– Jesteśmy dumni z Aleksandry Mirosław, duma nas wręcz rozpiera – rozpoczął Jarosław Stawiarski, marszałek województwa lubelskiego. – Wspieramy panią Aleksandrę od kilku lat i to są najlepiej wydane przez nas pieniądze. Teraz myślimy o nagrodzie dla pani Aleksandry za olimpijskie złoto. Ta będzie wynosiła 150 tysięcy złotych. Tyle wstępnie zarząd przeznaczył dla najlepszej sportsmenki województwa lubelskiego Anno Domini 2024. W najbliższym czasie czek zostanie wręczony – dodał.
Po złoto paryskich igrzysk Aleksandra Mirosław sięgnęła 7 sierpnia. Od tego czasu minęły już ponad dwa tygodnie, ale czasu na odpoczynek zawodniczka zbyt wiele nie miała.
– Te dwa tygodnie były bardzo intensywne. Miałam różne spotkania i zobowiązania. Dużo się działo. Czas na odpoczynek tak naprawdę dopiero przychodzi, właśnie teraz gdy wróciłam do Lublina. Nawet przez kilkanaście dni pomieszkam trochę w domu, co jest dużym sukcesem – mówiła podczas spotkania w urzędzie. Wspomnienia z Francji cały są żywe. – Lubię wracać do tych zdjęć i filmów z Paryża, bo chciałabym żeby ta chwila trwała wiecznie. Zwłaszcza ten moment stania na podium i słuchania Mazurka Dąbrowskiego – wyjaśnia.
Polska spider-woman po wywalczeniu złota olimpijskiego na swoim koncie ma już wszystkie najważniejsze tytuły. Jest bowiem także mistrzynią Europy i świata.
– Mogę nazwać się sportowcem spełnionym, ale cały czas mam trochę do zrobienia. Już powoli wyznaczamy sobie cele na kolejne sezony – deklaruje, jednocześnie dodając, że motywacji na pewno jej nie braknie. – Igrzyska w Paryżu zamknęły bardzo długi i wymagający czas, ale to nie znaczy, że nie da się zrobić czegoś więcej. W sporcie są zawsze wyzwania, zawsze znajdzie się coś nowego. Tytułów nigdy za mało – komentuje.
Oprócz medali Aleksandra Mirosław jest też rekordzistką świata. W Paryżu dwukrotnie poprawiła wcześniejszy rekord, także należący do niej (6,24 sekundy). Najpierw podczas eliminacji 15-metrową ściankę pokonała w 6,21, a następnie w 6,06 sekundy.
– Wiem, że już tam realne było złamanie granicy sześciu sekund, ale nie było to konieczne do tego, aby wygrać. A ja przede wszystkim skupiałam się na tym, aby wygrać. Kiedyś Irena Szewińska powiedziała, że rekordy zmieniają się cały czas, a tytuły zostają do końca życia. Jest w tym dużo racji – zauważa Aleksandra Mirosław.
Po kwalifikacjach była jeszcze większą pretendentką do złota, więc spoczywała na niej ogromna presja. Sprint jednak ma do siebie to, że nawet najmniejszy błąd może pozbawić medalu.
– Presja to przywilej. Presję mają tylko ci najlepsi, dlatego fakt, że byłam stawiana w gronie kandydatek do złota było dla mnie wyróżnieniem. To ogromna satysfakcja, bo to się nie wzięło znikąd. Pracowałam na to wiele lat. A co mi pomogło? Wyciszenie się, zmniejszenie aktywności medialnej, przygotowywanie się w spokoju i bycie w swoim świecie – wyjaśnia złota medalistka.
W tym roku planów startowych już nie ma. Przygotowywać się będzie natomiast do kolejnego sezonu, oczywiście u boku męża a jednocześnie trenera Mateusza.
– Dzięki temu, że nasze życie prywatne łączy się z życiem zawodowym, jesteśmy mistrzami komunikacji. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać. Wszystkie problemy rozwiązujemy na bieżąco. Jesteśmy wdzięczni, że wszystkie chwile: i te piękne i te trudniejsze, możemy ze sobą dzielić – mówi Aleksandra Mirosław, która przez długi wspinaczce nie mogła poświęcić się w pełni. Ta nie była bowiem sportem olimpijskim, warunki do treningów też do dobrych nie należały. – Warunki bardzo się zmieniły. Na dzień dzisiejszy niczego mi nie brakuje, jeżeli chodzi o warunki treningowe i zabezpieczenie budżetu – cieszy się zawodniczka. – Do 25. roku życia łączyłam treningi z pracą i studiami. Nie był to łatwy okres, ale jestem za niego bardzo wdzięczna. Dzięki temu doceniam to miejsce, w którym jestem aktualnie – kończy.