Dominującą nacją byli oczywiście Polacy, choć w tłumie biało-czerwonych koszulek i tych w barwach poszczególnych żużlowców można było dostrzec flagi Szwecji, Wielkiej Brytanii, Danii, Słowacji czy Australii. Każdy, kto przyszedł na teren Stadionu Olimpijskiego jeszcze przed zawodami, raczej się nie nudził. W miasteczku kibica największą uwagę przyciągała strefa Monster Energy. Żużlowcy sponsorowani przez tę firmę rozdawali gadżety, każdy z kibiców mógł napić się wspomnianego napoju, a tuż obok można było podziwiać kaskaderskie popisy na motocyklu. Wszystko w towarzystwie Monster Energy Girls i muzyki serwowanej przez DJ-a.
Na pergoli Stadionu Olimpijskiego można było zebrać autografy od wszystkich uczestników zawodów we Wrocławiu, kupić gadżety z oficjalnych sklepów Grand Prix, Macieja Janowskiego i Patryka Dudka, sprawdzić swój refleks czy wziąć udział w konkursie firmy DeWalt - sponsora tytularnego turnieju. Najlepsi wrócili do domu z nowymi wkrętarkami.
Będąca gospodarzem zawodów Sparta mocno się postarała, aby najważniejsi goście wydarzenia opuścili Wrocław z dobrymi wrażeniami. Podczas meczów ligowych strefa VIP znajduje się w budynku na trybunie zachodniej. Tym razem obejmowała ona nie tylko wspomnianą część, ale także wielki namiot.
W trakcie rywalizacji na trybunach zasiadł komplet ponad 13,5 tysiąca kibiców, co nie było żadnym zaskoczeniem. Sprzedaż biletów na Grand Prix we Wrocławiu ruszyła w grudniu, a już miesiąc później wszystkie wejściówki znalazły swoich nabywców. Przed stadionem można było spotkać kilkanaście osób z tabliczkami z napisem „kupię bilety”. Z tego, co udało nam się usłyszeć na miejscu, ich wysiłki zakończyły się jednak fiaskiem i nikt z kibiców nie chciał pozbywać się swojego biletu.
Co do atmosfery na stadionie, wyraźnie dało się wyczuć, że była ona uzależniona od tego, jak prezentowali się Biało-Czerwoni. Na najgłośniejszy doping mógł liczyć Maciej Janowski - wychowanek i wieloletni kapitan miejscowej Sparty. Dobry występ Janowskiego, Bartosza Zmarzlika i Patryka Dudka rozbudził nadzieje polskich kibiców, szkoda więc, że żaden z nich nie zdołał awansować do finału. Najważniejszej gonitwie dnia z udziałem czterech zagranicznych zawodników - delikatnie mówiąc - nie towarzyszył ogłuszający doping, bo i sam wyścig nie przyniósł zbyt wielu emocji. Martin Vaculík najlepiej ruszył spod taśmy i przez cztery okrążenia jego prowadzenie było niezagrożone.
Tradycją Grand Prix we Wrocławiu jest zakończenie z pompą. Po wysłuchaniu słowackiego hymnu na Stadionie Olimpijskim zgaszono wszystkie światła, dla lepszego efektu zadymiono obiekt, a kibice przez kilka minut mogli nacieszyć oczy efektownym pokazem laserów i sztucznych ogni w rytm utworu „The Final Countdown” zespołu Europe.
Finałowe odliczanie można już rozpocząć także w tegorocznym cyklu Grand Prix. Do zakończenia sezonu pozostały trzy rundy: w Rydze (7 września), Vojens (14 września) i Toruniu (28 września). Klasyfikacji przewodzi Bartosz Zmarzlik (121 punktów). Jego przewaga nad resztą stawki wydaje się dość bezpieczna, ale faktem jest, że Fredrik Lindgren i Robert Lambert (obaj po 106 punktów) we Wrocławiu zbliżyli się do Polaka.
Postawił na Rosję, teraz gra za darmo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?