawę na boisku?
Wiadomo, że takiej stabilności nie pomaga. Jednak nie zrzucałbym na to całej winy z poprzedniego sezonu. Na boisku jesteśmy my i to od nas najwięcej zależy. Mam nadzieje, że jest to już za nami i teraz spokojnie i czystą głowa będziemy mogli przygotowywać się do każdego następnego spotkania.

W obecnym sezonie pięciokrotnie już zachowałeś czyste konto. Z każdym meczem czujesz się pewniejszy interwencji swoich defensorów?
Oczywiście. Każdy mecz "na zero" buduje defensywę i zespól. Przed każdym kolejnym spotkaniem powtarzamy sobie, żeby przede wszystkim nie stracić bramki. Liczę, że będzie dużo więcej takich występów.

Duża w tym zasługa trenera Łukasza Surmy, który powoli układa wasz zespół. Czuć jego doświadczenie?
Tak. Mało kto ma takie doświadczenie z polską piłką jak trener Surma (najwięcej występów w ESA – 559 spotkań przy. red.). Relacje miedzy trenerem, a szatnia są bardzo dobre, co jest niezbędne do osiągnięcia celu. Przekazuje nam dużo taktycznych uwag na temat ustawiania się na boisku, zarówno w obronie jak i w ataku.

Jest trenerem nowego pokolenia. Dużą uwagę zwraca na mentalność w piłce?
Tak. Niedawno sam skończył grać w piłkę na najwyższym poziomie, wiec zdaje sobie sprawę, jak ważna w sporcie jest głowa i odpowiednie nastawienie. Często mówi jak powinniśmy podchodzić do każdego treningu, meczu i co może nas zaskoczyć na boisku. Przestrzega żebyśmy byli zawsze możliwie najlepiej przygotowani.

Jakie są największe różnice między treningiem w polskim klubie a zagranicznym?
Porównam to z holenderska drugą ligą, w której byłem. Przede wszystkim mniej stawiali na fizyczność. Nie mieliśmy dużo zajęć w siłowni, a jak już były to na zasadzie dynamicznego podnoszenia niedużych ciężarów. Bardziej żeby pobudzić organizm. Na boisku zajęcia odbywały się tylko z piłką. Nie powiem żeby nie przywiązywali uwagi do poprawiania wytrzymałości, ale zawsze to było robione w formie gier lub schematów zakończonych strzałem na bramkę. Bardzo dużo było gier na skróconym polu, z dużą ilością zawodników, aby myśleć i szybko reagować. Każda z tych gier odbywała się na maksymalnie dwa kontakty.

Zawodnicy mieli więcej piłkarskiego luzu podczas spotkań ligowych? Zauważyłeś taką różnice?
Wydaje mi się. że tak. Szybciej reagowali i szybciej adoptowali się do sytuacji boiskowych. Kiedy dostawali piłkę, wiedzieli, co chcą z nią zrobić przez co gra jest płynna i szybsza.

Miałeś przyjemność grać z kilkoma dobrymi zawodnikami. Kto zrobił na tobie największe wrażenie?
Jak przychodziłem do Legii i wchodziłem do młodej ekstraklasy, a później do rezerw, wiele razy byłem zapraszany na treningi pierwszego zespołu Legii i zapamiętałem Rafała Wolskiego. Świetnie panował nad piłka, a jeśli chodzi o moją pozycję, to bardzo imponował mi Kuba Szumski. W Holandii bardzo dobrym zawodnikiem był Florian Loshaj, obecnie zawodnik Cracovii i wypożyczany w tamtym okresie z Arsenalu Londyn Kelechi Nwakali.

Który z twoich kolegów z szatni mógł zrobić większą karierę?
Wielu piłkarzy w Legii z którymi grałem miało papiery na duże granie. Jednak ich losy nie potoczyły się tak, jak by chcieli lub planowali. W każdej szatni są wyróżniający się zawodnicy którzy poradziliby sobie na wyższym poziomie. Czasem nie robią wszystkiego, żeby na ten poziom wskoczyć, a czasem może brak odpowiedniej ilości szczęścia.

Często w większych akademiach piłkarskich zawodnikom uderza „sodówka” przez to ich rozwój staje w miejscu?...
Tak, pierwsze są kontrakty i pieniądze. Nie wszyscy skupiają się na grze i doskonaleniu siebie, a raczej na bawienie się w „piłkarza”. Często jest tak, że zadowalają się tym, iż są w dużym klubie i osiągnęli to, co chcieli. W piłce wszystko się zmienia. Jednego dnia jesteś w na przykład w Legii, a później kontrakt się kończy i lądujesz w niższych ligach, z których wybić się nie jest tak łatwo.

Duży wpływ na kariery mają agencję piłkarskie? Dobry agent równa się dobry klub?
Bardzo duży. Można postawić takie równanie, bo jeśli dobrze się prezentujesz na boisku, to często kluby będą się tobą interesować, ale agent zadba, żebyś trafił do najlepszego klubu, który według niego da ci najwięcej szans na rozwój. Czyli taki agent, który nie zadowoli się jedną prowizją, tylko będzie chciał mieć coraz większe prowizje z twoich transferów. Agent, który będzie patrzył na twój rozwój, bo zdaje sobie, że im większy rozwój, tym większe jego honorarium. Często jednak agenci blokują piłkarzy poprzez kierowanie się tylko swoim dobrem, a nie wspólnym.

Przed wami bardzo ważny i ciężki mecz z Łagowem. Nastawiacie się w jakiś szczególny sposób do tego spotkania?
Raczej nie. Wiemy, że Łagów jest bardzo silną drużyną. Jedziemy na ciężki teren, ale będziemy chcieli przywieźć trzy punkty i pozostać w czubie tabeli.

Na Podkarpaciu jesteś już drugi rok, zadomowiłeś się tutaj?
Tak, pochodzę z Lublina, także mam niedaleko do Stalowej Woli. Moja narzeczona pochodzi z okolic Rzeszowa, także Podkarpacie jest mi bardzo dobrze znane. Dobrze czuje się w Stalowej Woli, to duże miasto, w którym jest wszystko, co potrzeba.

Bo lubisz robić w wolnej chwili?
Spędzam czas na dobrym serialu lub książce. Jak mam trochę więcej wolnego, to wracam do domu rodzinnego lub podróżuję. Lubię jeździć w nowe miejsca i spędzać aktywnie czas na zwiedzaniu.

Po jakie gatunki seriali i książek najchętniej sięgasz?
Po thrillery, mogą być też przygodowe. Lubię serie książek Dan’a Browna, tego co napisał Kod Da Vinci oraz Anioły i Demony. Są to chyba moje ulubione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mikołaj Smyłek: Młodzi zawodnicy bawią się w „piłkarzy”. Nie wszyscy skupiają się na grze i doskonaleniu siebie - Nowiny

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24