Natalia Kaczmarek: Nie jestem zaskoczona, że po powrocie z RPA pobiłam rekordy życiowe (ROZMOWA)

Dawid Foltyniewicz
Paweł Relikowski
– Towarzyszyły nam takie emocje, że na dobrą sprawę nie potrafię sobie przypomnieć zbyt wiele z tamtych chwil. Samego biegu po złoto naprawdę nie pamiętam, a to, co wydarzyło się później, było po prostu niczym piękny sen – mówi w rozmowie z nami Natalia Kaczmarek, złota i srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w Tokio w sztafecie mieszanej i żeńskiej (400 metrów) oraz triumfatorka 69. Plebiscytu Gazety Wrocławskiej na Sportowca Roku na Dolnym Śląsku.

Po zdobyciu złota w Tokio powiedziała Pani, że dla całej waszej sztafety był to duży szok. Zwycięstwo w naszym plebiscycie było natomiast dla Pani jakimkolwiek zaskoczeniem?
Bez wątpienia byłam zaskoczona, bo przyszło mi rywalizować z 24 innymi utytułowanymi sportowcami. Naprawdę nie wiedziałam, czy wygram. O zwycięstwo walczyli też m.in. indywidualni medaliści igrzysk olimpijskich, więc to dla mnie tym bardziej miłe, że zostałam wyróżniona przez kapitułę plebiscytu.

W pewnym sensie triumfuje dziś Pani dwukrotnie, ponieważ w kategorii trenerów wygrał Pani szkoleniowiec, Marek Rożej. Jak układa się wasza blisko sześcioletnia współpraca?
Zaczęła się ona dość przypadkowo, ale jak pokazuje nasz staż – był to bardzo dobry przypadek. W 2016 roku skontaktował nas ze sobą Marek Plawgo. Nasza współpraca przebiega naprawdę bardzo dobrze, co widać zresztą po samych wynikach. Mam więc nadzieję, że będzie ona jeszcze długo trwała.

Dziś do Pani kolekcji dołączyła kolejna nagroda. Ma Pani w domu specjalne miejsce na trofea? A jeśli tak, to czy znajduje się tam wciąż sporo wolnej przestrzeni?
Miałam taką półkę, natomiast zważywszy na remont, musiałam ją opróżnić i mocno zweryfikować, które nagrody mają dla mnie największą wartość i powinny być wyeksponowane. Pozostałe zostały schowane gdzie indziej, aby zrobić przestrzeń dla kolejnych ewentualnych nagród. Mam nadzieję, że przyda się na nie jeszcze sporo wolnego miejsca...

Wracając z kolei do igrzysk w Tokio, momenty zdobywania medali dobrze zachowały się w Pani pamięci czy emocje doprowadziły do tego, że dziś trudno odtworzyć te wspomnienia?
Zdecydowanie towarzyszyły nam takie emocje, że na dobrą sprawę nie potrafię sobie przypomnieć zbyt wiele z tamtych chwil. Samego biegu po złoto naprawdę nie pamiętam, a to, co wydarzyło się później, było po prostu niczym piękny sen. Na pewno dużo krzyczeliśmy, ogromnie się radowaliśmy – akurat tego jestem w stu procentach pewna.

Wieści w wiosce olimpijskiej zapewne szybko się rozchodziły. Jak pozostali polscy olimpijczycy witali Panią oraz Pani kolegów i koleżanki po zdobyciu medali?
Gdy ktokolwiek z polskiej ekipy wracał z medalem, praktycznie wszyscy, którzy byli akurat w wiosce olimpijskiej, czekali na niego z ogromną owacją – także i dla nas. Było to więc serdecznie miłe powitanie.

W Tokio przyszło wam rywalizować bez udziału kibiców. Czy mimo tego podczas zawodów i w wiosce olimpijskiej dało się wyczuć klimat sportowego święta?
Wbrew pozorom tak. Sama obecność wielkich postaci ze świata sportu sprawia, że igrzyska są jedyne w swoim rodzaju. Na pewno odczułam, że uczestniczę w wydarzeniu o randze międzynarodowej i ogromnym prestiżu. Brak kibiców na trybunach był jednak oczywiście najsmutniejszy. Żałuję także, że nie mogliśmy dzielić z nimi szczęścia w trakcie ceremonii medalowych. Mimo tego wróciłam z Tokio z bardzo dobrymi wspomnieniami.

Zwykło się mówić, że niektórych lekkoatletów paraliżuje ranga zawodów lub rywalizacja na ogromnych obiektach. Czy odczuwa Pani, że wraz z rosnącym doświadczeniem lepiej radzi sobie Pani z presją?
Faktycznie odczuwam, że z każdym rokiem radzę sobie z tym coraz lepiej, choć szczerze mówiąc, od początku mojej kariery nie miałam z tym większych problemów. Udział w jakichkolwiek zawodach nigdy nie okazywał się dla mnie paraliżujący. Myślę, że paradoksalnie brak kibiców w Tokio mógł mi pomóc, przez co mój stres był na pewno mniejszy. Trudno mi jednak jednoznacznie ocenić, ponieważ był to mój debiut na igrzyskach. Być może opowiem o tym coś więcej, jeśli za dwa lata uda mi się wystąpić w Paryżu.

Wspomina Pani, że brak kibiców mógł pomóc. Przełożenie igrzysk o rok również?
Myślę, że akurat w moim przypadku tak. Wciąż jestem młodym sportowcem i uważam, że przez najbliższe lata każdy kolejny rok będzie działał na moją korzyść, w każdym będę poprawiała swoje wyniki i będę się stale rozwijać. Taką przynajmniej mam nadzieję.

I wyraźnie widać to chociażby na początku 2022 roku. Pobiła Pani rekord Polski na 300 metrów (36,20) i życiowy na 400 metrów (51,58) w hali. Czuje się Pani w życiowej formie?
Czuję się bardzo dobrze i ostatnimi czasy biega mi się rewelacyjnie. Mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie uda mi się poprawić swoje wyniki na 400 metrów w hali i na stadionie. W kolejnych latach cały czas chcę notować progres, dlatego muszę naprawdę ciężko pracować.

Podczas ostatniego Copernicus Cup rewelacyjnie pobiegła zwłaszcza Femke Bol (50,64). Holenderka jest w Pani zasięgu?
Uważam, że jest świetną zawodniczką, już przed rokiem biegała na bardzo wysokim poziomie. W tym sezonie będzie naprawdę trudno jej dorównać. Nie jest jednak nie do pokonania. Pozostaje faworytką do złota tegorocznych mistrzostw świata, choć nie zdziwię się, jeśli wygra ktoś inny.

Gdyby Dolnośląską Galę Sportu zorganizowano w styczniu, zapewne nie byłaby Pani w stanie na nią dotrzeć, ponieważ wówczas przebywała Pani na zgrupowaniu w Republice Południowej Afryki. Czy w trakcie obozu zrealizowała Pani swoje cele treningowe?
Była to moja szósta wizyta w RPA, więc jestem już do tego przyzwyczajona. Wiedziałam, że dobrze mi się tam trenuje i że zwykle wracam stamtąd do Polski w bardzo dobrej formie. To, że po powrocie pobiłam swoje rekordy życiowe, nie jest więc dla mnie zaskoczeniem. Podejrzewam, że jeśli tylko będzie taka możliwość, w 2023 roku również pojedziemy z trenerem do RPA.

Najważniejszą imprezą tego sezonu będą lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Eugene i Portland. W jakie cele będzie Pani mierzyć w Stanach Zjednoczonych?
W pierwszej kolejności czeka mnie przygotowanie formy na mistrzostwa Polski, bo to właśnie one mogą mi dać awans na mistrzostwa świata. Jeśli tam wystartuję, celem minimum będzie oczywiście awans do finału, a w nim walka o jak najlepsze miejsce. Trudno na tę chwilę stwierdzić, jak wysoki będzie poziom. W sztafecie mierzymy w medal i myślę, że trudno się temu dziwić. Potem w sierpniu czekają nas jeszcze mistrzostwa Europy, które także chciałabym zakończyć z sukcesem.

Rozmawiał Dawid Foltyniewicz

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Natalia Kaczmarek: Nie jestem zaskoczona, że po powrocie z RPA pobiłam rekordy życiowe (ROZMOWA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24