Polskie rugby trzeba budować od dołu. "To jest nasz dramat i potworny problem"

Adam Mauks
Fot. Łukasz Kasprzak
Z Piotrem Płoszajem, członkiem zarządu Polskiego Związku Rugby i prezesem Pomorskiego Okręgowego Związku Rugby rozmawia Adam Mauks.

Związek ma mieć w 2018 więcej pieniędzy, choć jeszcze pod koniec roku pisałem, że finansowanie będzie dużo uboższe.
Dodatkowe pół miliona złotych mamy na program Rugby TAG, który jest świetnie odbierany w ministerstwie sportu i światowej federacji rugby. To sukces dzieci i nauczycieli, bo coraz więcej szkół jest w niego zaangażowanych. Pytanie tylko, czy to się przełoży na poziom tego sportu później. Powstała jednak funkcja trenera łączącego, czyli osoby łączącej kluby ze szkołami, której głównym zadaniem jest sterowanie przepływem dzieci ze szkoły do klubu. Tak, by brali one później udział w rozgrywkach na poziomie centralnym, grały dla klubu, a potem reprezentacji Polski. W tym roku dojdzie do programu 12 tysięcy dzieci z prawie 200 szkół. Całe finansowanie rugby z MSiT na 2018 rok to ponad 5 milionów złotych.

Macie jako związek dane pokazujące jak wygląda ten przepływ dzieci i młodzieży ze szkół do klubów?
Są realne dane, to 7 procent w 2017 roku. Nie mam wątpliwości, że dwa ostatnie tytuły mistrzowskie Lechii na poziomie kadetów i juniorów to efekt pracy Krzysztofa Krzewickiego, który jako organizator turniejów szkolnych wyciągał z nich zdolnych chłopaków do klubu. Miłosz Bracik, Robert Wójtowicz, Paweł Boczulak, Jakub Markowski to już efekt rugby TAG, które odniosło olbrzymi sukces w Łodzi. Nie wiem jak to wygląda w całej Polsce, ale na podstawie obserwacji z Trójmiasta, Łodzi, Lublina czy Gorców widać, że przełożyło się to na sukcesy.

Jesteś członkiem zarządu PZR i szefem rugby na Pomorzu. Część środowiska rugby twierdzi, że nie powinieneś sprawować tych funkcji, bo nie złożyłeś w terminie oświadczenia lustracyjnego wymaganego przez ministerstwo sportu.
Nie wiem na jakiej podstawie. Złożyłem oświadczenie, choć jest jakaś drobna kwestia do wyjaśnienia. Czekam na odpowiedź z ministerstwa. Według mojej wiedzy jest jeden członek zarządu, który tego oświadczenia nie złożył. To dla mnie zabawna historia, bo kiedy miałem 18-19 lat, więc w czasie kiedy teoretycznie mógłbym współpracować z SB, ja grałem w rugby. To mnie kręciło.

Jak dziś postrzegasz wizerunek Polskiego Związku Rugby?
Fatalnie. Dramatem jest to, że nie potrafimy sprzedać swoich sukcesów, które mamy w kategoriach młodzieżowych i kobiet, i „7” męskich. Mam wrażenie, że największym problemem jest to, że ludzie związani z rugby nie potrafią ze sobą współpracować. Nie mamy do siebie szacunku i to na każdym poziomie, organizacyjnym i sportowym. Funkcjonuje mentalność Kalego, czyli my możemy łamać reguły, ale kiedy robi to ktoś inny, to głośno krzyczymy, że źle się dzieje.

To może być problem mentalności środowiska?
Tak i to potworny. Jest to nasz dramat. Uważam, że to jest czas, by siąść do stołu i zacząć budować polskie rugby od dołu, od jego podstaw. Gdzieś ktoś kiedyś napisał strategię rozwoju polskiego rugby. Może warto ją odkurzyć? Ja namawiam, by na trening przyprowadzić dziecko, potem przyjść z rodziną na mecz, na którym będzie można coś zjeść i obejrzeć go w godnych warunkach. PZR nie zapewni sponsora dla ligi czy reprezentacji bez budowy silnej ligi, warunków do oglądania meczu. I nawet jeśli mamy w Polsce kilka półzawodowych klubów, to o ogólnym wizerunku ligi decydują ci najsłabsi, którzy przegrywają mecz 0:120, bo nie mają 15 zawodników na oficjalny ligowy pojedynek. Moim zdaniem, nie ma na co czekać. PZR nie sprawi cudu. Zmiany może przynieść tylko praca od dołu. Jeśli będziemy mieć ok. 1 tysiąca widzów na ligowym meczu, jeśli każdy klub będzie miał prawidłowe szkolenie, na podstawie którego będzie miał wyselekcjonowanych 20-30 chłopaków do gry, jeśli zaczniemy współpracować z mediami. To wtedy może się zmieni na lepsze.

Czy w związku i klubach macie pomysł jak zatrzymać młodych ludzi przy rugby?
Trudno tu coś wymyśleć. Rugby jest sportem specyficznym, gdzie 18-letni chłopak wchodzący do drużyny juniorów i mający grać w młynie, musi się kilka lat przechować. A to jest bardzo trudne. Z perspektywy ostatnich lat kilku to się udało. Jest jest np. Łukasz Kujawa z Łodzi, który dziś jest jednym z 2-3 najlepszych młynarzy w Polsce. Bardzo utalentowany i rozsądny chłopak. Jest jednak trudno powiedzieć chłopakowi: „Poczekaj 2-3 lata zanim cię wpuścimy do drużyny”. Są jakieś pomysły, łącznie z ostatnim rady trenerów, by na boisku było kilku młodzieżowców do 23 lat.

Czy związek myśli o tym, by pomagać w wyjeździe do Francji utalentowanych młodych polskich rugbistów?
Powinniśmy mówić młodym zawodnikom: Wyjeżdżajcie jak najszybciej! Podczas ostatniej wyprawy do Francji prezesa Dariusza Olszewskiego, wiceprezesa Grzegorza Kacały i sekretarza Krzysztofa Czajki była mowa o zawiązaniu współpracy z francuskimi klubami w sprawie szkolenia naszej młodzieży. Już w kwietniu grupa polskich rugbistów ma pojechać do Francji. Tam jest rugbowy uniwersytet, u nas szkoła podstawowa, może z elementami zawodówki. Taka jest różnica. Związek musi jednak zadbać o to, by zagwarantować ich udział w meczach reprezentacji Polski.

Dlaczego rugbiści Budowlanych Łódź SA, czyli mistrza Polski nie grają w reprezentacji?
Według moich informacji Patryk Reksulak ma złamaną ręke, Dawid Plichta też jest kontuzjowany, Łukasz Kujawa studiuje na Politechnice Łódzkiej, ale nie został powołany na mecz z Holandią. Reszta zrezygnowała z gry ze względu na obowiązku służbowe. Wiem, że bardzo duża grupa łódzkich rugbistów pracuje jako trenerzy personalni. Nie mogą sobie pozwolić na zbyt długi urlop.

Każdy polski rugbista gdzieś pracuje.
Tak, ale ja nie chce tego szerzej komentować.

Ponad rok temu odbył się wyjazd na Wyspy Brytyjskie w poszukiwaniu polskich talentów. Jakie są tego efekty?
Trudno mi odpowiedzieć, bo tam nie byłem. Wiem jednak, że w naszych kadrach U-18, U-20 są czterej zawodnicy mieszkający na Wyspach Brytyjskich. Być może to jest efekt tego wyjazdu. Myślę, że na wyspach wkrótce będzie więcej rugbistów z końcówką nazwiska na „ski” niż u nas.

Dlaczego Blikkies Groenewald zrezygnował ze współpracy z PZR?
Sam stałem obok prezesa Olszewskiego, który po wrześniowym meczu Polska - Europa w Łodzi zapytał trenera Groenewalda, czy jest szansa na powrót do rozmów. Odpowiedź była: „Nie”. Wydaje mi się, że Blikkies chciał długoterminowego kontraktu i znaczącej podwyżki. Na to PZR się nie zgodził. Blikkies jest jednak facetem o nieprawdopodobnej charyźmie i wiedzy o rugby.

Czy trzeci w ciągu niespełna roku selekcjoner kadry to okoliczność sprzyjająca rozwojowi reprezentantacji?
Stanisław Więciorek był w sztabie Groenewalda, potem samodzielnie prowadził kadrę w dwóch meczach z Czechami i Mołdawią i teraz pracuje także z Duaine’m Lindsay’em. Jest więc naturalnym łącznikiem między kadrą tamtą i obecną. Na przełomie roku był konkurs na nowego selekcjonera kadry. Uznaliśmy, że Lindsay jest najlepszym kandydatem. Paradoksalnie to zagraniczni kandydaci mocno akcentowali kwestię rozwoju polskiego rugby w dalszej perspektywie. Dla mnie argumentem była praca Lindsay’a w Niemczech, gdzie miał on też swój udział w tym szybkim rozwoju rugby. Owszem, teraz jest tam potężny konflikt między federacją a klubami, ale generalnie na nich powinniśmy się wzorować, np. na usystematyzowaniu szkolenia, monitoringu indywidualnych zachowań młodych zawodników, itd. Niemcy podpisują z młodymi utalentowanymi zawodnikami umowy na poziomie organizacji państwowych np. policji, gdzie nasz mistrz Polski z Lechią a reprezentant niemieckiej młodzieżówki Justin Renc dostał propozycję pracy. To pozwala mu na godzenie treningów z obowiązkami zawodowymi. Dlatego prezes Olszewski i sekretarz Czajka prowadzą rozmowy z naszą armią, by pójść w tym kierunku. To przecież funkcjonuje już wśród biatlonistów czy lekkoatletów.

Jesteście zadowoleni z pracy Duaine Lindsay’a
Trudno go oceniać po jednym meczu, który jeszcze ewidentnie nie wyszedł. Uznaliśmy, że jest najlepszy, bo pochodzi z mega rugbowego kraju, ma dobre sportowe CV, staż w reprezentacji „7” Nowej Zelandii oraz w kilku topowych klubach brytyjskich. Był nominowany do tytułu trenera roku w Niemczech. To o czymś świadczy.

Czy komisja wybierająca trenera reprezentacji lub jej przewodniczący mieli kompetencje pozwalające na wybór odpowiedniego kandydata?
Nie ocenialiśmy tego, co potrafi zrobić na boisku z drużyną. Ocenialiśmy jego CV i rozmawialiśmy z nim. Przewodniczącym komisji był Andrzej Kuć, jeden z najwybitniejszych zawodników w historii polskiego rugby, dziś właściciel dużej firmy. Dlatego myślę, że proces rekrutacji to jest jego mocna strona. Ale nie tylko jego, bo innych ludzi z komisji również. Zależało nam, by to był trener mieszkający w Polsce, by wspomógł nasz cały proces szkoleniowy, był na miejscu i okrągły rok pracował na rzecz polskiego rugby.

Zawodowa reprezentacja Polski - to realna sprawa?
To jest to, co musi się stać. Stworzenie systemu stypendialnego dla np. 30 zawodników bardzo pchnęłoby rozwój naszego rugby. Może uda się to zrobić jeszcze w tym roku, może w kolejnym. Myślę, że dobrym pomysłem jest powiększenie ligi do 10 zespołów. To powinno podnieść poziom rywalizacji.

Prezent Arki, w Lechii potrzebna jest burza mózgów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polskie rugby trzeba budować od dołu. "To jest nasz dramat i potworny problem" - Dziennik Bałtycki

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24