Panthers Wrocław po raz czwarty. Wyprzedzili Polskę, teraz ruszają do Europy (ROZMOWA)

Jakub Guder
Jakub Guder
fot. materiały prasowe
Panthers Wrocław po raz czwarty zostali mistrzami Polski w futbolu amerykańskim. Jakub Głogowski - menedżer generalny klubu - opowiada o tym sukcesie, świętowaniu, trudnym czasie pandemii, słabościach polskiej ligi i planach podboju Europy.

Wszystkie szampany już wypite, czy nadal świętujecie?
To było nietypowe świętowanie, zresztą jak sam finał. Z powodu obostrzeń związanych z pandemią, nie mogliśmy się spotkać w dużym gronie i po prostu - mówiąc kolokwialnie - napić i wznieść toast. Nie było takiej imprezy, jak co roku. Chwilę później wróciliśmy do pracy. Normalnie w listopadzie skupiamy się już na szukaniu sponsorów i przygotowaniach do nowego sezonu. Tak jest i teraz, ale w zazwyczaj mamy do tego momentu dwa-trzy miesiące. Teraz mówimy o dwóch-trzech dniach.

Przypomnijmy – w finale Polish Bowl pokonaliście Lowlanders Białystok 48:12 i po raz czwarty zdobyliście mistrzowski tytuł. Powiedz kilka słów o samym meczu.
Przystępowaliśmy do niego w roli faworyta. W sezonie zasadniczym wszystkie mecze wygraliśmy wyraźnie. Wiedzieliśmy jednak, że rywale nie położą się przed nami na boisku, a z doświadczenia wiemy, że faworyzowana pozycja potrafi nas rozprężyć. Cztery tygodnie wcześniej graliśmy w Białymstoku i pierwsza połowa była wyrównana. Chwilę wcześniej ogłosiliśmy, że w kolejnym sezonie będziemy grać w Lidze Europy i powiedzieliśmy zawodnikom, żeby udowodnili, iż zasługują na te rozgrywki. Dla niektórych był to z pewnością ostatni mecz w polskiej lidze, więc chcieli pożegnać się w dobrym stylu, no i wszystko wyszło. Cały nasz plan wyegzekwowaliśmy na boisku bardzo dobrze.

Właściwie rok w rok zostawiacie ligę za plecami. Gdzie tu szukać motywacji?
Mam wrażenie, że nikt nie kalkulował, który to finał z kolei. Dla przykładu taki Kamil Ruta grał o najwyższą stawkę już chyba siódmy raz. To jednak nie miało większego znaczenia i znowu zagraliśmy jak głodni pierwszego medalu debiutanci. Wiedzieliśmy, że chociaż nie ma na Stadionie Olimpijskim kibiców, to jednak wiele osób na nas patrzy przez internet, bo w Europie to było jedno z niewielu wydarzeń futbolowych. Zresztą dostaliśmy mnóstwo gratulacji.

Od kogo?
Jeśli mówimy o futbolowym środowisku, to od władz nowej Ligi Europejskiej. Pisali do nas z Austrii i z Niemiec. Wszyscy byli pod wrażeniem. Widać, że nie przeszło to bez echa, a kontakty z klubami w całej Europie sprawiają, że wszyscy bacznie nam się przyglądają.

Jak w ogóle minął wam ten nietypowy, trudny sezon?
To był najdłuższy sezon w historii, trwał właściwie 14 miesięcy. Byliśmy na zgrupowaniu przedsezonowym w marcu, bo w pierwszy dzień wiosny mieliśmy zagrać mecz z Amsterdamem. Myśleliśmy, że może jakoś się uda, że zostanie trochę odroczony i nagle… ciach! Wszystko odwołane. Podeszliśmy do tego jednak profesjonalnie i kiedy tylko można było trenować, to wznowiliśmy zajęcia – początkowo w sześcioosobowych grupach. Zaadaptowaliśmy nasze treningi do nowych wymogów, nie mogliśmy też korzystać z szatni. To było karkołomne zadanie, ale trzeba chylić czoła przed naszym sztabem dowodzonym przez Jakuba Samela i futbolistami, że to zrealizowali.

A sponsorzy was nie zostawili?
Wszystkie firmy, które zadeklarowały, że nam pomogą, nie wycofały się ze swoich obietnic. Dlatego właśnie zależało nam, żeby jednak liga się rozpoczęła. Mamy to szczęście, że takie firmy jak Tarczyński, Mitotuyo Polska czy KFC Polska, a także inni sponsorzy, nam ufają, a trzeba powiedzieć, że początek sezonu to największe wydatki. Musimy kupić bilety lotnicze, wynająć mieszkania, zakwaterować zagranicznych graczy. Co więcej - w marcu musieliśmy ich z dnia na dzień wysłać do domów, aby lockdown przeżywali z bliskimi, a nie na innym kontynencie.

Wasz kolejny wielki krok to start w Lidze Europy - European League Of Football – w przyszłym sezonie. Jak to będzie wyglądać? Będziecie jeszcze startować w polskiej lidze?
Nie znamy odpowiedzi. Nie wiemy jeszcze, jaki będzie dokładnie jej kształt oraz ile drużyn wystartuje w rozgrywkach w kraju. Teraz było tylko sześć ekip i siedem spotkań. Trudno nam w związku z tym powiedzieć, jakie będzie obciążenie zawodników. Raz już zrobiliśmy takie doświadczenie i dzień po dniu graliśmy dwa mecze – najpierw w europejskich rozgrywkach, a potem LFA. To było karkołomne zadanie i więcej tego nie powtórzymy. Być może zatem będziemy grać tylko w Lidze Europy. Może w lidze polskiej szansę dostaną mniej doświadczeni zawodnicy. Czas pokaże.

A nie jesteście trochę rozczarowani, że w Polsce futbol amerykański nie poszedł za wami? Przez pewien czas był wielki boom na tę dyscyplinę. Potem wszystko opadło, pojawił się nawet rozłam i dwie ligi. Wy uciekliście wszystkim zdecydowanie do przodu.
Tej drugiej ligi już nie ma, ale faktycznie – jest trochę tak jak mówisz. Kiedy dwa-trzy lata temu graliśmy w Pucharze Europy, wydawało się, że uda się to wszystko pchnąć do przodu. Że w futbol amerykański w Polsce uwierzą sponsorzy. Niestety po czasie okazało się, że wiele klubów może zniknąć praktycznie z dnia na dzień, tak jak chociażby Seahawks Gdynia. We Wrocławiu stworzyliśmy poziom europejski, potem jest Białystok, a za nim pozostałe kluby. Nie widać perspektyw, żeby liga miała wskoczyć na wyższy poziom. Nasza rywalizacja z Lowalanders jest w miarę wyrównana, ale pozostałe mecze wygrywamy zazwyczaj z dużą przewagą. Tego nie da się już medialnie sprzedać – taka prawda. Normalnie na nasze mecze przychodzi ok. 1000 kibiców, ale gdy gramy w Europie pojawia się nawet 3-4 tys. osób, bo wiedzą, że rywal jest wymagający i będzie ciekawy mecz. Jeśli spotkanie jest natomiast jednostronne, to nie jest to produkt telewizyjny. Mamy nadzieję, że przejście do Ligi Europy wyjdzie nam na dobre.

Na co liczycie, startując w tej lidze?
Przede wszystkim na promocję i zupełnie inny poziom organizacji i marketingu. Za tę ligę zabierają się poważne osoby, które wcześniej działały w Niemczech w różnych dyscyplinach sportu. Zresztą na Zachodzie też widzą, jaka jest sytuacjach. U Niemców jest 500 drużyn i ponad 60 tys. zawodników, ale nawet tam wiele osób widzi, że potrzebny jest katalizator, by to poszło do przodu. Wiele osób ogląda tam NFL (profesjonalna liga w USA – przyp. JG), ale to nie przekłada się tak na zainteresowanie lokalnymi rozgrywkami.

Z czego to wynika?
Moim zdaniem to przede wszystkim kwestia profesjonalnej otoczki marketingowej. Wierzymy, że te nowe rozgrywki będą flagowym projektem, który pociągnie do góry futbol amerykański w Europie. Organizatorzy nowej ligi chcą związać kibiców z projektem także zasadami gry, czy transmisjami będącymi blisko tych z USA.

Nowe rozgrywki to nowe wyzwania i… większy budżet?
Nasz budżet już dziś nie jest o wiele niższy niż wielu drużyn z Niemiec. Jest porównywalny. Z pewnością będziemy się wzmacniać. Przepisy w nowej lidze mówią, że w składzie może być ośmiu obcokrajowców w tym czterech Amerykanów i z pewnością będziemy chcieli z tego maksymalnie skorzystać. To będą największe koszty, bo logistycznie zadanie nie będzie trudniejsze. Przypomnijmy, że w 2019 roku graliśmy mecz w Turcji. Zorganizować wylot do Turcji dla 60 osób, zapewnić im noclegi, wyżywienie, to koszt i złożoność logistyki większe niż kilka wyjazdów na mecze do Niemiec.

W Lidze Europy pieniądze będą krążyć zatem wyższe, bo w Polsce pewnie nagrody żadnej za mistrzostwo nie dostaliście...
Szczerze mówić, to w tym sezonie musieliśmy sami sobie kupić medale i zorganizować mecz finałowy wspólnie z Lowlanders. Liga Europy ma działać jak firma. Już szuka sponsorów. Wszystkie kluby, które w niej wystartują, będą czerpać z tego profity. Myślę, że na starcie rozmawiamy o budżecie ligi w granicach 20-30 mln zł w skali kilku sezonów.

Na razie głośno o was nawet za oceanem. Widziałem, że nad Polish Bowl pochylili się nawet w Fox Sports. Opowiedz o tym, bo to kilka milionów amerykańskich widzów.
(śmiech) No tak. Fox Sports ma wiele programów związanych z NFL. W jednym z nich wyjaśnia nietypowe decyzje sędziów podczas meczów. Mają dwóch świetnych ekspertów, do których dzwonią, gdy chcą zapytać o jakąś sytuację. Jednocześnie poprzez Twittera można zgłaszać do analizy różne decyzje sędziów. Zaczęło się od tego, że jeden z polskich arbitrów zgłosił pewną sytuację z naszego finału i okazało się… że trafiła do programu! Kilka minut o tym pogadali i porównali naszą rywalizację z Białymstokiem do słynnej rywalizacji na poziomie uniwersyteckim Clemson – Alabama. To niespodziewane i wielkie wyróżnienie.

Fajna sprawa. Na koniec jeszcze raz zapytam o pieniądze. Miasto Wrocław zadeklarowało, że w przyszłym roku wspomoże was kwotą 250 tys. zł. Jesteście zadowoleni?
Tak. Współpraca z ratuszem układa się bardzo dobrze, bo to nie jest tylko dotacja, ale też Stadion Olimpijski, na którym gramy wraz z całą infrastrukturą. To ewenement na skalę europejską. Wrocław wspiera nas na wielu płaszczyznach. Wypada za to jedynie podziękować, dając miastu drużynę, o której jest głośno w całej Europie.

Cheerleaderki z zespołu Wild Cats

Cheerleaderki Panthers Wrocław jako mikołajki. Zobacz świąte...

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Panthers Wrocław po raz czwarty. Wyprzedzili Polskę, teraz ruszają do Europy (ROZMOWA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24