Nowy napastnik Cracovii Airam Cabrera: Angulo i Carlitos strzelili w Polsce wiele bramek, ale najpierw rekord strzelecki należał do mnie!

Justyna Krupa
W pierwszym meczu w barwach Cracovii Airam Cabrera oszukał Michała Pazdana i obrońca Legii opuścił boisko z czerwoną kartką. Mecz zakończył się remisem 0:0
W pierwszym meczu w barwach Cracovii Airam Cabrera oszukał Michała Pazdana i obrońca Legii opuścił boisko z czerwoną kartką. Mecz zakończył się remisem 0:0 Andrzej Banas / Polska Press
- W mojej głowie utrwalił się obraz Cracovii jako zespołu, który grał dobrą piłkę – podkreśla Airam Cabrera, nowy piłkarz „Pasów”, wypożyczony na rok z hiszpańskiej Extremadury, który w sezonie 2015/2016 zdobył w polskiej ekstraklasie 16 goli jako napastnik Korony Kielce.

- Jak pierwsze wrażenia po powrocie do Polski po dwóch latach? Kiedyś był Pan gwiazdą Korony Kielce, teraz próbuje Pan szczęścia w Cracovii.
- O funkcjonowaniu samego klubu wiele nie wiedziałem, tylko tyle, że grałem przeciwko Cracovii w przeszłości. Natomiast samo miasto znałem już wcześniej. Chyba z dziesięć razy byłem w Krakowie podczas tego okresu, gdy mieszkałem w Kielcach. Miasto to był jeden z argumentów za przenosinami do Cracovii, bo zawsze mi się bardzo podobało. I mojej narzeczonej również. Za każdym razem, gdy oglądamy jakieś mieszkanie w centrum, przy okazji robię sobie spacer po okolicach Rynku i fotografuję to, co robi na mnie największe wrażenie. Jak przestanę mieszkać w hotelu, to moja aklimatyzacja w nowym miejscu też będzie łatwiejsza. Tym razem powinno być o tyle prościej, że znam już kraj, ligę i miasto.

- Pewnie liczył Pan, że zagra w sparingu z Podbeskidziem, by powoli zgrywać się z drużyną. Co się stało, że w czwartek niespodziewanie zasygnalizował Pan uraz?

- Przyjechałem tutaj bez żadnych problemów zdrowotnych. Na badaniach przy okazji testów medycznych wszystko było w porządku. Jednak w nocy ze środy na czwartek poczułem ból w okolicy stawu biodrowego. Byłem tym trochę przygnębiony, bo ta przerwa na reprezentację była dobrym momentem, by wprowadzić się do drużyny. Ale miejmy nadzieję, że to nic poważnego.

- Podobno uwielbia Pan oglądać mecze. Śledził Pan, co się działo w polskiej ekstraklasie, gdy Pana nie było? Oglądał Pan jakieś spotkania Cracovii?

- Nie oglądałem, ale widziałem wyniki. Jak grałem poza Polską, to śledziłem jedynie mecze Korony, bo tam grali moi koledzy. Jak grałem w Polsce za pierwszym razem, to Cracovia była klubem z górnej części tabeli. Jeśli się nie mylę, to skończyła chyba sezon na czwartym miejscu. W mojej głowie utrwalił się obraz Cracovii jako zespołu, który grał dobrą piłkę. Teraz sytuacja jest inna, bo zespół walczy o wydostanie się z dolnej części tabeli.

- Po Pana wyjeździe z Polski pojawiały się pogłoski, że chętnie wróciłby Pan do ekstraklasy i do Korony. Nawet na mundialu w Rosji robił sobie Pan zdjęcia w Koszulce Korony.

- Po tamtym sezonie spędzonym przeze mnie w Kielcach nie udało mi się porozumieć co do nowej umowy z Koroną. Ale nie jest prawdą, że później rozmawiałem z kieleckim klubem o ewentualnym powrocie. Nikt z Korony się ze mną już później nie kontaktował w sprawie gry w tym klubie, to były tylko jakieś plotki. Choć mam sentyment do Kielc. Wspaniale mnie tam traktowano. A przecież wtedy po raz pierwszy w karierze opuściłem Hiszpanię i w dodatku trafiłem do kraju będącego na kompletnie innym biegunie. Pod względem klimatu, charakteru ludzi. W końcu jednak zdołałem się do tego przystosować. Można więc powiedzieć, że tęskniłem za tym – za poczuciem, że byłem tam ważny i doceniany.

- A za polską ekstraklasą?

- Zdecydowanie. Uważam, że z moją piłkarską charakterystyką pasuję do tej ligi. W ekstraklasie wiele rzeczy mi imponuje: poziom organizacyjny, nowoczesne stadiony. Było dla mnie jasne, że kiedyś do tego wszystkiego wrócę. I mówię to szczerze. Często rozmawialiśmy o tym z narzeczoną. Ona wolała wrócić na Cypr, bo tam były plaże i słońce. A ja jej powtarzałem, że wolę Polskę, bo mnie chodzi o grę w piłkę. A nie o bycie turystą. W końcu można powiedzieć, że wykazała się zrozumieniem i postawiła na Polskę, a nie na Cypr. Wiedziała, że to tutaj będę czuł się lepiej, bo rozgrywki w Polsce są bardziej profesjonalne. I tu mogę lepiej pokazać swoje atuty.

- Na czym polega to, że w Polsce rozgrywki są bardziej profesjonalne?

- Kluby są dużo lepiej zorganizowane. Nie wiem, czy w Polsce kluby mają problemy z wypłatami na czas? Ja w Koronie nigdy nie miałem żadnych kłopotów tego rodzaju. Słyszałem, że w Cracovii też nie ma problemów z terminowością wypłat. Natomiast moje doświadczenia w tym temacie na Cyprze nie były dobre.

- Pański były trener Paco Jemez wspominał o tym, że Pańskim atutem jest boiskowa inteligencja i umiejętność przewidywania zachowań obrońcy. W ekstraklasie cechy bardzo przydatne.

- Przyznaję, że to chyba kluczowa rzecz. To atut, który czasem jest mało zauważany. Często upraszcza się sprawę i ocenia: jak piłkarz strzela gole, to jest dobry, a jak nie – to słaby. Albo - jak ma efektowny drybling, to znaczy, że dobry zawodnik. A trudniej jest na pierwszy rzut oka dostrzec, że dany gracz ma tę boiskową inteligencję. To prawda, że potrafię nieźle przewidzieć, gdzie w polu karnym znajdzie się piłka, gdzie rywale. I jak się ustawić. A w Polsce umiejętność sprytnego zachowania się w „szesnastce” jest wyjątkowo przydatna i przekłada się na bramki. Dlatego wiem, że w ekstraklasie mogę sporo zdziałać, dzięki tej inteligencji. Boiskowej, podkreślam (śmiech).

- Pański styl gry pasuje do sposobu gry Cracovii?

- Jest za wcześnie, bym mógł wiele na ten temat powiedzieć. Nawet nie znam jeszcze imion wszystkich moich kolegów z zespołu. To, co łatwo zauważyć, to że wyczuwalna jest nerwowość w drużynie. To normalne. Zwłaszcza, że to młody zespół. W końcu ja ze swoją trzydziestką na karku jestem tu jednym z najstarszych. Nie wygrywamy i to normalne, że pojawia się presja. Ja miałem to szczęście – lub tego pecha – że przeżywałem takie sytuacje już wcześniej. Jednak dla tych młodszych graczy to może być nowe i trudne doświadczenie. Im może nie być łatwo odnaleźć się w takiej sytuacji. Liczę jednak, że uda nam się przekuć ten stan niepokoju w taką sportową złość.

-Wspomnieliśmy o Jemezie, czyli najbardziej uznanym szkoleniowcu z jakim Pan pracował. To trener, który miał na Pana największy wpływ w karierze?

- Na pewno Paco Jemez był najbardziej „medialnym” szkoleniowcem z jakim miałem styczność. Miałem przyjemność pracować z wieloma dobrymi trenerami, ale dla mnie najlepszym z tego grona był Raul Agne. Prowadził ekipę Cadiz CF, gdy tam występowałem. Wiele zawdzięczam też jego ówczesnemu asystentowi, Rodriemu [Antonio Rodriguez  - przyp. JUK]. Moją karierę dzielę na dwa etapy: zanim poznałem ten trenerski duet i po spotkaniu tych szkoleniowców. To tak naprawdę oni dwaj nauczyli mnie futbolu. Może to zabrzmieć dziwnie, ale tak było. Bardzo często my, piłkarze nie jesteśmy świadomi tego, co możemy poprawić, wydaje nam się, że wszystko robimy idealnie. Dziś myślę, że coś tam naprawdę wiem o futbolu i to zawdzięczam właśnie im.

- A jak Pan wspomina współpracę z Marcinem Broszem? On i Michał Probierz mają jakieś cechy wspólne, czy to jednak zupełnie różne trenerskie typy?

- Na pewno Marcina Brosza umieściłbym w trójce topowych szkoleniowców, z jakimi pracowałem. W dużej mierze to dzięki niemu wyjazd do Polski był jedną z najlepszych decyzji podjętych w moim zawodowym życiu. Był dla mnie bardzo ważną postacią i bardzo ciepło go wspominam. Jeśli chodzi o porównanie tych dwóch trenerów, to za krótko jestem w Cracovii, by poznać dobrze trenera Probierza. Ale mogę wiele dobrego powiedzieć o Broszu. To człowiek, który ma jasny pomysł na zespół. Nie jest to trener, który zarzuci zawodników szczegółową metodologią i spektakularnymi treningami. Ale jego pomysły są jasne dla zawodników i potrafi do nich dotrzeć. Wydawało się, że w prowadzonym przez niego Górniku nie było wielkich nazwisk, ale potrafił z tej grupy wydobyć maksimum. W końcu awansował z tą drużyną do ekstraklasy, a w kolejnym sezonie – do europejskich pucharów.

- Widać, że jest Pan na bieżąco z tym, co się działo w ekstraklasie. Sądzi Pan, że w Cracovii jest Pan w stanie powtórzyć indywidualny wyczyn z czasów gry w Koronie? 16 strzelonych goli robiło wtedy wrażenie.

- Gdybym nie wierzył, to bym w ogóle nie przyjeżdżał. Z jednej strony jestem starszy, ale też mam większe doświadczenie i więcej wiem o polskim futbolu, niż gdy trafiałem do Kielc. Nie koncentruję się jednak na tym, by tym razem koniecznie pobić swój własny wynik sprzed dwóch sezonów. Będę starał się robić jak najlepiej to, czego będzie ode mnie wymagał trener. Staram się nie myśleć o tym, że jestem tu na wypożyczeniu. Jestem teraz piłkarzem Cracovii i dam z siebie wszystko.

- Żegnał się Pan z kibicami Extremadury słowami „do zobaczenia w lipcu”. Chce Pan coś jeszcze udowodnić w Hiszpanii?

- Mam ważny kontrakt z Extremadurą. Nie mam więc się nad czym zastawiać, bo na ten moment powrót po sezonie do Hiszpanii jest jedyną opcją. Choć oczywiście jeżeli rozegram w Cracovii dobry sezon, to jestem otwarty na rozmowy o swojej przyszłości. Na ten moment nie tracę ani sekundy życia na zastanawianie się, co ze mną będzie w maju. Nie mam obsesji na punkcie udowadniania czegoś w Hiszpanii. Wróciłem tam głównie dlatego, że mojej narzeczonej zaproponowano tam super pracę w jej zawodzie, a mnie Extremadura zaoferowała długi kontrakt. Gdyby nie to, nie wracałbym. To jest zawsze wybór – czy zostawać w Hiszpanii i grać na takim zwykłym poziomie, czy iść za granicę i móc dorobić się tam statusu gwiazdy. Ja wolę tak naprawdę to drugie. Tu, w Polsce, mogę grać na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Oczywiście o byciu „gwiazdą” mówię w cudzysłowie, zaznaczcie to, żeby potem nie było, że robię z siebie gwiazdora!

- Ostatni rok był wyjątkowo udany dla hiszpańskich snajperów w ekstraklasie. Carlos Lopez został królem strzelców, Igor Angulo był tylko o krok za nim. Znał Pan wcześniej Carlitosa?

- Wiedziałem, kim jest, ale nie poznałem go wcześniej osobiście. Co roku w polskiej ekstraklasie pojawia się więcej Hiszpanów, teraz jest nas już chyba dwudziestu. Angulo i Carlitos strzelili tu wiele bramek, ale najpierw ten rekord strzelecki – jeśli chodził o Hiszpanów – należał do mnie. Ruben Jurado też dużo trafiał, ale on grał w Polsce więcej, niż jeden sezon. Można więc powiedzieć, że to ja podbiłem Polskę i byłem jednym z pionierów tej hiszpańskiej kolonizacji! Przyznaję sobie medal z tej okazji (śmiech). Przyznam, że w zeszłym sezonie zerkałem na statystyki goli w ekstraklasie, by sprawdzić, czy Angulo lub Carlitos nie pobili mojego wyniku sprzed dwóch lat. No i w końcu Angulo mnie prześcignął… Ale tak serio, zawsze to miłe jak twoi rodacy odnoszą sukcesy za granicą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24