Rafał Musioł: Czy powrót kibiców na trybuny ma sens?

Nic - takim słowem kilka dni temu Robert Lewandowski skwitował w TVN pytanie o to, co poczuł wychodząc na mecz przy pustych trybunach.

To wyznanie musi dawać do myślenia. Może rzeczywiście jest tak, że kibice piłkarzom nie są do niczego potrzebni? Teoria niewątpliwie warta rozważenia, prawda? Zwłaszcza, że jej przyczynek wyszedł z ust autentycznej gwiazdy, która przyzwyczajona jest do błyszczenia przy trybunach pękających w szwach od nadmiaru fanów. W Polsce na podobną odwagę nie zdobył się do tej pory żaden piłkarz, a w zamian otrzymujemy banalne wypowiedzi o tym, że piłka jest dla kibiców...
'

Spójrzmy jednak na tę sprawę z jedynego sensownego punktu odniesienia, a więc z perspektywy klubowych portfeli. Wpływy z dnia meczowego - według raportu Deloitte 2019 - maleją w Ekstraklasie z roku na rok. W 2018 roku w całej lidze, czyli w 16 klubach, wyniosły tylko 83 mln zł, co daje każdemu około pięciu milionów na sezon, przy czym lwią część tego tortu zgarnia ścisła czołówka tabeli. Taki stan rzeczy potwierdziło zresztą m.in. rozliczenie roczne Górnika Zabrze, należącego przecież do ekstraklasowego frekwencyjnego topu. Za cały rok 2019 klub z Roosevelta z biletów zarobił tylko 4,66 mln zł, a z karnetów dołożył 432 tysiące. Tymczasem z samej sprzedaży praw medialnych zabrzanie otrzymali ponad 8 mln zł.

Trzeba więc przyznać, że - z pozoru paradoksalnie, ale całkiem logicznie oceniając obecną sytuację - koronawirus tej części polskiej piłki, która wznowiła rozgrywki, dosłownie spadł jak z nieba. Tarcza rządowa, tarcza PZPN-owska, gwarancja wypłaty kolejnej transzy z Canal+, (czasowe) obniżki kontraktów zawodników, spadek cen na rynku transferowym oraz zejście z kosztów związanych z organizacją imprez masowych w praktyce dały szansę na zamknięcie sezonu na plusie! Powrót kibiców na trybuny jest więc bez sensu nie tylko z punktu widzenia zagrożenia zdrowotnego, ale i ekonomicznego.